niedziela, 29 kwietnia 2012

Another World in Dialect Word...



Ostatnie dni były pełne wrażeń poznawania ciekawych osobowości, połączonej z małą ucieczką od Krakowa, który coraz bardziej daje mi się we znaki. Lubie to miasto- zacząłem nawet czuć się tu jak u siebie, ale brak małej mieścinki, lasów, pół odzywa się echem- co zacząłem rekompensować sobie tutaj bosymi spacerami i nagminnym zaliczaniem Wisełki, Skałek Twardowskiego (jako żem Pan Twardowski) na Zakrzówku i przedmieścia- bardzo malowniczego- dziw mnie chwilami bierze, że jestem tu już ponad rok z hakiem.




Wraz ze złodziejem jabłek (o którym niebawem w Love Is The Devil), dałem się porwać do twierdzy Pańci, która wzbudziła we mnie sentyment i niesamowite podobieństwo z moją Hanką- gdyby te dwie postacie postawić obok siebie, odbiły by się jak w lustrzanym zwierciadle- zapewne byłaby to nieziemska konfrontacja- nigdy nie mówi się nigdy, więc może podczas jednej z wizyt do tego dojdzie- oby- bo jak wiadomo liche są kimonie losy.

Zaproszenie do takiego miejsca, było samą przyjemnością- a przedmioty którymi się otacza, przyprawił mnie nie tylko o podziw, ale przede wszystkim zachwyt za bibelotem i natarczywością ,,zbieractwa"- i to w smakowitym stylu :)




 Najśmielsze moje oczekiwania przeszedł również fakt próbowania 15sto letnich win z najwyższej półki, o których mógłbym sobie pomarzyć swoją pustą kieszenią. jedna butelka pogoniła drugą, a drugą trzecia- wydawało mi się, że nigdy nie spróbuje słodkiego wina- jednak doborowy Muskat z nutką czarnej porzeczki, jeżyn i pieprzu, podłechtał mnie z każdej możliwej strony.

Starałem się utrzymać pion i poziom po takich ilościach- jednak niestety przepadłem z kretesem- brak mi wprawy w smakowaniu win ;)




Przez moment poczułem się jakbym znał to miejsce i tych ludzi od dawien dawna- swoboda, sama ufność i szczerość w rozmowach (chwilami powrotem do chwil dość smutnych i traumatycznych) chyba była wynikiem specyficznej mentalności chrzanowskich ,,Cabanów", która bardzo przypomniała mi przemyskie harce i pląsy moich, pogórzańskich tubylców ;) 

Specyficzne dla tego regionu (Krakowie również) jest nadużywanie ,,że" (weźże, chodźże, idźże, dajże itd- choć rozłożyło mnie na łopatki ,,wypierdalajże" o_O ), co ochoczo podchwyciłem do swojego języka pochłoniętego ślinotokiem- tworząc własny dialekt, niekoniecznie sarkastyczny  ;) 

btw
ponoć kiedy rozmawiałem ze swoją matulą przez telefon, mój sposób mówienia nagle się zmienił, bo jak wiadomo ,,przemyślaki" słyną ze swojej ,,śpiewającej" intonacji głosowej- niczym słowik.
Sam osobiście nie zagrzałem nigdzie na dłużej miejsca, więc mój sposób mówienia nie jest ani śpiewający (Przemyśl) ani zaciągający na ostatnich sylabach (Sanok) ani z ukraińskim zmiękczaniem (Ustrzyki). Nie dość, że jestem mieszanką etniczną narodowości, to nawet mój język jest elastyczny.






Jest to dopiero początek mojej przygody ze specyficzną i otwartą mentalnością tego regionu ;)

Muzyka Charlie'go Winstona będzie mi za każdym razem przypominać te ,,początki" płynąc całonocnie z głośników:


na zakończenie dowody zbrodni


Zapomniałem dodać, ze gwoździem do trumny były własne, winne wyroby Pańci- muszę to stwierdzić- nigdy nie piłem tak dobrego, domowego wina (wybacz dziadku) :)
Przepraszam również za brak porannej telefonizacji, a raczej za brak odbioru (vivat Aneta & Doro), ale procenty zeszły ze mnie dopiero późnym popołudniem gdy oko odkleiłem ;>

P.S.
Pańcia niebawem w małej wariacji chrabąszczowej Damy z Gronostajem ;P
taki krótki i jednorazowy powrót do malarstwa ;)

Bombay


  Wróciłem po krótkim oddechu- choć stwierdzam, że czuje się pusto teraz u siebie w domu (nic nie biega pod nogami, nie kładzie się zwinięty w kłębek do łóżka, nie drapie...), choć u boku mam doborowe towarzystwo, oferując wiele troski, ciepła i niekończącego się ,,ślinotoku" (choć w tym wypadku to stwierdzenie jest nie na miejscu- ponieważ nie zamykająca się buzia raczej oparta jest o elokwencję) ;> na dniach remont na nowych włościach- może dlatego pozwoliłem sobie na kilkudniową ucieczkę przed oficjalnym tripem w Bieszczady po majówce (gdy już ,,moje miejsca" będą puste od tubylców ,,niedzielnych")? A może po prostu szukam powodu by się jak zwykle wytłumaczyć i nie mówić już o emocjach?

Staje na nogi, tym razem nie rękami- odwracając świat do góry nogami jak to miało dotychczas, wlewając niepotrzebne zjawiska do swojego pustego łba.

Zaczynam od nowa- nie mówię od początku- ale od nowa- z pełną świadomością tego słowa :)


 Znamy również oficjalnie winowajce kradzieży jabłek- wieść się niesie już nie tylko po Krakowie- choć to nie w tej sprawie niebawem stanę na przesłuchaniu w komisariacie ;>

Posta głównie wcieliłem w życie poprzez El Guincho- zakochałem się w tym kawałku, który miał zostać wrzucony w eter jako samodzielny twór- sam klip jest wspaniałym odzwierciedleniem mojego dotychczasowego funkcjonowania (mimo ciągłego tanga) %) Jest już oficjalnie wpisany w kajet moich muzycznych perełek, które mogę słuchać do porzygu, mając ciągle jedną playlistę, która zostaje co jakiś czas wzbogacana ;>

jest szał ;)


na zakończenie mała zagadka:



z czym to się je?
o_O

P.S. 
Sezon bosych stóp & hasów czas oficjalnie zacząć :D

środa, 25 kwietnia 2012

Chłonę...


 Chłonę jak gąbka każde słowo spijane, kiedy próżnie zgodzić się z nim nie mogę...
Chłonę słowa, które z usta padane, dotykają miejsca, które szufladkuje w podzielonym na dwie części sercu- ono już nie bije tak jak dawniej, odchodząc w byt, gdzie już me dłonie macek wyciągnąć rady nie dają- nie chcą, mimowolnie chcąc- odcinając masochistycznie wyrzekając się samego siebie.

Wyrzec się siebie, wyrzec się imienia i liter, które ciągle w jeden obraz składają rozproszone światło, które porankiem mnie witało.
Byłeś światłem, z pod ziemi wyrastającym, zaznając ukojenia na mych dłoniach, które twarz Twoją chować kochały, licząc każdy włos przepuszczany między palcami...
Przyszedł moment, gdzie rankiem Cie nie ma... a ja drżącą ręką szukam Cie w pościeli, nadzieję mając, że jeszcze zapach Twojego ciała wyczuwalny jest na mojej skroni...

Cisza...
Cisza jeszcze nigdy nie była taka słona...
Niczym kolejna łza spływająca- której sam winien sobie jestem...
Pytam ,,dlaczego", odpowiadam ,,emocje"...


 Chłonę jak gąbka błędów popełnianych, z których nigdy doświadczenia czerpać nie chciałem...
Wygodnictwo strachem przeszywałem, a strach w kłamstwie zamykam, udając, że problem nigdy z problemu się nie bierze- zakładając maskę doświadczonego przez los ,,chłopca", z którego wyrastam broniąc się kurczowo przeszczepami.

Życie...
Czyn...
Odpowiedzialność... 
Odpowiedzialność za drugiego człowieka-
materia mi nieznana...
materia mi nie dana...

Lewituje nad emocjami, wyrzekając się miłości, która centymetrami mnie przerosła, biorąc czyny na zamiary... Zamiary błędne i jeszcze bardziej nie dojrzalsze niż ja sam.

Zmieniam się, wracam, idę na przód, wracam, stoję, idę dalej po zastanowieniu...
Nic nigdy nie jest całkowicie ostateczne- jednak powroty zawsze do trudnych należały- wiedząc, że nic nigdy już nie powróci i nigdy nie nabierze tej samej barwy po wymieszaniu ją z brudem, nieczystością, smrodem, parchem własnego ciała...

Karuzela się zatrzymała, z której już dawno wyjść chciałeś...
Jednak to czas nakręca całą machinę napędową...


Filmowa inspiracja, obejrzana na iplex do ,,Maoryskiego Projektu Braterskiego" nie była dość dobrym pomysłem na dzień dzisiejszy, może nawet nie na dzień, ale stan, który utrzymuje się już od dawien dawna- zakrywany maską codzienności.
Jestem podatny teraz na czynniki zewnętrzne owiane romantyzmem, mimo, że doczesność i sprawy namacalne ostatnio wielkim pokojem mnie ogarniają.

Jak to możliwe funkcjonować w pozytywie, niebiańskim szczęściu i jednoczesnym wewnętrznym ucisku, który z każdym uderzeniem serca przypomina Ci o swoim istnieniu, że nie powinno to tak smakować?

Zaprzestałem mówić... 
Zaprzestałem tworzyć...

Zaprzestałem już szukać.............

no i znowu się zapuściłem...
w końcu los się do mnie odwrócił, oddając mi podwójnie krzywdy, które swego czasu popełniłem.



Na dniach przeprowadzka, oraz coraz bliżej długoterminowy urlop za granicę, który poprzedzi wymarzona, samotna ucieczka w Bieszczady z małym plecakiem bez grosza w kieszeni- więc prawdopodobnie zrezygnuje z Ogólnopolskiego Festiwalu FORMA 2012, na który zostałem zaproszony- potrzebuje tego ,,azylu" jak nigdy wcześniej...
Szukam nadal stałej pracy, choć zastawiam się czy ma to obecnie sens- chyba tylko ona potrafiłaby mnie zatrzymać w Krakowie na dłużej, bez tych wyjazdów, życia na walizkach i kolejnych życiowych ,,ucieczek"...
Urlop dziekański na uczelni, zakończył się całkowitym i oficjalnym zrezygnowaniem ze studiów...
Moich graficznych studiów, o które swego czasu walczyłem przez 2 lata...
Czy tam ,,legalnie" powrócę?
nie wiem...
Dziękuje tylko Panu O., że mogę nadal używać pracowni w swoim wolnym czasie.

Zastanawiam się czy zdążyłem już wykorzystać limit tegorocznego gówna...
Wydaje mi się, że jeszcze nie, bo mamy dopiero koniec kwietnia...
Choć jak wiadomo, ja tak łatwo się nie poddaje zaliczając ciągle porażki.

P.S.
Mimo, że prowadzę odręczny pamiętnik, stwierdziłem, że raz na jakiś czas popełnię błąd jakim jest nadmierne ,,wywlekanie codzienności i prywaty"na blogowym poletku ;>

wtorek, 24 kwietnia 2012

,,Lukrecja" czyli Lady Daga...


 ,,Daga..."

tusz na kartonie

100x70


 Wczoraj Jola przebąknęła na swoim poletku, o tomiku wierszy, w których pojawią się moje skromne, tuszowe chrabąszcze ;> więc dziś prezentuje rozłożoną jak lukrecja Dagę, która podczas Lap Dance, wyginała do rysunków pozowania, swoje nagie ciauko (Maszka bez Ptaszka zrobiła mi za to scenę zazdrości... SIC!).

Daga jako dobra materia, do chrabąszczy, zapewne pojawi się jeszcze nie raz- mimo, że nasza styczność mieszkania pod jednym dachem niestety dobiega końca...

Obiecałem sobie i Jej, że pierwszy ,,zin" powstanie na Jej cześć- słowa dotrzymam.

Przed przeprowadzką, zostawię Jej artystyczny dorobek (rysunki), z których powstanie jeden, wielki, komiksowy kolaż na ścianie- jeszcze nie wiem w jakiej zostanie formie zamknięty- ale coś po mnie na tym domostwie pozostać musi ;> łoł


Jako przestrogę wdawania się w kooperację kobieco-męskie, pozostawiam filmową dedykację- niestety tak skończymy razem z Maszką w niedalekiej przyszłości- bo wizja wspólnego zamieszkania w końcu została zrealizowana ;P

Mieszkanie z dwiema kobietami (Maszka & Arthi) pod jednym dachem, sprawia mnie o skurcz żołądka... Skończę zamknięty w 4 ścianach dużej pracowni (hell yeah) jako alkoholik, albo więcej będę poza domem, niż w nim samym ;>


Maszka jako wieczny ,,opornik", nie da się namówić na pozowanie do chrabąszczy...
Nici z dobrej zabawy...

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

,,Maori Warriors: Brothers Project"


 W połowie stycznia wraz z Cypisem, podjęliśmy się małego projektu chrabąszczowego- a raczej samego pomysłu zrodzonego z zabawy (wieczornej nudy). Nadszedł czas, by z końcu zacząć go realizować. Pomysł przeszedł moją małą ewolucję...

  Pomysł tak stał i stał i stał... a ja od 3 miesięcy nie podjąłem ani jednego chrabąszcza, który miał być tylko dla mnie (nie licząc Ofeliona w pracowni Wklęsłodruku, który ciągnął się za mną jak sraczka, doprowadzając do odruchu wymiotnego). Bujając się w swoich emocjach- zamykając i dojrzewając jednocześnie, w końcu wpadam w wir pracy- mam nadzieje, że pozwoli mi na zapomnienie się w niej- zamykając definitywnie przeszłość, projekty i pomysły za sobą- ukazując nowe, świeże i te spowodowane wewnętrznym problemem, konfliktem emocjonalnym, a nie brzusznym motylem.



 Tworząc materiał fotograficzny oraz szkicowy, ewolucja i potrzeba mówienia o swoim ekshibicjonizmie doprowadził do zmiany ,,If U Had Maori Heart" do czegoś bardziej ,,mojego".
Może zaczynam wpadać w błędne koło, ale materia jaką jest ,,homo-chrabąszcz" okazuje się miejscem nie do końca jeszcze odkrytym. I z tym mam zamiar teraz się zmagać (co ma miejsce już od roku- na oślep macając relacji m+m).



 Wracając do projektu- pierwszym chrabąszczem gdzie ukazałem siebie i brata, był obraz z połowy 2010 roku (moje malarskie i artystyczne początki) ,,Bracia...".

Teraz Cypis znów powraca u mojego boku... 

 Wojownik walczący ze zwierzęciem, którego ma w sobie- w taki sposób przedstawia mnie Aneta niejednokrotnie na swoim poletku, wiec i to stało się impulsem do tworu. 
Kropką nad ,,i", był zaległy, HamKid'owy  pomysł, który z racji sił wyższych, nie może zostać zrealizowany...

Wszystkie te czynniki złączone w całość doprowadziły do ukazania kazirodczego związku braci, z etnicznego plemienia- łącząc w sobie zagadnienie braterstwa, miłości, przyjaźni, walki, strachu- ,,problemu" kazirodztwa, rasizmu i homofobizmu. 

Kiedy opowiedziałem o projekcie Arthiemu, podesłał mi linka na film, który będę musiał na dniach zobaczyć- mam nadzieje, że stanie się kolejnym źródłem inspiracji...




Kiedy powstały komiksowe szkice do ,,Daddy..." powiedziałem sobie, ze jest to materia w której czuje się najlepiej- tusz + krótka opowieść obrazowa.
To jest plan na najbliższy czas...
Może to wynik współpracy przy ,,Degrengolandzie"?

Natomiast muzycznie odkopuje pląsające dinozaury...


a skoro mamy preludium do chrabąszczy, czas na małą zapowiedź do kolejnego cyklu- tym razem tuszowych ,,kart" powitania słońca- będą to pierwsze moje rysunkowe akty bez cenzury...
na zdjęciach w wersji ,,fun" rzecz jasna ;>



P.S.
dziękuje Królowej (Arthi) za codzienną stylizację mej fryzury ;>

P.S. 2
Wyżej wymieniony niebawem w stylizacyjnych chrabąszczach...

P.S.3
Musze przyznać racje Anecie, że mój blog jest przesiąknięty seksualnością ;>


sobota, 21 kwietnia 2012

Gossip Folks: ,,Degrengoland vol. 2"



Interaktywny komiks Macieja Pałki ,,Degrengoland", do którego miałem przyjemność zrobić okładkę, rozsiewa się ze swoja wieścią po wirtualnych pieleszach ;>

Może dla samego twórcy komiksowego, promocja jest to coś ,,normalnego", dla mnie zupełnie nowa materia- tym bardziej, że do tej pory byłem anonimowym Kimonkiem (K.I.M.)- gdzieniegdzie o swej tożsamości imienno- nazwiskowej, przebąkując w postach (w przypadku np. autorskiej wystawy) ;> ale chyba czas wyjść w końcu z cienia...

 
 ,,Aleja Komiksu"
(klik)

 



 ,,Gildia/ Komiks"
(klik)


 ,,Comics Flying Circus"
(klik)


 ,,Komiks Polter"
(klik)


,,Komiksomania"
(klik)


Anu i zachęcam do klikania ,,Like It" na oficjalnym FanPejdżu na Fejsbuku ;>

Jeszcze raz muszę podziękować Maciejowi za współpracę, bo przeszła moje najśmielsze oczekiwania- tym bardziej, że komiksiarz (jeszcze) ze mnie żaden- nawet zalążka nie widać, choć plany na przyszłość mam zupełnie inne ;>

Muzycznie porywa Missy Elliot z połowy lat 90.tych w komiksowym wcieleniu u boku mej Lil' Kimuszki & Da Brat ;)


:D

Być lodem...


Niezbyt często zdarzają mi się dedykacje muzyczne z polskiego poletka...
Może to wynik nocnego (dość długiego...) biegu przez krakowskie włości, by troszkę ostudzić i ochłodzić nadmiar wulkanicznych emocji- znów wrzątek daje o sobie znać...

Być lodem marmurowym...

Mniej doznawać, mniej czuć, mniej mówić, mniej robić...

czwartek, 19 kwietnia 2012

,,Świętości" V.S. ,,Shame..." Zaproszenie


 Wczoraj podczas (prawdopodobnie) jednej z ostatnich wizyt w warsztacie, na słupie ogłoszeniowym okazał mi się znany widok męskiego aktu- autorstwa Wojciecha Ćwiertniewicza. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że wystawa ma miejsce w Katedrze Malarstwa na... ASP. 

Odkąd zrobiłem sobie oficjalnie ,,wolne" od studiowania na Pięknej Akademii Sztuk, rzadko jestem w głównym budynku (gdzie miewałem rysunek i malarstwo)- osobiście przestając zaglądać na stronę internetową uczelni.

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko zaprosić ,,Krakusów" i przejezdnych do oględzin:

Wojciech Ćwiertniewicz, 
 
Wystawa czynna od 18 kwietnia 2012 
do 11 maja 2012
 
Galeria malarstwa ASP, 
Plac Matejki 13,
II piętro, 

Kraków
 

Sam osobiście jeszcze nie widziałem prac- ale dziś popołudniem idąc na ostatnie korekty prywaty rysunkowej, nie omieszkam zrobić gruntownej analizy tej twórczości.


Jak wiadomo akty Pana Ćwiertniewicza, stały się wizualną inspiracją do powstania ,,naszego" projektu (bo nie jest to tylko zwykły chrabąszcz, ale bardziej konceptualne przedstawienie problemu) ,,Shame...". 
Sam osobiście z tymi tworami zapoznałem się, gdy dostałem w swe dłonie albumy ,,Ars Homo Erotica" oraz ,,Art Pride. Polska Sztuka Gejowska" (które dzięki uprzejmości mam ciągle na swoich włościach- które miały być głównym motorkiem napędowym do magisterskiej pracy pisemnej).
Pierwsze wrażenie było... obojętne... Mam nadzieje, że w realu zrobią na mnie wielkie wrażenie- bo nie ukrywam, że jaram się jak dziki bąk tematem, skalą i proporcjami 1:1 ;>

O samym ,,Shame..." nie powiem już nic- bo powiedziane o nim zostało już wiele, zaznaczę tylko, że jest to najczęściej poszukiwany w necie ,,chrabąszcz", którego wizualne statystyki ciągle rosną- stwierdzam zatem, że ludzie to straszne zboczuchy i świnie- szukając ciągle swym ryjkiem żołędzia ;>



 ,,Shame..."

ołówek na kartonie
2 x 100x70
(200x70) 
skala proporcji ciała 1:1




 ,,Shame..."
akryl + olej na płótnie
200x250
skala proporcji ciała 1:1


środa, 18 kwietnia 2012

Blue Bird VS Black Bird...


Blue Bird VS Black Bird

czyli

part 2

czyli post Rogalikowi dedykowany-
przez  Anetę sponsorowany ;>



 Czasem Czarny Marian z ,,Black Birdem" staje się Niebieskim Ptakiem, kołującym nad emocjami, tocząc- niczym Wojownik- ciągłą walkę nad egzystencją, w poszukiwaniu w bytności duchowego pokarmu...

Opowieści ,,raportowe" już niebawem ;>


obowiązkowa dedykacja z dedykacją ;)


P.S.
wszystkie (cztery) twory wyszły z pod rzeźbiarskich dłoni Rogalika :)