piątek, 31 grudnia 2010

Nowe Życie, zmiany przynoszące...


Nowy Rok... Nowe Życie... Zmiany...
Czuje w kościach, że to będzie przełomowy czas... motyl już w brzuchu mi się kręci skrzydłem trzepocząc, a myśli bezlitośnie katują mój umysł... bomba tykająca zbliża się do punktu kulminacji serce na części rozkładając w strzępy członów, a rozsądek podpowiada o detonację...
Podjąłem się ryzyka, a dzisiejszy dzień wszystko na to wskazywał czerwonym wschodem zapowiadając triumf... nawet rzeki szum, ptaka śpiew, wiatru szept podpowiadał, że to jest ten czas, to jest moment z którego zrezygnować nie mogę... nie teraz, gdy emocja, wiara i ducha działalność górę wzięły nad rozumem i rozsądkiem...
i tak się właśnie stało...
czy decyzja zostało dobrze podjęta? tego nie wiem, ale wierze, że móc to chcieć... wystarczy tylko trochę pokory, pracy, cierpliwości i miłości wiele... a nawet i najcięższy czas pasa zaciskając będzie tym błogosławionym doświadczenie przynosząc cierpliwie...
wiem, że słodko nie będzie...
jedynie myśl pozostawienia pracowni na bytów obecności ciszą pokryte, pokrywają oko łzą...
Gdzie?
Dokąd?
W celu jakim?
Nie wiem...
Wiem tylko, że nic w miejscu nie stoi, a czasem trzeba podjąć ryzyka, by marzenia swoje spełnić...
Ważne by miejsce na sztalugi postawienie się znalazło, oraz suchy chleb do buzi włożenia...
Tak jak już wspomniałem dni kilka temu...
kalejdoskop...
mój wewnętrzny kalejdoskop, bomba, która wybuchnąć musi a odliczanie końca dobiega...


Miniony rok przyprawił o doświadczenia niesamowite... te radosne, piękne, uśmiechem rozwiane, jak i smutkiem, niezrozumieniem i bólem- ale o tych mówić nie będę...
rozkwit malarski, obrona dyplomu z architektury wnętrz, zamówienia na obrazy, praca na rynku zielonym, następnie na stanowisku grafika na uczelni...
realizacja fresku w kaplicy, współpraca graficzna z zespołem Twoje Niebo...
niesamowite wyjazdy, zaliczenie szlaku na Tarnicę bosą stopą u boku Cypisa i nasze wspólne penetrowanie okolic...
emocje pobudzone serca zakochaniem oraz niesamowita świadomość samego siebie terapią poprzedzone...
odnawianie starych znajomości, powroty oraz nawiązanie nowych niesamowitych relacji :)
pielęgnowanie przyjaźni, która stała się niesamowitą miłością i wielki powrót ducha wiary...


jest za co dziękować Bogu... za każdą chwilę, za każdy uśmiech, za każdy promyk z oczu bijący...
Za każdą relacje, za każde serce otwierające...
za zdrowie, siłę...
wiarę, nadzieje, miłość...
to był piękny rok... mimo porażek, smutku i bólu... ale to nie jest istotne... to mnie buduje, motywuje, zmienia i uczy...

dlatego w tym momencie zdecydowałem się na owy kalejdoskop, by nadchodzący czas, nadchodzący rok, był tym przełomowym...

i taki życzę Wam każdemu z osobna :) by miłość w sercu, wiara i nadzieje, były silniejsze od rozumu, rozsądku, tego co podpowiada nam ten świat...
wszystkiego dobrego :)
mam tylko nadzieje, że za rok o tej porze, będę mógł powiedzieć to samo...
powodzenia


,,130 min" 
fot. Marcin Paśko 
( Cinek)
takie zdjęciątka to rarytas :) 
mam nadzieje, ze prędko wystawa powstanie, byśmy mogli z Rabką przechadzać się, wino na wernisażu popijając :)

muzycznie :) również Cinek zapowiedział :)
smacznego

czwartek, 30 grudnia 2010

Widok zza...

drzwi w kanciapie biura otwierając, do okna podchodzę zalewając owoc tykwy wodą ciepłą, by móc łyk yerba mate zakosztować, dzień rozpoczynając, patrząc jak świat do życia się budzi...
jeszcze tak nie dawno w pracowni swej dzień zaczynałem w zapachu farb klejących, teraz w obcym, sterylnym miejscu, w którym do końca odnaleźć się nie mogę...
dzień za dniem, który powolnym krokiem od 7 do 15 zaczyna robić się taki sam...
nocą z pracowni wychodzę i taką powracam do niej, łapiąc chwil kilka wśród mego bałaganu, płócien, szkiców podłogę ogarniających i łyka wina wraz z ciepłem serca przyjaciół...
dzień krótki...
jedynie widok za oknem się zmienia...
patrze za to okno, ciesząc się, ze mogę w trakcie projektów graficznych robienia, na chwilę uciec myślami daleko... zorza poranna...
a ja uciekam ciągle...



zastanawiam się tylko... co dalej...




a nie wiele czasu pozostało... do decyzji, do kolejnego wyzwania...
zima przychylną jest... ale wiosna zapowiada się jeszcze ciekawiej...
bomba która tyka, a ja cichutko słucham jak zbiera się w sobie energii impulsy gromadząc...
niepewność a zarazem rozkosz z nieznanego, podniecenie i grunt rześki, nawet i strach, który prędzej czy później pokaże swoje prawdziwe oblicze...



wraz z czerwonym wschodem słońca, przychodzi rozwiązanie...

czwartek, 23 grudnia 2010

z serca wieści płynące :)

:D Cypis w nowej odsłonie ;)
by świątecznie się zrobiło ;]
Dzidziak :)
mam nadzieje, że mnie nie zje za świąteczne wcielenie ;]

Wszystkiego dobrego i błogosławionego z serca swego i nie tylko mego, przesyłam odwiedzającym wiernym przede wszystkim i tym nie zaglądającym, na nadchodzących chwil czas :)
niech przyjaźnie kwitną miłością czystą i czas tak prędko uciekający nie minął ukradkiem :) chwilę łap w palce i uśmiech postaw za piorytet :)
za serduchem zmierzając pod prąd, nie patrząc jak świat perfidnie szpilkę wbija w twarz :)
wybacz, przeproś i pamiętaj chwilę tylko te duszy bliskie :) marzenia spełniaj, w miejscu nie stój i hasaj spontanicznie :) bo tak nie wiele do szczęścia potrzeba... tylko głód miłości :)
kochaj i rób co chcesz :)
niech Boża iskra serca rozpala i prowadzi do doskonalenia wewnętrznego, pielęgnacji ogrodu i obrony wewnętrznej twierdzy, gdzie trwa uczta nieustanna :*
niech małe Dziecię narodzi się z powrotem w każdym Ja :)



Sweet Focio ;]
by. automat w tel ustawiony na pstryk 5 sek ;]
Happy Three Friends czyt. Karmel, Ciastko, Czekolada ;] ha ha ha

*tapeta do ustawienia na Twoim pulpicie*
zaprojektowana przez pana inżyniera architekta fotografika Cinka ( brata Piranii)
ha ha ha
rozwaliła mnie dziś na poczcie mailowej ;]


:D wszystkiego dobrego raz jeszcze :*

niedziela, 19 grudnia 2010

szkice dziadka...



szkice przed obrazem, ogarnięte jeszcze wakacyjnym, błogim słonkiem w ogrodzie...

przyszedł i moment kiedy, myśli i obrazy trzeba przerzucić na coś większego ;]

szkice na formatach A3, cienkopis, tusz, akryl ( karton i karton do akwareli)



Poszukiwanie...


szkic pociągowy, który miał trafić w ręce Sydonii, ale nie został dokończony...
z przełomu września, by 12 godzinna trasa szybciej minęła...
A4, ołówek automatyczny

odnalazłem niedawno, szykując rysunkowe portfolio dla profesora prowadzącego...

no właśnie i tutaj pojawia się pytanie dla odwiedzających...
jest to motyw który często powtarzam, ponieważ pozostał mi w pamięci na długo, a widziałem go tylko raz w większym formacie... w malutkiej celi zakonnej na ścianie, reprodukcja...
takie niesamowite emocje we mnie wywarła, że pierwsze co zrobiłem po powrocie do domu to machnąłem szkic z pamięci...
później widziałem malusieńki obrazek w jakimś katalogu religijnym- lecz podpisana nie była...
dało mi to do myślenia, że jest to jakieś sławne przedstawienie wizerunku Chrystusa...
długo poszukiwałem autora i samej pracy, lecz nigdzie nie mogłem jej odszukać...
patrząc po książkach, buszując po bibliotekach i internecie...

na portalach artystycznym, pod pracą dałem informacje o poszukiwaniach autora, jedna z Pań z DigArt'a powiedziała, że jest to praca Jana Twardowskiego ( miły przypadek nazwiska), ale niestety jedynie tyle wiedziała, nawet i to nie pomogło by odszukać większą ilustracje... a pragnę raz jeszcze ją zobaczyć...
więc jeśli ktoś wie, o jaka prace chodzi, bardzo bym prosił o link, pozycje książki, bądź jakąkolwiek informacje :)
z góry dziękuje :)
chciałbym w końcu ją podpisać, bo nie wiem czyja to reprodukcja...

na zakończenie, przypomnienie malarskiego przedstawienia, w wersji z 23,5 karatowym złotem, który wcześniej się nie pojawił na blogu :)



często ten motyw, daje w podarunku dla bliskich mi osób :)

piątek, 17 grudnia 2010

Happy Feet :D czyli wariacje Cypisowej stopy ;]





















a który wariant Ty wybierasz?
interpretacja dowolna ;]

zachciało mi się układanki ;]
w pracowni wisi ino jedna stopa ;]
druga za sławną szafą ;] ha ha ha


Happy Feet...
akryl na płótnie + faktura
2 x 50x70

se se se

czwartek, 16 grudnia 2010

Pozytywne zaskoczenie- znów :)


kolejny raz spaść z krzesła mi się zachciało :)

w czasie penetrowania neta w czasie pracy, z kubkiem kawy od pani Lusi, banan na mej twarzy zagościł z jakże miłym okrzykiem :)
znów auto-tryptyk został wyróżniony, tym razem na portalu podarty...
bardzo to ciepłe i miłe :)
a szczególnie w momencie gdy ma się ręce zapchane robotą :)
takie małe gesty, a jak cieszą :) później aż pracowało się przyjemniej :)



dziś totalny amok zawirowań, hasów, dreptania z jednego miejsca w drugie...
chyba dostałem stópki w nagrodę od ,,Góry"...
moment kiedy zasiadam wieczorem z sił padając, cieszy mnie niezmiernie, że dzień minął jak najbardziej po mojej myśli, sekundy na marazm nie tracąc... jak błogo się wtedy zasiada przed sztalugą, bądź z kajetem z historii sztuki piękne,j w obecności czerwonego kocyka i kubka z Rooibosem ( którego ostatnio nagminnie nadużywam) :)
dzieje się troszkę, czasem ciężko mi wszystko ogarnąć...
ale ważne by w tym wszystkim znajdować czas na to co jest najważniejsze- czyli ciepłe gesty, słowa i relacje... przyjaźń... mój motor napędowy...

powoli wsiąkam w klimat pracy graficznej w biurze... wszystkiego można się nauczyć, oko czasem ambicją i pychą przepełnione przymknąć ;] ale chyba nie muszę mówić, że nie jest to to ,,coś"...
chociaż doświadczenie jak najbardziej uczące i nabrania kolejnej przygody- bo czym jest chwila obecna, jak nie przygodą końca nie mającej :) nawet jak jest to tylko drobny gest...

kadry z portalu podarty

żur u pani Lusi smakował dziś wybornie :) niebo...
za namową, postanowiłem posmakować zup...
do tej pory nie za bardzo się lubowałem nimi ( nie licząc Jaworzowych z pod dobrej ręki)...
w mej lodówce ostatnio jest ino mleko, musztarda i jakieś resztki warzywne, a posiłki domowe zamykają się na owsiance z bakaliami... chyba muszę wybrać się w końcu na jakieś kulinarne zakupy... bo jak na razie inwestuje w sprzęt, który się niestety sypie ;] błogo było zakupić sobie masakrycznie drogie słuchawki :D teraz to dopiero można tańczyć hasając :)

muzycznie:
Monkey Song :)

pozdrawiam dziś jaka najbardziej ciepło :)

wtorek, 14 grudnia 2010

Happy Feet... Part II


Happy Feet w drugiej odsłonie ;]
akryl na płótnie + faktura
50x70

niczym w sumie się nie wyróżniającej od wersji pierwszej- ino odbiciem lustrzanym....
jakaś taka faza spontaniczna przejściowa mnie wzięła w obroty ;] ale na tym koniec z zabawami i odskoczniami...

zamiast trawić, ja się bawię materiałem i prymitywnym hasem przez Ziemie ognistą ;]

zapowiada się ciekawie, chociaż do końca nie wiem jak wszystko i tym razem się potoczy i ułoży...
ale jest to mało istotne...
same chęci, które sił witalnych tyle dają, same z siebie są wielką nagrodą :) nie potrzeba mi wiele do szczęścia... małe kroczki... małe gesty- które mają moc nieskazitelną...
hasanie pod górkę jest potrzebne... ale czy ja to traktuje jako górkę?


konsultacje...
ogarnięcie mego pół rocznego materiału malarskiego i rysunkowego, i dodanie go do starego folderu ( który o dziwo jeszcze pozostał w komputerze profesora)... rozmowy na temat prac obecnych, starych, całościowej drogi, która przez ostatnie 2 lata przeszedłem... nawet nie wiem kiedy, czas zleciał... nie spodziewałem się nigdy, że wraz z Panem O znajdziemy aż tak wspólny język... był pierwszą osobą, która popchała mnie w tory malarskie i pracy prywatnej... pamiętam jaki strach był przed pierwszym pędzla machnięciem... pokornie pracowałem po cichutku w swej pracowni, która powstała z biegiem czasu, by po roku udostępnić owy materiał, który pozytywne zaskoczenie przyniósł :) czasem lubię powrócić do takich chwil myślowych, warto pamiętać tylko te dobre relacje, emocje...
miła rozmowa na temat bliskich nam ludzi, relacji, które nas otaczają- czy to w kręgu studentów- z PWSW czy ASP, czy ,,kadry" :) pozdrowienia dla Pani Doro ;] ha ha ha
oczywiście nie obyło się bez rozmowy na temat mojej porażki ;] chociaż suma punktów za teczkę według profesora była sukcesem- nawet sobie z tego sprawy nie zdawałem, myśląc że taka jest kolej rzeczy... było minęło i mam już do tego nie wracać ;]

dziś rozmawialiśmy tylko na temat prac ,,lepszych" ( co nie oznacza dobrych)...
zostały ukazane prace, które może staną się częścią przyszłościowej teczki- chociaż niekoniecznie, wszystko zależeć będzie od tego co jeszcze w przeciągu tych miesięcy powstanie...
Cypis śpiący, Strange, PeKaJot II, Autoportret- graficznie part II, czy Verdict...
portret La Norberto, bardzo się podobał, chyba najbardziej ( z racji prywatności, ukazać nie mogę), który dostał w podarunku... mimo, że mała i szybka :)
wybór i konwersacja padły na te... no i rozmowa na temat prac z przed wakacji, które również ,,mogą być"... po pół rocznej przerwie w spotkaniu, było wiele do obgadania...
o pracach słabych rozmawiać będziemy w innym terminie, by chęci malarskich mi nie zatruć, bo jest kilka prac ostatnich, które są niczym gwóźdź w stopę, psujące całościowy materiał ;] ha ha ha
ale jak to powiedział profesor, również ma prace, które światła dziennego nie zobaczą ;]
korekty skupiać się będą na rozmowach o pracach, które powstawać będą na bieżąco... prace w realu pokazać będzie trzeba, bo jednak na ekranie wszystko inaczej wygląda...
ale to tak na pierwszy raz- w sumie i tak wiele...

nie ma co się czarować o wysokim poziomie, kapitalnym warsztacie, czy niesamowitym technicznym rozwiązaniu... po prostu... ale robić swoje będę nadal... powolutku i cichutko...
chyba tylko ten blog, daje mi się ponieść...

4 konsultacje mnie czekają w Krakowie... do dwóch panów z roku poprzedniego, no i jakieś ,,nowości"...
miło będzie odwiedzić zakapiorów na AW, patrząc jak ciężko pracują :)

dziś już nawet uświadomiłem o tym szefową w pracy, że dni kilka wypadnie spontanicznie...
nawet i do egzaminów przychylnie nastawiła ucha swego...



pomyśleć, że przeszła mi przez głowę myśl o porzuceniu studiowania i rozwoju...
dlatego tak często emocje gubią grunt...
trawienie, łaknięcie, chłonięcie jak gąbka... uschnąłbym bez tego...
stojąc w miejscu, z marzeń, planów rezygnując cofnąłbym się bardzo...
czyli coś najbardziej popycha w monotonność i pustkę, autodestrukcje, która prędzej czy później się naradza...

od rana wiszę na telefonach... reformę przeszedłem i odbieram telefony...
przymknąć oko czas na mój skrzeczący głos i osła śmiech, w pół się zachodzący gdzie tchu brak...

miło było zobaczyć w czasie pracy Happy Friendów- uśmiech wnosząc na chwile przerwy :)

muzycznie:
I...
tym razem wersja live...

dziś idem szybciej spać... postaram się ...

to się rozpisałem... ho ho ho

poniedziałek, 13 grudnia 2010

:D Happy Feet ... part I


Happy Feet :)
part one ;]
akryl na płótnie + faktura
50x70

o jakże brakuje bosego hasania... stopą podłoża dotykania, przez dzień zmierzania :)
nowy grunt, nowy has ;]
jakże upragniona ziemia czerwona z żaru piekąca, Cypisa podskoki zmierzające po wrzątku- bezcenne :D jak błogo jest hasać latem ową stopą :)
nawet i Bieszczadzkie pagórki bosa dotknęła, leśne ścieżynki przez dziki wydłubane, zieloną trawą pola zasiane, kory drzewa wspinane, betonów metry zmierzone...
nie lubiem trzewiczków i zimowych skarpet ;] więc jesli spotkanie w Przemyślu kogoś z bosą spacerującego ( oprócz Asterixa) mogę to być ja ;] w Zamościu to Rabka bosą hasała ;]


wariant z gratisowymi kamyczkami ;]
mi naziemna ekspozycja do gustu przypadła ;]
Cypisowi w pionie- w końcu to jego stopa ;]

poniedziałek :)
zawsze ten dzień tygodnia wywiera we mnie pozytywne wibracje ;]
już dawno rankiem z takim entuzjazmem ( nawet podskokiem) nie dreptałem :) starając się nerwową atmosferę rozładowując na uczelni uśmiechem ;] ale im więcej uśmiechu, tym w niektórych osobach więcej agresji się pojawiło??? oj tam oj tam :)
nawet i kawka u pani Lusi smakowała magicznie ;] niespodziewana wizyta Cinka no i dłuuuuuuuuuuuuuga konwersacja z profesorem mym prowadzącym warsztat ;] w końcu się odnaleźliśmy podczas ostatnich wymijań ;]
przedstawienie współpracy ze stron obu- jutrem oględziny prywatnych dokonań od ostatnich 5 miesięcy ;] i zobaczymy co dalej :) co 2 tygodniowe korekty, zadania, spotkania...
miło się zapowiada znów :) wymiana myśli, stanów obecnych i uśmiechu z serca płynącego :)
miło również, że zostałem zapamiętany przez profesorów, u których znów krakowskie korekty się zapowiadają... i znów dreptanie pod prąd z prądem ;]

plotki mnie dopadły, że mój dyplom stał się inspiracją dla studentów z roku II ;] ha ha ha podobno ktoś robi świątynie na planie koła z drzewem życia ha ha ha aż muszę to zobaczyć :) i wcale nie z krytycznym podejściem ( jak wśród kolegów) ale z ciepłą obserwacją i wsparciem- ewentualnie pomocą :) ciesze się za wybór tego tematu :)
miło zaglądnąć do starych pracowni :)

trzeba wybrać się również do Witka na przeróbkę kurteluszki hipisowskiej, którą od Cinowego dostałem :D po 12 latach nie używania, wygląda jak nowa ;] ale mimo wszystko i tak za szeroka ;]
150 w kapeluszu w końcu z wagą sucharka ;]

odwiedziny po-pracowe Mr. Hamstera, z którą wieki się nie widziałem, przyprawiły o ciepłe wspomnienia z czasów liceum :) oh jaki człowiek był zbuntowany ;] ha ha ha


stopa zmarznięta ;] w pracowni ogrzewania brak ha ha ha a ja na boso lubiem jak już orzekłem wcześniej ;]

jak najbardziej pozytywnie i jak najbardziej muzycznie ;]
Takadum ;]
dziś podskakuje nucąc w uchu swoim ;] nawet i tańczyć się zachciało z pracy wracając wśród śniegu prószącego do świateł miasta ;]

niedziela, 12 grudnia 2010

Graficzny has...


Has...
Las... i błogi czas...

i nic więcej nie potrzeba, by sił nabrać na chwil kolejnych kilka... swój wewnętrzny czas poświęcony, na rozmowach trawionych przy boku osób w sercu zamieszkujących...
samotność... głucha sercu samotność... emocje mi nieznane, niedoświadczone przez życie...

wewnętrzna utopia zamknięta w czterech ścianach pracowni, nie jest głucha... wybór na obcowaniu z samym sobą... to chwile przełomowe, stawiające ducha na nogi...
dopóki ostatni człowiek na ziemi stąpać będzie, samotności nie doznam- niech nawet na krańcu świata na górze posiądzie... ale to wystarcza... świadomość obecności... świadomość wewnętrznej miłości trawiącej, końca nie mającej... czerpie wewnętrzne wibracje, promyka serca łapie z każdej napotkanej źrenicy oka drugiego...
miłość i otwarte serce, szansa i wiara w osobę nieśmiertelną... jest to wielki dar... tak.. jest to dar, którego zakopywać nie będę, lecz mnożyć dnia każdego...



tyle teraz pustki... głuchej, samotnej pustki spowodowanej wiarą... a raczej jej brakiem... wiarą w drugiego człowieka, miłość, oddanie, możliwości swoje, lepsze jutro, marzenia i zaufanie...
pojawia się smutek, marazm, izolacja, strach i przedmiotowe podejście do spraw i ludzi...
dlaczego tak często jest łatwiej się poddać i zamknąć się na to co może stać się całym prekursorem dobrze przeżytego życia, czasu który może być tym ostatnim...
życie jest tak krótkie... jak słabo za niego jeszcze się rozbiegnę, tak źle wskoczę w miejsce, które będzie początkiem drogi duchowej... nie chce starcić tego czasu... nie chce stracic darów które leżą pod nogami, które często są tylko na wyciągnięcie ręki... wystarczy wymagać więcej od siebie... pokochać i dać się być kochanym... wystarczy przede wszystkim w siebie uwierzyć...


Tak zawsze się czuje po każdym hasie z ubratowionym Cypisem :)
rozmowa trwać może bez końca, a ja słucham i łaknę...
dziś wystarczyło tylko słów jego kilka...
ciesze się że duże miasto nie dało mu się zepsuć... nie zmienił swoich wartości, myśli, duchowych emocji, doznawania, obcowania, trawienia i łaknienia czegoś więcej jak tylko dnia spędzenia...
powrót do pierwotnej natury... powrót do łona wewnętrznego ja... swojego ego, pozytywnego ego, autonomii, nad którą ciągle pracuje... patrze jak dorasta, zmienia się, bytuje i pragnie jeszcze więcej i więcej i więcej... widzę jak rozkwita... wiem, ze jest to dobry okres w jego życiu, gdzie poznaje i doświadcza, ucząc się własnej pokory a jednocześnie większej miłości i wiary...
jego dystans, wewnętrzny pokój serca i wrodzona spontaniczność sprawiają, że chęć z nim przebywania jest jeszcze większa :)