piątek, 30 grudnia 2011

Ecce HaM(o)...


 ,,Ecce HaM(o)..."

olej na płótnie

100x70

czerwiec/lipiec

 Odkopany z prehistorii obraz, który podczas wakacji uległ zniszczeniu- ale udało się go odratować- niestety szkody na płótnie (na ramieniu i obojczyku) widoczne są do teraz.



 Kiedy świadomie zacząłem podążać za chrabąszczami, byłem zachłyśnięty tematyką sakralną w portretach i autoportretach. Było to związane z moim (tamtejszym) przejściem na wiarę monoteistyczną, obracaniem się w środowisku sakralnym, czytaniu ksiąg świętych karmelu...
Wydawało mi się, ze Pana Boga za nogi złapałem, myśląc, że odkryłem Amerykę.
Z racji, że moja wiedza książkowa i teoretyczna jeśli chodzi o historię sztuki była nikła, wiec jak się później okazało, nie byłem pierwszym i nie będę zapewne ostatnim, który w swym rozdziale (początkującym) zabiera się za tą tematykę... 

Kiedy przypadkiem trafiłem na wystawę Tadeusza Boruty, ujrzałem w Jego pracach to co w tamtym okresie pragnąłem zrobić... zatem prędko odrzuciłem ten temat, który w pewnym momencie przyniósł mi więcej szkody niż pożytku- ale wtedy jeszcze nie odpuszczałem.
Kiedy hds stał się modelem, chciałem na dzień dobry pójść o krok dalej, nie będąc jeszcze świadomym co robię i w ,,Descent Into Hades" ( igrając z wewnętrznym buntem i ogniem), łącząc sakralność z seksualnością- swoje pierwsze odkrycie i ukazanie swojej potrzeby mówienia o męskiej przyjaźni i miłości.




Obrazy uległy wypadkowi (miałem wtedy szlaban i odwyk od bloggera, więc o tym nie pisałem)- podczas zabrania ich na strych do wyschnięcia, mokre oleje przywitały mnie na drugi dzień na ziemi, wciskając w swoje macki cały brud i kurz.
Do tej pory zastanawiam się czy zrobił to jakiś niemiły sąsiad, czy był to przeciąg- strych się jednak latem wietrzył, czy po prostu ręka boska w końcu mnie ukarała za tą zabawę?

Jedynie obecny ,,Ecce HaM(o)" i dyptyk ,,Visitation" (szkice tu i tu- a preludium obrazu tu- już niebawem na blogu) ocalały jako tako- mając uszczerbki (typu uszkodzenie płótna) i musiałem raz jeszcze je podmalować.

Wśród obrazów była też ,,Pieta"- która została również poprawiona i wraz z bogatym materiałem szkicowym zacznie powolutku się wyłaniać- jedyny z sakralnych motywów, który zawsze będzie dla mnie nieśmiertelny w portretowaniu.

Cały ten etap, był potrzebny by iść dalej a jednocześnie wchodzić w głąb siebie, a powstałe wtedy uczucie, tylko w tym pomogły (,,Rapture In  The Morning...", ,,Unavaible Inspiration..."), by zacząć iść swoją własną drogą- będąc już jej w pełni świadomy, o której pisałem nad ranem.

przypomnienie wstępniaków do ,,Ecce HaM(o)...":













wśród nich jest jeszcze kilka rysunków, jednak w dokumentacji ciągle braki.


Mam za sobą wynaturzenia co do planów do chrabąszczy, zamknięty felieton co do sakralnej stylistyki, a jutrem zapraszam na podsumowanie całego, minionego roku na prywatnej płaszczyźnie.

jeśli moje smaczki muzyczne zostają często pominięte, tym razem zapraszam do obejrzenia :) 
warto (szczególnie po 2 minucie)


Coco Rosie pojawiły się jeszcze na blogu tu & tu