,,Ecce HaM(o)..."
olej na płótnie
100x70
czerwiec/lipiec
Odkopany z prehistorii obraz, który podczas wakacji uległ zniszczeniu- ale udało się go odratować- niestety szkody na płótnie (na ramieniu i obojczyku) widoczne są do teraz.
Kiedy świadomie zacząłem podążać za chrabąszczami, byłem zachłyśnięty tematyką sakralną w portretach i autoportretach. Było to związane z moim (tamtejszym) przejściem na wiarę monoteistyczną, obracaniem się w środowisku sakralnym, czytaniu ksiąg świętych karmelu...
Wydawało mi się, ze Pana Boga za nogi złapałem, myśląc, że odkryłem Amerykę.
Z racji, że moja wiedza książkowa i teoretyczna jeśli chodzi o historię sztuki była nikła, wiec jak się później okazało, nie byłem pierwszym i nie będę zapewne ostatnim, który w swym rozdziale (początkującym) zabiera się za tą tematykę...
Kiedy przypadkiem trafiłem na wystawę Tadeusza Boruty, ujrzałem w Jego pracach to co w tamtym okresie pragnąłem zrobić... zatem prędko odrzuciłem ten temat, który w pewnym momencie przyniósł mi więcej szkody niż pożytku- ale wtedy jeszcze nie odpuszczałem.
Kiedy hds stał się modelem, chciałem na dzień dobry pójść o krok dalej, nie będąc jeszcze świadomym co robię i w ,,Descent Into Hades" ( igrając z wewnętrznym buntem i ogniem), łącząc sakralność z seksualnością- swoje pierwsze odkrycie i ukazanie swojej potrzeby mówienia o męskiej przyjaźni i miłości.
Obrazy uległy wypadkowi (miałem wtedy szlaban i odwyk od bloggera, więc o tym nie pisałem)- podczas zabrania
ich na strych do wyschnięcia, mokre oleje przywitały mnie na drugi
dzień na ziemi, wciskając w swoje macki cały brud i kurz.
Do tej pory zastanawiam się czy zrobił to jakiś niemiły sąsiad, czy był to przeciąg- strych się jednak latem wietrzył, czy po prostu ręka boska w końcu mnie ukarała za tą zabawę?
Jedynie obecny ,,Ecce HaM(o)" i dyptyk ,,Visitation" (szkice tu i tu- a preludium obrazu tu-
już niebawem na blogu) ocalały jako
tako- mając uszczerbki (typu uszkodzenie płótna) i musiałem raz jeszcze je
podmalować.
Wśród obrazów była też ,,Pieta"- która została również poprawiona i wraz z bogatym materiałem szkicowym zacznie powolutku się wyłaniać- jedyny z sakralnych motywów, który zawsze będzie dla mnie nieśmiertelny w portretowaniu.
Cały ten etap, był potrzebny by iść dalej a jednocześnie wchodzić w głąb siebie, a powstałe wtedy uczucie, tylko w tym pomogły (,,Rapture In The Morning...", ,,Unavaible Inspiration..."), by zacząć iść swoją własną drogą- będąc już jej w pełni świadomy, o której pisałem nad ranem.
przypomnienie wstępniaków do ,,Ecce HaM(o)...":
wśród nich jest jeszcze kilka rysunków, jednak w dokumentacji ciągle braki.
Mam za sobą wynaturzenia co do planów do chrabąszczy, zamknięty felieton co do sakralnej stylistyki, a jutrem zapraszam na podsumowanie całego, minionego roku na prywatnej płaszczyźnie.
jeśli moje smaczki muzyczne zostają często pominięte, tym razem zapraszam do obejrzenia :)
warto (szczególnie po 2 minucie)