sobota, 17 grudnia 2011

,,My Brother... Kain..." - Preludium


 preludium 
part 1
(lipiec)

Z racji, że aparat mi padł, o czym już wiadomo, nie mogę pokusić się o dokumentację, nowych i zaległych chrabąszczy, które chciałem niebawem pokazać na swoim poletku.
Ale dzisiaj, podczas gruntownej szperaczki w laptopie, pomiędzy dziobaniem wielkoformatowych portretów węglem (kolejna seria rysunkowa się szykuje, nie licząc projektów, które już w kajecie mi się nie mieszczą)), znalazłem zdjęcia kilku prac, które zostały ukończone, a których jeszcze tutaj nie było- bo jak wiadomo dorobek to ja mam spory i nie wszystko co wyłazi z pod mojej łapy, ląduje w internetowych łaskach- no bo po co ;]
w końcu to mój blog :P

Z racji, że w poniedziałek powraca mój Młodszak (ale zaledwie na miesiąc czasu- choć mam nadzieje, że przez ten miesiąc się nie pozabijamy w jednym pokoju ha ha) zza granic Polski, zostanie wtedy zaprezentowany Jego portret, które poczynające zmiany można właśnie zobaczyć.

przepraszam za słabe zdjęcia, które starałem się ratować...



preludium
part 2
(październik- listopad)

Portret po raz pierwszy miał zostać pokazany na wystawie ,,Passion of the K.I.M.", ale z braku czasu na dokończenie (pierwsze zdjęcie) oraz samego oleju, który schnąć za bardzo nie chciał, w końcu nie został opublikowany- wraz z chrabąszczami, które uległy słynnej awarii ;)
wiec obraz został odłożony...
sobie tak stał, stał i stał...

Kiedy Cypisek wyjechał we wrześniu, stwierdziłem, że obraz będzie się zmieniał aż do Jego powrotu... Będzie żył... I w każdym momencie, kiedy ,,troszkę" za nim zatęsknię, będę coś domalowywał... i tak też się stało...

Na powyższym zdjęciu- wyrzuciłem z siebie wszystkie huśtawki, tęsknice, wkurwienia, które mnie dotykały z różnorakich przyczyn i z różnorakich stron (SIC!), co miało zgubny efekt na sam obraz...

Końcem listopada, zacząłem poprawiać obraz w wolnym czasie, ale tym razem poczekałem aż olej wyschnie (to nie moja materia- brak mi cierpliwości) i zacząłem poprawiać akrylem, z racji, że efekt końcowy jak w przypadku ,,hds'a z Fafikiem" był dość zadowalający.

Nakładanie rozwodnionego akrylu sprawia o laserunkowe, ,,mgiełkowe" (tak sobie to nazywam) cieniowanie, które delikatnie pokryło olej, nie tracąc przy tym, agresywności barw...
(jak w przypadku poniższego etapu)



preludium
part 3
(koniec listopada- początek grudnia)

Usłyszałem, że malowanie oleju akrylem z czasem ma zgubny efekt na sam obraz, zatem jest to ostatni obraz (nie liczą tych wcześniejszych, które niebawem się ujawnią), który robię w ten sposób. Podobno po latach (10, 20) może zacząć pękać, mimo, że zostanie zawerniksowany.
szczerze mówiąc nie miałem zielonego pojęcia, ze stać się tak może- z racji, ze wszystko robię po omacku, nie wiedząc tak na prawdę nic na temat artystycznego podejścia do prac i materii.
Mimo, że konsultacje z Matką Chrzestną trwają cały czas ;)

skoro zacznie pękać- niech pęka- taki będzie jego urok, choć pewnie za kilka lat słuch po tych obrazach zaniknie, bo pewnie zamknę je na strychu, czy w piwnicy, lub zostaną po prostu rozdane (lub daj Boże sprzedane, gdy wyląduje na bruku bez grosza w kieszeni)



 preludium
part 4
(pierwsza połowa grudnia)

Malarstwo nie jest moją mocną stroną, coraz bardziej odpycha mnie od płótna, farb, koloru...
Nie sprawia mi to takiej przyjemności, jak kiedyś... jak np. w dwa lata wstecz, gdzie zacząłem właśnie bawić się w portretowanie Cypisa.

Wtedy wszystko nowe & nowe- proporcje zaczęły dobrze wychodzić, wpadłem w  trans dziobania, cieszyłem się, że w końcu odnalazłem swoja pasję, mimo, że efekty były totalnie z dupy (patrząc rzecz jasna z perspektywy czasu).

Teraz wiem, że jestem bardziej rysunkowy niż malarski i tego będę się trzymał...
chyba, że znowu jakimś dziwny trafem malowanie na płótnie zacznie sprawiać mi przyjemności- może wtedy gdy odnajdę prawdziwego siebie w tej materii?

może ;)

smacznego:



ehe... 
od tygodnia przesłuchuje całej dyskografii Nosowskiej, na ciągłym repeat i jakoś tak pląsam bez końca w emocjach ;)


a na gotowy obraz zapraszam poniedziałkiem :)



6 komentarzy:

  1. O mój boszsz, akryl na olej.... że toto w ogóle się trzyma? Zjedzie jak na sankach! Ale może się mylę i masz szczęście?
    Przypomnij mi kiedyś, jak w końcu Cie odwiedzę, żeby wyrzuciła Ci wszystkie czarne tubki.Już dawno miałam to zrobić.
    Fajny portret, ale WYNIUNIANY. Dzikość ma być w TAKIM bracie!

    OdpowiedzUsuń
  2. anu toto się trzyma jak na razie i ma się dobrze... nic nie zjeżdża, warstwa akrylowa bardzo cieniutka i laserunkowa- kiedy zostało zawerniksowana świeci się jak złoto- jedynie ten strach przed pękaniem jest niepokojący ;)

    ale mam nauczkę na przyszłość jak powiedziałem- nigdy więcej tego nie zrobię- dla nas i naszych rodaków ;) ha ha

    zatem zapraszam na wywalanie czarności ;)
    chyba z Mikołajem Ajem się wybrać możecie, bo On też plumka, że mi wypieprzy wszystkie czarne farby :DDDD

    wiesz, że mam niunowe ciągoty, boje się jeszcze na ,,dzikości", więc tak sobie spaceruje ciągle omijając szerokim łukiem dziwadła ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza wersja wygląda jak Tamara Łempicka ;DDD

    Już na samym początku znajomości mówiłem, że za mało kolorków, a za dużo ptaków-ponuraków ;P

    Nosowska rządzi!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem Czarnym Marianem, więc pozostaje w czerni ;>

    mentalnie i emocjonalnie wracam do ptaków ponuraków, za dużo było tej wiosny w pląsie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, dobrze, rób po swojemu, nie daj się wkręcić. Wszystko się zmienia, przyjdzie pora i na to, w onym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie daje się wkręcać (już chyba o_O), a na komornicze zatrzymanie czerni oczekuje z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń