wtorek, 31 maja 2011

Wycieczka Chrupków- part 2: U Andy'iego na Złotym Bażancie...




Miejscem docelowym ostatniego wpisu wycieczkowego Happy Three Friendów, gdzie zahaczyłem o powrót do przeszłości, było odwiedzenie na Słowacji niejakiego Pana Andy'ego Warhola ;] który ochoczo zapraszał na Złotego Bażanta & czekoladę Studencką ;]
trip oczywiście wyszedł bardzo spontanicznie, jak to bywa w naszym wykonaniu- pada hasło, patrzymy jaką kwotę mamy w kieszeni i pakujemy swoje kupry w drogę ;]
tak bywa z wszystkimi naszymi hasami ;]
zazwyczaj prekursorką całej akcji jest Raba, która trzyma berło w tym składzie ;]
choć wiem, że dużo maczał też paluchów Cinek ze swym dziewczęciem ( Mogłajem).




Muzeum bardzo, bardzo rozległe w swej kubaturze- duże przestrzenie robią swoje...
Sama wewnętrzna trasa, gdzie przyjemnie się spaceruje (hasa) ciekawie skomponowana, ułożona niczym puzzle i zamknięta w całość...
Osobiście nie mam parcia na twórczość Andy'iego, bo sztuka przemysłowo- komercyjna jakoś nie leży w mej naturze- a jak wiadomo traktował swe grafiki przedmiotowo- ale trzeba przyznać, że zrobił rewolucje na rynku pop-artowym ;]
jego uczniem był David LaChapell'e do którego mam nieziemską słabość ;]

kilku prac nie widziałem wcześniej- które okazały się pozytywnym zaskoczeniem :)




Medzilaborce ( gdzie znajduje się muzeum poświęcone twórczości Warhola) jest niczym Trójkąt Bermudzki... Wyjeżdżając z tego miasta wjeżdża się do kolejnego... Medzilaborce (?) łoł ;]
Mieliśmy małe problemy na rondzie (nasza miejska orientacja w terenie), i bezwiednie podążaliśmy przez kilkanaście kilometrów w przeciwnym kierunku Polski ;]
ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo mogliśmy napajać się leśnymi widokami- chociaż u Cinka wywołało to podniesienie ciśnienia do 200, a u mnie i Raby paniczny śmiech ;]

Miasto troszkę umarłe- ale może to z racji niedzieli ;] z jednej strony czuliśmy się tam obco i niekomfortowo ( zaczepiające dzieciaki o pieniążka i czekoladę), ale z tej drugiej strony rozbawił mnie fakt, że większość tam ludzi była ciemnej karnacji, co wywołało spekulacje mego pochodzenia narodowościowego ha ha ha ;]






Rabkę ucieszył fakt Złotego Bażanta, mnie uradowała czekolada Studencka ;]
Cinek napajał się Warholem, a Mogłaj napajała się cudnymi widokami :)

cała czwórka napajała się swoim wolnym czasem, który mogliśmy razem spędzić ;]
a jak już wiadomo są to chwile bezcenne :)


tak zakończyła się wizyta u Andy'iego na Słowacji ;]
pogoda może nie była rewelacyjna popołudniem, ale wyjeżdżając ze Słowacji zawitało słonko, co pomogło przy dalszej części hasu ;]
na cześć trzecią Chrupkowej Wycieczki zapraszam jutrem ;]
która chyba najbardziej trafiła w moje wizualne gusta ;]




no i dedykacja muzyczna, która molestowała nas na Sanockim rynku- jakoś tak się złożyło z bieszczadzką wycieczką heheh ;]

Chrabąszcze u Doro ;]


Error Error ;]
Look out everyone ;]

Pewna magiczna Pani na swych włościach, ogłosiła darmowe rozdawanie swoich etnicznych chrabąszczy, które wymuskała na swej kurzej łapce, swymi delikatnymi dłońmi miętosząc to i owo ;] machnięcie różdżką raz, machnięcie cukinia dwa, kot przebiegający po pracownianym stole trzy, złoty proszek w górę posypany cztery, łamiący się cynamon zapach wydający pięć i mamy owe cudeńko- a raczej cudeńka :)
minięcie takiej okazji można by było nazwać grzechem, wiec jak najbardziej polecam całym sobą, by móc zakosztować noszenia gadżetu naładowanego pozytywną wibracją i pokładem energetycznym ;P


fot. Doro

sam osobiście posiadam maluśką kolekcję z etykietą ,,Starego Sadu" i oczywiście nie muszę mówić jak bosko się je nosi ;] a same naszyjniki z szyi schodzić nie chcą ;]
w swej kolekcji posiadam jeszcze posrebrzanego liścia, ale jakoś nie kwapił się do fotografowania ;] do rarytasów dreptają jeszcze kolczyki, które ma Anielka dostała ;]





fot. Doro & K.I.M.

Link( na czwartym zdjęciu pojawia się jako dodatek, etniczny gadżet z pod innej ręki)

aby już nie przedłużać- zapraszam do Etnicznych Słodkości Doro

muzycznie dedykacyjnie z owej racji ;]



Aaaaj ;]

poniedziałek, 30 maja 2011

Wycieczka Chrupków- part 1: Powrót do przeszłości...





W jednej chwili przeszłość potrafi przebiec się ukradkiem od samej świadomości do najdalszych zakamarków emocji ukrytych gdzieś głęboko...
od emocji ukrytych głęboko do obrazów, filmów,które w ciągu sekundy potrafią na nowo odtworzyć swój bieg...
są takie miejsca z dzieciństwa, które były utopią, oazą, miejscem gdzie uciekało się nocą ukradkiem, by jako zbuntowany bachor układać niczym puzzle to czego wtedy się nie rozumiało- a co z perspektywy czasu ma inny smak i wymiar...

ile to drzewo się nasłuchało, gdy siadałem na jego gałęzi patrząc jak dołem wąwozu przechadzają się sąsiedzi, ludzie z pobliskich domów z koszami grzybów, siatkami ryb, chrustem na opał...

to tutaj razem z rówieśnikami wymyślaliśmy co rusz inne zabawy, kwitły przyjaźnie i zaczynały się początki świadomości przechodzenia z dzieciaka w młodzieńca...




wychodząc z wąwozu, który zimą był najbardziej ekstremalną zjeżdżalnią, a latem wieszania się na linkach, ,,przefruwając" z jednej strony na drugą, wyłaniał się widok naszego leśnego osiedla wojskowego, gdzie pośród drzew, polan, oczek wodnych niczym w etnicznej wiosce życie nabierało innego pędu, relacji, funkcjonowania...
na ,,kanale"samochodowym wiecznie się siedziało...
miejsce spotkań zbuntowanej młodzieży...



Finansówka- miejsce pracy mojej mamy... teraz stoi tylko ruina...
zawsze przechodząc przez jednostkę wojskową do naszego odizolowanego światka, przychodziłem do ich pokoju pisząc felietony na maszynie do pisania ;]

ludzie z osiedla pracowali 5m od swoich mieszkań zamknięci wielkimi siatkami, murami, bramami, przy której stali wartownicy sprawdzając przepustki każdego mieszkańca...
życie kręciło się tylko i wyłącznie w zamkniętym gronie, gdzie każdy wszystko wiedział o sobie, w bezpieczeństwie,nie zamykając mieszkań, zostawiając wszystko na zewnątrz nie bojąc się, że coś może zginąć... jeden pomagał drugiemu i dzielił się co ma...

żyliśmy w jednej społeczności z majorami, żołnierzami, funkcjonariuszami...
obok był poligon, strzelnica... oczka wodne sprawnościowe...
bunkry, podziemne przejścia...

dorastanie w takim miejscu rozwijało najskrytsze zakamarki umysłu dziecka, rozwijało wyobraźnię i społeczne relacje...





Plac zabaw- miejsce schadzek kobiet z dzieciakami, tutaj życie kwitło...
w soboty i niedziele starsi panowie grali w siatkę, tenisa, kosza...
kobiety siedziały kibicując, ukradkiem patrząc czy dzieciaki nie za bardzo szaleją na huśtawkach- były jeszcze różnego rodzaju wojskowe szczebelki sprawnościowe...
co jakiś czas robione były rozgrywki między ludźmi mieszkającymi w pobliskich domach na skraju lasu, robione były zabawy dla dzieciaków, konkursy...


jeden z 4 bloków, w którym było po 8 mieszkań...
moje mieszkanie...
obecnie balkon potraktowany drewnianą sklejką- kiedyś cały był obmalowany przez mojego Ojca różnymi ilustratywnymi przedstawieniami- nasz charakterystyczny balkon przywoływał ludzi, wiedzący że akuratnie tam mieszkamy...
Żołnierze przychodzili do Taty by robił im chusty na zakończenie swej działalności w wojsku, a wszystkie wnętrza w koszarach- stołówka, kuchnia, pokoje żołnierzy, funkcjonariuszy były przez niego malowane- zwierzęta, ilustracje wojenne, krajobrazowe...

Jednostka była tak charakterystyczna, że żałuje, że nic z niej nie pozostało...
a szczególnie malunki mojego Ojca, po którym mam tylko ołówek automatyczny, bez którego się nie rozstaję...

większość budynków po rozwiązaniu jednostki zostało zburzonych, bramy zostały zlikwidowane... drzewa i las został wycięty, gdzie co rusz powstają domy, blokowiska, sklepy, fabryki... została wybudowana droga, a drzewa ciągle są ścinane...
to już jest inne miejsce, w którym dorastałem... Mimo, że wspomnienia powróciły, czułem sie tam obco nie kojarząc większości miejsc...
Drzewa na których były wyryte podpisy, słowa, pamiętając każdą zadartą skazę, zniknęły i na ich miejsca postawiono bloki...
8 lat dorastania w Sanoku na wojskowym osiedlu na skaju miasta...
a ja po kilku latach, dopiero wczoraj powróciłem patrząc jak wszystko się zmieniło...
Sanok cały się zmienia... miasto kwitnie... i przechodzi swoją świetlaną formę...



Pierwsze miejsce naszej Chrupkowej Wycieczki- osiedle na ulicy Wyspiańskiego- o której wspominałem we wcześniejszym wpisie...
od sanockiego Skansenu idąc w głąb lasu, można dotrzeć do tego miejsca mijając ,,sosenki", polany, stawy i las...

jeszcze tylko powrót do Ustrzyk Dolnych, oraz Koszar w sercu lasu- czego nawet na mapie nie ma pod granicą, i dokumentację przyszłościową mieć będę ;]

dziękuje Happy Three Friendom, że zabrali mnie na moje stare włości, zbaczając z trasy w kierunku miejsca, o którym opowiem jutrem ;]
to są nieziemscy przyjaciele, którzy pokornie czekali na mnie w przy samochodzie...

ah co za emocje ;]


muzycznie:

sobota, 28 maja 2011

HTF'y na hasie ;]




Już dawno stwierdziłem, że mieszkam w niezwykłej okolicy, owianej niesamowitym pokładem energetycznym i baśniowym klimatem ;]

a czasem niewiele trzeba by odkrywać ją na nowo ;]




najprzyjemniejsze chwile po oderwaniu się od pracy i zamknięcia się w 4 ścianach pracowni...

co może być piękniejszego niż emocjonalne grono ludzi u boku i błogi has, trawiąc uciekające chwile, napajając się tym, co jest tu i teraz...

nic więcej nie potrzeba...

nawet zbędnych słów na forum :)





w podzięce za nadzieję i serca skinienie :*





wczoraj barwnie Freak przedstawił HTF'ów na poletku ;]
a zdjęcie rozłożyło mnie wewnętrznie na łopatki ;]
:* dzięks :*

anu i dzięks wróżce za niby nóżkę, oraz przemierzenie tych dwóch lat świetlnych ;]

:) mam do Waszej dwójki specyficzną słabość ;*

jutrem zmierzenie się z przeszłością... oko w oko...
powrót na swoje stare włości... przy boku HTF'ów...
niepokój, ekscytacja i emocje...