,,Daga In The Mirror..."
tusz na kartonie powlekanym
50x70
czyli ciąg dalszy przymiarek szkicowych, do komiksowej opowieści ilustracyjnej o Porannym Dniu Rudej Wiedźmy ;)
takie prędkie szybciaki sprawiają mi najwięcej radości...
Powstają przy kawie, śniadaniu, kolacji, obiedzie, czy w bezsensownym wyłączaniu mózgu przez chwil kilka- nie mam kontroli nad tym co robię, bo wychodzi to po prostu ,,ot tak" i to jest fajne, dobre- inaczej- miłe :) bo jak już kiedyś powiedziałem, że choćby przez 5 min, to ręka musi coś naskrobać, by ciągle coś na kartonie pracowało- by stało się to już codziennością, jak oddychanie, poranny prysznic, mycie zębów, bieganie, jak poranne czy wieczorne ćwiczenia, śpiewanie pod nosem, jak jedzenie śniadania (wow- zacząłem jadać śniadania- bez kawy i papierosa) czy posłuchanie raz dziennie Kimuszkowej piosenki- czyli rutyna!
i tak też jest
Sama Daga kwituje to uśmiechem kiedy wpadam jej do łazienki- bo nie jest chyba przyzwyczajona, że ktoś może nagle zaburzać prywatny moment porannej toalety, wpadać stukając raz w drzwiczki.
Dziś rozmawialiśmy na temat hasania nago po polankach- dzięki czemu przyczyniło jej się dzisiejsze wejście do łazienki gdy brałem prysznic i zauważyłem u Niej małe skrępowanie i wypiek na policzku...
o_O
oczywiście rozbawiło mnie to troszkę...
i tym akcentem zaczynam mój monolog ;)
mam dziś gadanego...
Debata zmierzała ku temu, że chyba umiałaby przekroczyć granice swojej cielesności i oddała by się nagiemu hasu, wyjścia na plażę, czy kąpieli w jeziorze jak natura ją stworzyła- co dla mnie jest takie oczywiste, takie, proste, takie... normalne.
chociaż w domowym zaciszu zdarza jej się hasać nago...
teraz pozuje do szkiców... ale nic poza tym.
Rozmowy na temat naturystycznych ciągot ostatnio dość często mnie nawiedzają z różnorakich stron- szczególnie na uczelni, gdy podczas swojego ślinotoku opowiadam o swoich gafach hasania nago po bieszczadzkich polankach- jednak większość osób z którymi się spotykam (nie licząc rzecz jasna Kurki, która jest moim lustrzanym odbiciem jeśli chodzi o sposób funkcjonowania i podejścia do relacji, związków i ludzi) ma w sobie wiele barier i długo musiałyby przetrawić fakt jakby sie zachowały, gdyby ktoś na nich zerknął... Ok.
A Ja zastanawiam się czy jest to uwarunkowane temperamentem, rodzinnymi przyzwyczajeniami, wychowaniem, patrzenia na nagość w sposób erotyczny, jako tabu, któro jest dostępne tylko za drzwiami sypialnymi kochanków, czy iść w drugą stronę- przekraczając bariery własnej autonomii, poczucia wolności, zjednoczenia z naturą i powrotem ,,do".
Sądzę, że w tej materii mógłby bardziej udzielić się hds, który jest określonym naturystą i jest troszkę bardziej doświadczonym człowiekiem- nawet wiekowo- stąd ciekawa była nasza konfrontacja ,,hasająca" w plenerze ;)
,,Daga On The Dawn"
akryl na kartonie
50x70
Będąc wychowankiem Bieszczad, lasu, szczerego lasu- mieszkając w jego sercu, w grupie kilku rodzin, człowiek doznaje zupełnie innych rzeczy, co innego je kształtuje, a na pewno zostaje wychowany w zupełnie inny sposób niż osoba, która zaczyna swoje życie w mieście.
Co innego je inspiruje, inaczej nazywane jest piękno, i odczuwanie samej natury i obcowania z nią...
Życie w lesie najbardziej zbliżone jest chyba do życia na wsi- z tą różnicą, ze Twoim sąsiadem nie jest babcia za płotem, ale hasająca sarenka (może zabrzmiało to infantylnie, ale taki jest fakt :) )
Zbieranie chrustu, ziół, wspólne działki- ogródki warzywne, stajnie czy własnoręcznie wykonane place zabaw dla dzieciaków i altany, gdzie często organizowane były wspólne ogniska.
Żyjąc w małej zbiorowości (jak ja) można porównać to do ,,plemienia", czy może bardziej w naszej mentalności osady. Gdzie życie drugiego, staje się Twoim życiem- a bezpieczeństwo, zaufanie, czy problemy stają się problemem wszystkich.
Co widzi się przede wszystkim- współprace!
Jeśli chodzi o mój zlepek etnicznej mieszanki wybuchowej, zawsze sprawiało to o bardziej otwarte spojrzenie na zachowanie czy patrzenie na siebie nawzajem.
Czy jak na wstępie wpisu wspomniałem o barierze ,,pląsania naturystycznego", gdzie kąpiele w balii czy w przepływającej pod budynkami (mała skarpa) rzece były czymś doczesnym.
Dopiero trafiając do szkoły w mieście zobaczyłem, że ,,tak nie można"...
Że ludzie zamykają się w domach i nie ma wspólnego życia, rodzinnego klimatu czy jakkolwiek by to człowiek mógł nazwać. Pojawiają się plotki, zaborczość, gonitwa za pieniążkiem...
Ty masz ludziki z kasztanów i szmatek, a inni jakieś dziwne roboty, o których nigdy nie słyszałeś mieszkając w lesie.
Widzisz komputer i pytasz co to?
Spotykasz się z negatywnymi emocjami ze strony innych, którzy zaczynają krytykować Twój kolor skóry, który do tej pory wydawał się taki normalny, a strój jakiś taki ,,nie tutejszy"...
WTF?
o_O
ale z perspektywy czasu uważam, ze zderzenie z ,,rzeczywistością" było dobre i jest nadal, bo przynajmniej widzi się większą wartość tego co jest niematerialne, a przynajmniej wytworzone przez człowieka...
ale dzięki Bogu człowiek powraca do tego co mu w duszy gra, gdzie czynniki zewnętrzne nie mają na Niego tak gruntownego wpływu, reformując podejście innych- alleluja!
Jeśli chodzi o naturyzm czy inne ,,dziwadła"...
hmmm ja nigdy się nie określam, chyba właśnie to wyniosłem z domu...
Nie mam potrzeby nazywać czegoś (chodzi oczywiście o osobowość i jego części spójne, czasem skrajne- nieważne)...
Nie mówię o miłości, przyjaźń, czy innych stanach- coś jest dobre, coś jest złe- ok...
ale idziemy dalej- coś jest białe, coś jest czarne- ale w tym monochromie jest wiele szarości przecież, wiec po co szukać nazwy na dany odcień, skoro on po prostu jest i można byłoby go rozbić jeszcze bardziej zależnie od punku patrzenia czy pory dnia?
Nazwanie czegoś czymś, ma juz jakieś granice, jest określone, zamknięte
i opowiedziane. Są pierwiastki, które się czerpie z jednej rzeczy w
drugą, które dopiero kształtują daną osobowość, będącą zlepkiem kilku na
raz- czasem skrajnych- doznań.
zatem tym monologiem mógłbym pokarmić jeszcze troszkę, bo jest to temat, który mi ,,siadł", ale wiem, że nikt nie lubi czytać moich przy długaśnych postów nie doczytując ich do końca ;)
gnidy...
zatem zamykam wywody myślowe dedykacją muzyczną ;)
śpiewałem cały dzień ;D
a ja zastanawiam się dlaczego kasjerki w Biedronce zaczynają zachodzić się wniebogłosy, leżąc na kasie, zatrzymując ruch taśmy...
piękny widok :D
jeszcze jak usłyszały mój śmiech- oj było pięknie :D
jeszcze jak usłyszały mój śmiech- oj było pięknie :D
nawet Pan strażnik się zaśmiał- a takiego zimnego rybaka udawał...
więc jak widać zimne ryby i makrele połykam na śniadanie ;)
tylko dlaczego w tym wszystkim muszę zrobić z siebie pląsającego dzieciaka?
tylko dlaczego w tym wszystkim muszę zrobić z siebie pląsającego dzieciaka?
Lubię tu zaglądać. To, co napisałeś też mi humor dzisiaj poprawiło:-)
OdpowiedzUsuń:* zatem zapraszam częściej jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Wyjątkowo mądrze napisałeś o wychowaniu, wzorcach, nagości, dumie i uprzedzeniu.
OdpowiedzUsuńToporem malowane ale przez to nie wyniuniane, jak to zwykle na zgubę swoją i obrazów czynisz ;) musi to dobra droga jest ;)
OdpowiedzUsuń