środa, 30 maja 2012

12. Ogólnopolski Przegląd Sztuki Współczesnej- FORMA 2012- Zaproszenie



Z miejsca chciałbym zaprosić na wystawę zbiorową, podczas  
12tego Ogólnopolskiego Przeglądu Sztuki Współczesnej-  
w Rawiczu
w której będę miał przyjemność wziąć udział w dniach 
7-10 czerwca.

7 czerwca (czwartek) o godz. 20.00 
u boku kilkunastu artystów, zapraszam (w swoim imieniu i chyba nie tylko ), na wernisaż, który otworzy Przegląd w tamtejszym Domu Kultury

 

Będzie mi szalenie miło stanąć na jednej scenie min. z Bartkiem (dobrze tu znanym jako Kapro) oraz z osobami, które miałem do tej pory przyjemność poznać, tylko wirtualnie na artystycznych portalach- Jakubem (którego szkice od dawna mnie inspirują, a sam jestem Jego wiernym fanem- tak tak!), Bogdanem (który chyba na digarcie jest ze mną tak długo, jak tylko tam się pojawiłem), Anią (która od jakiegoś czasu wspiera mnie w warsztacie graficznym) oraz Piotrem (który przechodzi ciągle transformacje w materii traktowania sztuki).



Forma była kolejnym (i prawdopodobnie głównym) powodem, dla którego wróciłem przedwcześnie z leśnej ucieczki...

Gdy końcem kwietnia wycofałem swój udział w Festiwalu, kolejny raz pokazałem, że emocje są ode mnie silniejsze, niż dążenie do rozwoju, wiary w swoje możliwości i wyjściem z chrabąszczami dalej w eter niż ino blog.


Stety albo niestety, spokój na leśnych włościach zakłóciła mi informacja, że powyższy ,,Gentleman With Doggy..." ukazał się w folderze promującym Przegląd, jako moja artystyczna wizytówka wraz z krótkim dossier ;) Organizatorzy oczekiwali jednak mojego udziału i prosili o wysyłkę prac na Festiwal- więc tym oto sposobem (przypadkiem, przeoczeniem, błędem w druku, podstępem lub przeznaczeniem- bo przecież nic nie dzieje się bez powodu) wróciłem by zapakować cudaki i u boku swojego mecenasa sztuki (lol) wybywam za równiutki tydzień na Formę- sam pełen formy i nowego wigoru ;)



Na Przeglądzie będzie można zobaczyć dobrze znanego ,,Ofelona...", ,,Rapture In The Morning..." oraz ostatni w swej ponad rocznej kadencji kooperacyjnej, szkic w tuszu z Ham&Kid'owej taśki- ,,Time 2 Say Goodbye...", który do tej pory nie pokazał się na bloggerowych włościach, oczekując na swój oficjalny debiut, jako zwieńczająca kropka nad i.


Jest to moje pierwsze wyjście w eter publiczny z homochrabąszczami.

Tym oto sposobem zapraszam raz jeszcze na wzięcie udziału w tym małym wydarzeniu, szczególnie przejezdnych i okolicznych mieszkańców (np. Poznaniaków, którzy mają niedaleko, a proszą w modlitwach do Anioła Stróża by cudaki tam pokazywać) ;>


Do zobaczenia :)

P.S.
Zatem już wiadomo dlaczego termin głosowania i zamknięcia ankiety na okładkę komiksową jest taki a nie inny ;>

P.S.2
Skoro mowa o wystawach-marzy mi się by na jednej scenie, stanąć u boku Rogalika, podczas wspólnej, przyszłościowej wystawy :) to dopiero byłaby konfrontacja...
marzenia są chyba po to by je realizować- czy jakoś tak...
a może mi się ino wydaje ;>

Póki co, dziergam komiks ;P

,,Maori Warriors..." CoverArt Fun


 ,,Maori Warriors..."
Cover Art 
part 1

,,En Face"

tusz na kartonie
50x70

cudak- wstępniak

 
Z racji pracy nad swoim pierwszym komiksem, oraz oficjalnym wrzutem zapowiedzi w eter publiczny, postanowiłem zorganizować małą zabawę dla swoich czytelników (i nie tylko, bo również dla tych, którzy wpadną tu przypadkiem podczas picia kawy, buszując po Wujku Google).

Nigdy nie ukrywałem, że oprócz przyjemności (nałogowej masturbacyjnej wręcz) prowadzenia bloga, doceniałem i doceniam, że chce Wam się tu powracać- czytać ślinotok, oglądać chrabąszcze, przyglądając się ukradkiem mojemu funkcjonowaniu emocjonalno- duchowemu, czasem naskrobać słowo. Po to on jest :)

Dlatego też z sympatii, powracam z ingerencją w swoją twórczość- dając troszkę pola do popisu Wam, tak jak to się miało w przypadku ,,Gentleman'a With Doggy- hds'a & Fafika", gdzie wybieraliście z pośród dwóch szkiców, jeden, który został przerzucony na płótno.



 ,,Maori Warriors..."
Cover Art
part 2

,,Scream"

tusz na kartonie

50x70

cudak- wstępniak


Tym razem oddaje w Wasze ręce dwa szkice wstępne w tuszu (jednocześnie niedopracowane kadry z komiksu) do głównej okładki ,,Maorii Warriors..." z pośród których wybór padnie na jeden z dwóch (możliwość rozkładówki jednego szkicu na obu stronach okładki) , bądź obydwa (połączeniu szkiców w jedną całość bądź drugi będzie ewentualnie planszą zamykającą)

Okładka pojawi się w kolorze, jak w przypadku Degrengolandu- gdzie szkic, został przelany na płótno. Aczkolwiek nie musi- tutaj również zapytanie do Was.
Oczywiście efekt końcowy może być diametralnie inny- różnica proporcji, układu, pojawiających się dodatków, tła, odbicia lustrzanego, złączeniu obydwu szkiców w jeden, zwiększenie twarzy, zrobienie wyłącznie detalu, pozbycia się portretu, zostawiając wyłącznie czarną planszę- i tutaj również pole do popisu dla czytelników- możecie (jeśli chcecie) zostawić swój komentarz pod postem i małą sugestią co do opracowania Cover Art'u.

To tylko koncepcja wyjściowa, nad która póki co się jeszcze nie zastanawiam :)

 Najciekawsze rozwiązanie zostanie rozpatrzone przez komisję obradową (nie związaną ze środowiskiem bloggerowym), wtedy również oryginalny, wybrany w głosowaniu szkic (komiksowy kadr) trafi w ręce pomysłowego autora.

ale to tak dla chętnych chcących darmowego chrabąszcza, mając jednocześnie swój wkład w powstanie okładki-
ale musu nie ma ;>

Po prawej, górnej stronie bloga jest rzecz jasna ankieta- gdzie klikacie na swój wybór.
Zamkniecie ankiety nastąpi 13 czerwca- natomiast 15 rozstrzygniecie - po tym terminie planuje rozpocząć pracę nad obrazem.
Dlaczego tak późno- czas, czas, czas (!)- o tym również na dniach- kolejny suprise ;)


zatem raz jeszcze szybki rzut na obydwa szkice... 

,,En Face" po lewej

oraz

,,Scream" po prawej

;)










zapraszam do głosowania :)

muzycznie buja dziś JGeek wraz z kumplami (znani jako Maori Boys), choć w tym wypadku wybór powinien paść na ich inny kawałek ;) 

ale nie mogłem się oprzeć :D


na zakończenie małe porównanie szkicowych inspiracji, wraz z produktem malarskim-
to już taki nawyk, że zawsze muszę popełnić szkic na karteluszce przed obrazem na płótnie ;)

tego możecie się spodziewać po wyborze :)


 ,,Degrengoland..."
vol 2


 ,,hds a.k.a. Jah..."


 ,,Gentleman With Doggy- hds & Fafik..."


 ,,Shame..."


 ,,La Bell K.I.M.O.N."


 ,,Autoportret Graficzny- part 2..."


 ,,D'oro..."


,,Warrior..."


 ,,Cypis Śpiący..."


 ,,Strange..."


,,Anielka..."

P.S.
czas zacząć promować rysunek...

wtorek, 29 maja 2012

,,Maori Brothers..." Zapowiedź...


 ,,Maori Warrior- Calm..."

autoportret

tusz na kartonie

100x70


 By dłużej nie trzymać w niepewności...
Sprawiedliwości zadość się stała ;)

 Kolejną motywacją popychającą mnie do powrotu, stała się decyzja podjęcia rękawicy na 23 Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi.

Gdy powstawały pierwsze plansze do Mauretańskiego Projektu, stwierdziłem, że trzeba iść o krok dalej, niż tylko wielkoformatowe ilustracyjne przedstawienie ,,problemu" miłości między dwoma, wojowniczymi braćmi...

Postanowiłem wziąć udział w Konkursie Na Krótką Formę Komiksową, zamykając tym samym w jedną całość tę ilustracyjno- emocjonalną opowieść- oraz w końcu się zmotywować do upragnionego marzenia- stworzenia swojego pierwszego, niemego komiksu...


Będąc w lesie popełniłem kilka szkiców, które jako pierwsze powstały zupełnie z głowy (i lusterka), tym samym bawiąc się zapamiętanymi kadrami (jak wiadomo mam pamięć fotograficzną, mogąc nie pamiętać imion i sytuacji), twarzami moich przyjaciół i rodziny, którzy również pojawią się w komiksie (oprócz mnie i Cypisa) jako bohaterowie drugoplanowi :)

Nie będę zdradzał całego, krótkiego scenariusza- niektóre plansze komiksowe również tutaj na blogu (aż do powstania pierwszego, wydrukowanego egzemplarza) zostaną zachowane w tajemnicy- szczególnie pierwsze i ostatnie kadry- aż do momentu oficjalnego druku.
Stali bywalcy, sami na własną rękę będą mogli poskładać sobie  porozrzucane, publikowane rysunki w jedną całość.
(mała zabawa się szykuje)

a na zakończenie, będzie można go sobie oczywiście ściągnąć na dysk ;)
za free rzecz jasna

Każdy z kadrów, powstaje na osobnych planszach (100x70, 50x70) jako rysunek wykreślany stalówką i tuszem na kartonach, które jako odrębne części (obrazy), będą razem współdziałały z powstałym komiksem w nadchodzących wystawach.

Może moje chrabąszcze rysunkowe nie są wydziobanym majstersztykiem- jednak na ile mogę, na tyle będę chciał się temu oddać...
Chyba zawsze emocje były dla mnie ważniejsze, własne podejście do twórczości (autoterapia), szybkie wyrzucanie doznań- niż to jak one są tworzone i odbierane.



 ,,Maori Warrior- Death Of Brother..."

tusz na kartonie

100x70


 Po ostatniej, krótkiej debacie z Maciejem Pałką, stwierdziłem, że zostanie moim pierwszym recenzentem, tego co powstanie- jako pierwszy dostanie w swoje łapy świeżutki materiał- ochoczo się zgodził i jednocześnie zmotywował, by dalej w to brnąć, nie zostawiając na mnie suchej nitki- i na to liczę- by swoim sarkastycznym, a jednocześnie profesjonalnym okiem ocenił materię, za którą zabieram się oficjalnie po raz pierwszy.

Zawsze potrzebowałem by ktoś troszkę podprowadził mnie z rączkę, dał kopa w dupę, wylał kubeł zimnej wody, by zmotywować mnie do działania, zazwyczaj jako wrzątek (i słomiany zapałowiec) działam po omacku impulsem, często się wycofując rakiem z zaczętych obrazów i projektów- prędko się nudzę.

Tutaj praca ma zupełnie inny wymiar- nigdy nie sądziłem, ze tak bardzo się w to wciągnę...

Inspiracja zostaje inspiracją


Ukończenie rysunkowych plansz oraz kolorowej okładki (obraz na na płótnie, jak w przypadku Degrengolandu) planuje na przełom czerwca i lipca. Następnie ułożenie komiksu w corelu- poszczególne strony- łącznie z pierwszymi wydrukami (3 pierwsze egzemplarze)- na koniec lipca.

Póki co jestem w posiadaniu 20 tuszowych kadrów ukończonych oraz kilku ołówkowych szkiców wstępnych- jeszcze troszkę pracy przede mną :)

Szykuje jeszcze parę niespodziewanych kiksów-
ale o tym też na dniach ;)

Jeszcze taka krótka wiadomość- wydrukowany komiks będzie można zdobyć podczas mojego wrześniowego wernisażu (gdzie pojawią się tylko oryginalne rysunki do komiksu)- oczywiscie tylko dla wybranych gości- związany z tym będzie mały, towarzyszący konkurs ;)



Muzycznie inspiruje mnie dziś Rihanna (a raczej od sobotniego powrotu)...
Nieziemska materia...


P.S.
Szykuje się również druga ,,ksiażeczka"- tym razem opowiadajaca zupełnie inną opowieść...
Moze inaczej- nie jest to książeczka- a pełen, solidny album, nad którym pracuje już od kilku miesięcy, ciułając grosz do grosza na profesjonalny, limitowany wydruk w kilkudziesięciu egzemplarzach ;>

będzie to jednocześnie moja ,,artystyczna" wizytówka...



poniedziałek, 28 maja 2012

Prekursor Komiksu...


 Gdy powróciłem na swoje domostwo, wręczanie niespodzianek (dzień matki) było obopólne, ponieważ na stole pracownianym oczekiwała na mnie biała teczka.

,,Pan Marek dał Ci jakieś obrazki w reklamówce, przełożyłam do teczki i zostawiłam w mieszkaniu...
Podlałam Ci kaktusy."
,,Dzięki Matko Dobrodziejko- zobaczymy co tam podrzucił..."

Marek (wielbiciel antyków i wszelakich staroci- niekoniecznie czegokolwiek wartych) już w zeszłym roku opowiadał mi, że znalazł w swoim garażu jakieś stare karty ilustracyjne- jakieś ryty- ze strasznymi twarzami, które walały się z kąta w kąt. Zaczepiał mnie w pracy na zielonym rynku, bym rzucił okiem- z racji, że sam wtedy przymierzałem się do studiów graficznych.

Pełen zapału (rzecz jasna słomianego) tak biedaka zbywałem, zbywałem, aż teczka sama musiała do mnie dotrzeć ;> widać jak jaram się grafiką...

Bajki... to bajki- pomyślałem...



 Jednak to co ujrzałem w teczce, przeszło moje najsmielsze oczekiwania...
Zrobiłem oczęta jak 5 zł, nadymałem się jak żabka roszpunka i nie dowierzając czego nagle stałem się posiadaczem...

Od razu poznałem tą kreskę...
(!!!!!!!!!!!!!!)


 ,,Bajką" okazały się oryginalne strony do ,,Fairy Tales" opracowane przez Jean'a De La Fontain'a, które zilustrował sam... Gustave Dore!
Nigdy nie ukrywałem, że był to mój ulubiony grafik (i chyba jeden z niewielu jakich znam i którymi się jaram jak dziki bąk), który był dla mnie kimś więcej jak tylko ilustratorem, grafikiem.
To on jako pierwszy opracował książkę w sposób narracyjny, wykraczając poza ramy ilustracji- dając początek dzisiejszemu komiksowi- zacierając nowy szlak, pokazując inny tor. 

Moim marzeniem było (i jest nadal) tworzenie niemych historii obrazowych, które swoją wizualizacją, będą opowiadały jedną, zamkniętą historię- i właśnie dlatego zawsze bardzo szanowałem (szanowałem to złe słowo), ubóstwiałem wręcz styl, który opanował Dore.

Można?
Można!

Niekoniecznie bawiąc się chmurkami w obrazkach...
...i to z jakim wysublimowanym smakiem!




Karty pochodzą z pierwszych wydań ,,Opowieści..." (brak okładki oraz strony tytułowej), datując ich druk na 1880-1890 rok. Dokładnie nie pamiętam kiedy został wydany pierwszy nakład- 1886-1888? 
Dokładnie nie pamiętam...
Następne wydanie pochodziło z 1892 roku.
Nie zastanawiając się dłużej musiałem dopaść Marka i powiedzieć mu co walało się po jego garażu, strychu i innych niekoniecznie odpowiednich zakamarkach dla tych ilustracji.
Sam wiedział o ich autentyczności, jednak nigdy nie interesował się grafiką, drukiem i książka- dlatego tylko raz odwiedził antykwariat. Przemyski właściciel sklepu, rzucił okiem, powiedział pod nosem, że prawdopodobnie są to oryginały, ale był tak zadowolony ze swojej pracy (jak ja nie lubię takich ludzi), że sam nie wiedział o co mu tak na prawdę chodzi i powrócił do klientów kupujących empirowy mebel, odprawiając Marka z kwitkiem, by nie zawracał mu gitary o_O

Więc Marek odpuścił...



Karty są niepełne- brak 10 stron, ponieważ na allegro sprzedał je za 20 zł za sztukę o_O
Chciał przyciąć strony (!), bo są poniszczone na rogach (!!), zmieniając ich format (!!!) i wrzucić w antyramy rozdając znajomym (!!!!)
ręce mi opadły po same kostki...

Więc tym oto sposobem stałem się posiadaczem ,,Fairy Tales..."
Zapakowane w teczkę (przełożyłem każda kartę pergaminem), zabieram je ze sobą do Krakowa, by na Wydziale Grafiki, dokładnie je przebadać- co dalej z nimi zrobię?
Nie wiem- na pewno zostawię sobie moją perełkę ,,Tomcio Palucha" (zajebista ilustracja- ciary, ciary!), dla której już kupiłem antyramę :D



 Może był to niekontrolowany prezent, ale sprawił mi tyle samo radości, co prawdziwego zaskoczenia.

Obiecałem Markowi w ramach rekompensaty, odbić jedną z moich rycin- mówi ma, tym bardziej, że moja wdzięczność jest większa niż wielka...






P.S.
Z tego co wiem, w Markowym garażu również pojawiają się pierwsze, francuskie plakaty...
ale już nie miałem siły tłumaczyć, że za taką karteluszkę, wielu oddało by swój cały dorobek...
Jeszcze w ,,sezonie" go dopadnę, bo w chuj pracy szykuje się na przemyskich włościach ;>

;>

szok w niebieskich trampkach...

Return Of Queen Bee


Nie tylko ja uczyniłem swój mały return.

Z racji swojej krótkiej emigracji, ominęła mnie wiadomość o wyruszeniu w trasę koncertową Kimuszki po Stanach Zjednoczonych- oczywiscie był to jeden z pierwszych newsów, jaki dotarł do moich uszu ;) moim uzależnianiem jest otwieranie komputera- pierwsze co robię, to odwiedzam oficjalną stronę (o dziwo nie jest to blogger), czekając jak dziki bąk na nowe wieści w eterze.
 


Od kilku lat czekam na Jej oficjalny powrót- 37 letnia raperka ciągle dobrze się trzyma, a jej koncerty zaczynają przypominać coś więcej jak zwykłe wyjście na scenę- jak to miała do tej pory w zwyczaju, z jednej strony rzecz jasna się cieszę, że się jednak nie wypaliła i wlewa w usta wody swoich wrogów- z drugiej, zawsze doceniałem kameralność i specyficzny kontakt ze swoimi fanami- często omijała bariery typu scena- publiczność, występując w tłumie  ;)


o mojej wieloletniej (12 jesieni) fascynacji Kimuszką opowiadałem niejednokrotnie- kiedyś przytoczę całą historię i argumentacje, wyboru swojej ikony ;> 

P.S.
Dziś trzeba wspomnieć jeszcze o innej ,,twardej babce" ;>
Aneto jeszcze raz wszystkiego najlepszego- masz wybór jednego marzenia na ten wyjątkowy dzień :* miałem przygotowaną niespodziankę (i to ho ho, nie byle jaką)- ale z racji wyjazdu nie została ukończona- poczekasz?
Pewnie, że poczekasz :D
:* kisior :*

sobota, 26 maja 2012

Spokojnie...



 Wyjechałem zamykając się w leśnej chatynce, by niczego nie szukać...
Znalazłem?


Znalazłem...


Wróciłem przedwcześnie (nie tylko aby wręczyć niespodziewanie kwiaty Halinie), by powiedzieć swoje niekoniecznie ostatnie słowo, w materii, która ostatnimi czasy była dla mnie nie do przeskoczenia.




 Czy wracam zmieniony?
Oczywiście, że nie.


Zmieniam tylko punkt położenia oraz perspektywę patrzenia, niczym przenikające rankiem światło do zadymionego przez dym papierosowy pomieszczenia.


Zmieniam podejście do doznawania smaku...




Dlaczego już wróciłem?
O tym podzielę się na dniach...
a chyba jest o czym opowiadać- niekoniecznie niekontrolowanym ślinotokiem, z którym chyba trzeba się raz na zawsze pożegnać.


Póki co- nadal regeneruje siły przed ostatnim wolnym- który mam zamiar wykorzystać ponad stan, wpadając w wir pracy w każdym aspekcie słowa ,,praca"- to był główny powód, który zmotywował mnie do opuszczenia leśnego domostwa- postaram się jeszcze powrócić niebawem w te rejony...




Odpowiedzialność i dojrzałość?

Nieznana mi to jeszcze materia, ale walka Wojownika ze Zwierzęciem chyba okazała się triumfem- dla kogo? Czas przyniesie, by nie rzucić na wiatr swojego słowa.


Dzisiejszego posta sponsoruje Pacior i Jego Fotograficzny Spokój.
Jemu chyba należą się słowa podziękowania, uznania również, który swoją determinacją pokazał wszystko i tak na prawdę nic...

Polecam...
i podziwiam :)




 ,,...I can't believe i believed
Everything we had would last
So young and naive for me to think
She was from your past
Silly of me to dream of
One day having your kids
Love is so blind
It feels right when it's wrong

I can't believe i fell for four years
And i'm smarter than that
So young and naive to believe that with me
You're a changed man
Foolish of me to compete
When you cheat with loose women
It took me some time but now i moved on

Cuz i realized i got
Me myself and i
That's all i got in the end
That's what i found out
And it ain't no need to cry
I took a vow that from now on
I'm gonna be my own best friend

Me myself and i
That's all i got in the end
That's what i found out
And it ain't no need to cry
I took a vow that from now on
I'm gonna be my own best friend

So controlling , you said that you love me
But you don't
Your family told me one day
I would see it on my own
Next thing i know i'm dealing
With your three kids and my home
I've been so blind
It feels right when it's wrong

Now that it's over
Stop calling me
Come pick up your clothes
No need to front like you're still with me
All your homies know
Even your very best friend
Tried to warn me on the low
It took me some time
But now i am strong

Because i realized i got
Me myself and i
That's all i got in the end
That's what i found out
And it ain't no need to cry
I took a vow that from now on
I'm gonna be my own best friend

Me myself and i
That's all i got in the end
That's what i found out
And it ain't no need to cry
I took a vow that from now on
I'm gonna be my own best friend

Me myself and i
I know that i will never disappoint myself
All the ladies if you feel me
Help me sing it now
Ya, you hurt me
But i learned a lot along the way
After all the rain
You'll see the sun come out again
I know that i will never disappoint myself..."









P.S.
 Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Mamo :*
Halina-  You Da One :)

poniedziałek, 14 maja 2012

Into The Wild...


 List do...
(fragmenty)

 ,, [...] Wycieczka wgłąb siebie to duże wyzwanie, ale jak najbardziej pochwalam, sam na taką się obecnie wybieram- tylko że u mnie (jak już wiesz) jest to na zasadzie popatrzenia na swoje emocje z boku, głębokiego dystansu, na moją relację, która mogłaby nadal trwać- jednak nie podołałem, moja słabość emocjonalna, braki, niedowartościowanie, smak porażki i samotności dały o sobie znać, a niedojrzałość i strach przeszyły od samego czubka głowy po palec u nogi (zbyt długa historia, o której nie mam prawa opowiadać- nawet sił mi zabrakło). Bycie z samym sobą- odbić się niczym w lustrzanym zwierciadle, zobaczyć rzeczy za, rzeczy przeciw, docenić to co ma prawdziwą wartość i jaką wartość ta relacja mi wniosła (a wniosła więcej niż bym potrzebował)- bez zbędnych czynników zewnętrznych, zmierzyć się z tym uczuciem, swoim własnym ja- niczym Wojownik stoczyć walkę z samym sobą, zwierzyną która również drzemie w środku- nie do końca upolowaną i oswojoną- z przeszłością, która dość wiele zrobiła- niekoniecznie dobrego- ale ma swój udział aż po dzień dzisiejszy... 

Czas w końcu stanąć na nogi- niekoniecznie w materii doczesnej, namacalnej- ale tej ponad wymiar, dalekiej, głębokiej...
 ,,ponad"...

Nie spotykam się z aprobatą mojego wyjazdu, który większość traktuje jako ucieczkę- nie wiem... To nie jest przecież tak (a wiem, że dokładnie rozumiesz o co mi chodzi)
albo to strach przed byciem oko w oko w własnym ego, albo fakt izolacji, sprawia w nich poczucie niesmaku? niezrozumienia? tęsknoty?
Staram się ich zrozumieć- sami widzą jak miotam się w swoich emocjach, chcą dobrze- pytają- ja już nic nie odpowiadam- milczę, bo każde słowo wyrzucone w eter nie ginie, a ja jednostronnie mogę tylko wyrządzić krzywdę swojemu sercu, któro ciągle jest zamieszkałe.
Pytają: 
,,Jak powrócisz za tydzień, dwa, trzy, miesiąc, pół roku... to coś zmieni? 
Wrócisz do rzeczywistości, w której będziesz musiał żyć... 
Wiele może się zmienić- jednak to z naszej strony. 
Czy to my będziemy czekać?
Będziesz oczekiwał czegoś więcej? Odpowiedzi? 
Przy klaskania, że dobrze zrobiłeś paląc za sobą mosty?"

Nie traktuje tego w ten sposób, jednak mam już dość tłumaczenia się z tych decyzji
...
Błędem było mówienie o tym, tym najbliższym...
Boją się o mnie.

Myślisz, że jest to jedyne rozwiązanie? 
Jedyna droga?
Jeśli tak- i Ty wierz w nią... i idź.
Po prostu idź- i nie patrz do tyłu.

Po wypadku, gdy śmierć zaglądnęła mi przez ramię- zacząłem doceniać każdy dzień, każda chwilę- i tak jak mówisz- dopiero teraz, kiedy wiesz, że mogłeś przez życie wiele zrobić (akceptować wiele ponad swoje możliwości), dopiero jesteś przepełniony determinacją i odwagą, że przecież wystarczy tylko chcieć- chcieć to móc i nigdy nie mówiąc nigdy! Serce, któro się odzywa, nawala- również nie jest dla mnie łaskawe- a ja nigdy nie mówię, że ciągle mi wibruje, czując się jak nadziewanym widelcem. Życie jest delikatne i kruche, nie warto zatrzymać się na etapie, który jest tak na prawdę ,,pusty duchowo", bez marzeń i działań... bez miłości, której poszukujesz...
Miłości, którą ja odnalazłem- krzyczała... prosiła... milczała...
Głód...
To jest głód miłości...

Teraz mój stan emocjonalny jest jaki jest, trwa dość długo (bałem się sam tego nieustannego smutku i tęsknoty, kilka miesięcy to jest ewidentnie sporo czasu)- ale może tak ma wyglądać prawdziwa miłość? Widzę w tym wiele dobrego- przełomowego w sobie samym. Jest to potrzebne- właśnie teraz- jest to dobry czas na dojrzewanie. Obumarcie ziarna- by wydało plon... Przestanie byciem Piotrusiem Panem... Czas na walkę tego Wojownika z tym zwierzęciem, któro trzeba poznać, oswoić, być z nim obok- lub je zabić...
Walka jest walką.

Strach ma tylko wielkie oczy- sam czasem się boję...

Nie myśl o porażce- nie przyciągaj negatywów- jeśli się nie uda, będziesz miał świadomość, że zrobiłeś co było w Twojej mocy- ile nadzieja wsparcia Ci dała. Wiele rzeczy, sytuacji i spraw trzeba przyjąć, pokornie przyjąć i nic na to się nie poradzi. Jestem jednak pozytywnej myśli i nadziei, że mimo wycieńczenia fizycznego, wrócisz zupełnie innym człowiekiem- tylko wróć.

Chętnie posłucham Twojej historii...

Mam nadzieję, że i Ja powrócę... [...]"

(fragment listu do P.


Biała Dama dzień przed moim wyjazdem w głąb serca, również odeszła- Książę Ciemności nadal wibruje mi nad głową- pchając się teraz późną nocą do monitora- pewnikiem też odejdzie na dniach (nocach). Noc duszy... Ciemna noc wewnętrzna...
Ćmy stały się moim symbolem, mam tylko nadzieje, że w momencie gdy ,,zamknę" się na kilkanaście dni w Bieszczadzkim lesie (i nie tylko), nie przyniosą mi innego zwiastuna.


Do tej wyprawy przygotowywałem się od lutego- w końcu dopiąłem swego: 
teraz...
samotnie jadę.

Życzę sobie owocnej walki...
Tym razem to nie klasztor karmelitów bosych staje się mym erem, do którego uciekłem kilka lat temu- gdy dostałem drugie życie.
Tym razem to natura, las, jeziora, rzeki, strumienie, góry stają się dla mnie azylem na najbliższych kilka tygodni, odzianym w mały plecak, złotówką w kieszeni i czotką w dłoni.





Tam mnie znajdziecie.

Na łąkach, polach i głuchej ciszy podczas blasku księżyca- nocą kiedy budzą się wewnętrzne mary.