piątek, 22 lipca 2011

Hasający Dialekt Sarkastyczny 16 Update


Tak łatwo i bezboleśnie się ode mnie nie uwolnicie na tym blogu buahahahahahahaha

Wpadłem tutaj tylko na chwilę, bo jest taka potrzeba!!!

Macie zapewne w pamięci, że Kimon przepadł z kretesem na egzaminach wstępnych do ASP, więc próbował swoich sił, zdając na dwuletnie magisterskie tydzień później.
Oczywiście tam też się skompromitował, irytując swoją niewiedzą jednego z członków komisji, który w kilku teatralnych gestach i słowach powiedział, że z tym Panem Marianem to on już nie będzie dyskutował.

Zatem informuję Was, że K.I.M., zdobył jednak uczelniany kredyt zaufania, uzyskując 12 punktów z piętnastu możliwych.
Tym samym zajął ósme miejsce w rankingu!

GRATULACJE!!!

Masz małpo całe lato, na nadrobienie wiedzowych zaległości!
Szlaban na Bloggera!!!

Hasający Dialekt Sarkastyczny 16


Kimonek ostatnimi czasy, stał się jakoś tak mocno rozchwiany blogowo.
Podejrzewam, że są to w dużej mierze skutki, sporego napięcia psychicznego, związanego z egzaminem na studia oraz organizacją wystawy.
Z jednej strony, zapowiada stopniowe wycofanie się z blogowej rzeczywistości, a z drugiej nagle dubluje bloga.
Gdzie tu logika?
Niby jakaś pokrętna jest.
Ten stary ma być typowo reprezentacyjny, do pokazywania nowych wytworów, natomiast nowy ma służyć emocjonalnym wynurzeniom tfurcy, udostępnionym wybranym.

Kimon już się „poskarżył”, że pomysł ten niezbyt przypadł mi do gustu, ale z drugiej strony nie mam nic do gadania, bo tylko gościnnie, grzecznościowo tutaj występuję.
Generalnie jestem zwolennikiem teorii nie mnożenia bytów (blogów) przez te same osoby, chyba że są one od siebie diametralnie różne.
Tej subtelnej różnicy, póki co nie zauważam.
Nie dość, że wizualnie są podobne, to zapowiadanego rozdziału treści, również brak.
Poza tym nie lubię, gdy miejsca, do których jestem już przyzwyczajony, nagle są drastyczne zmieniane. W tym przypadku chodzi mi o to, że stary blog został mocno ocenzurowany z wielu wpisów.
Powoduje to sporą dysharmonię z lektury bloga, jako zamkniętej całości.
W środowisku bloggera, pewne wpisy wynikają z innych, do tego istnieje korespondencja międzyblogowa (linkowanie) i obecnie niektóre linki, nagle trafiają w próżnię, przez co napisane kiedyś zdania, często tracą sens.
To jest tak, jakby ze znanej i lubianej powieści, pousuwać całe rozdziały.
Skutki są katastrofalne.
Oczywiście za parę miesięcy, już nikt nie będzie pamiętał o takim podziale, a różnice w obu blogach zaczną być widoczne (mam nadzieję).

Chwilowo (czas niesprecyzowany), zawieszam sarkastyczną działalność w tym miejscu.
Dziękuję serdecznie Arkowi za anielską cierpliwość, jaką wykazywał się w stosunku do niektórych moich zdań, ale choć ostre jak brzytwa, pisane były tylko dla jego dobra ;)
Również Wam, namiętnym czytelnikom, dziękuję za uwagę i gorące dyskusje prowadzone w komentarzach.
DARZ BÓR!
hds

sobota, 16 lipca 2011

Hasający Dialekt Sarkastyczny 15


Sobotnim wpisem, próbuję odrobinę zniwelować perturbacje czasowe, wynikające z poprzedniego, poniedziałkowego.

Żeby zbytnio nie przedłużać, oddaję głos Tajnemu Wysłannikowi, będącemu na otwarciu kimonkowej wystawy.
Przedstawiam Państwu mojego stryja – Max von Pluto.

Zostałem poproszony przez Hadesika o zrecenzowanie wystawy prac K.I.M., znanego w środowisku artystycznym jako Kimonek.
Uroczyste otwarcie, odbyło się tydzień temu, czyli 08.07.2011., o godzinie 20:00, w krakowskim ArteFakt Cafe (lokal znajduje się zupełnie niedaleko głównego dworca PKP).

Gdy spóźniony (godzinę) dotarłem na miejsce, goście zajęci byli już dopijaniem resztek obowiązkowego w takich wypadkach wina oraz w niewielkich grupkach rozmawiali na swoje własne tematy. Zatem na spokojnie mogłem zająć się oceną wernisażu.

Ceglana, przestronna, piwniczna sala, w której były powieszone prace, prezentowała się okazale.
Wiszące w półmroku twory, w ilości dwudziestu jeden, zostały podświetlone miękkim, punktowym światłem.
Znalazły się tam szkice i obrazy, wcześniej prezentowane przez autora na jego blogu oraz w innych miejscach internetowej promocji artystycznej.
Właściwie tylko jedna praca, była mi kompletnie nieznana.

W pracach tego młodego człowieka, pomimo sporych braków warsztatowych (zdarzają się niewielkie błędy w kadrowaniu oraz cieniowaniu, kiksy anatomiczne, brak zdecydowanej dominanty), widać niesamowitą radość tworzenia i poszukiwanie własnej drogi twórczej.
Momentami przebłyskuje budzący się geniusz (ciekawe tło, intrygująca kreska, zabawa podjętym tematem), jednakże we wszystkich pracach uderza brak cierpliwości i dopracowania. Sprawiają one wrażenie robionych szybko, bez wytchnienia i zastanowienia.

Irytujący był również fakt, niechlujnego powieszenia prac, które dyndały na żyłkach krzywo!!! Jeżeli wszystkie leciałyby na lewą stronę (jak większość), pomyślałbym, że taki był artystyczny zamiar. Jednak część pochylała się na prawo, a jeden obraz stał (sic!) oparty o ścianę. Wnioskuję zatem, że wystawa musiała być wieszana w wielkim pośpiechu.

Jeżeli traktować ten wernisaż, w kategorii prezentacji początkującego twórcy, pokazującego swoje dzieła na żywo, bez okłamującego (barwa, faktura, wielkość, nasycenie) internetu, jest to doskonały pomysł. W tym wypadku, brakowało mi jedynie najwcześniejszych i najnowszych prac, żeby pokazać drogę, jaką autor przeszedł w ciągu dwóch lat zmagań z tematem.
Pod względem artystycznym nie broni się ona w żaden sposób, choć z perspektywy tego niewielkiego okresu, efekty są obiecujące.
Przy tak błyskawicznym rozwoju artystycznym, możliwe są dwa scenariusze.
W pierwszym, nagłe załamanie „kariery”, przy sztucznie pompowanym ego, wywołanym zachwytem klakierów i potakiwaczy, z jednoczesnym brakiem zrozumienia przez środowisko artystyczne.
Drugi wymaga wielu wyrzeczeń, determinacji, której do teraz Kimonkowi nie brakuje oraz pracy nad sobą (charakterem, wiedzą akademicką). Jednakże przy odrobinie szczęścia oraz trafieniu we właściwą koniunkturę, są spore szanse na ewolucję małpki w salonowego lwa.

Na sam koniec, w ramach kronikarskiej rzetelności wspomnę, że po oficjalnej części, podczas rozmów Polaków przy stole, zawiązała się wielce ciekawa dyskusja, którą w jednym zdaniu można zatytułować - „Źródło Sztuki. Serce czy Rozum?”.
Niestety ten intrygujący temat, wraz ze wzrostem stężenia alkoholu we krwi, szybko stał się zwykłym, pijackim bełkotem.

Serdecznie dziękuję Arkowi za zaproszenie na wernisaż.
Mam nadzieję, że powyższa krytyka, podziała na niego stymulująco i nie zniweczy drzemiącego w nim ogromnego potencjału.

Z wyrazami uznania,
Max von Pluto


Ze swojej strony zapraszam jeszcze na krótką fotorelację z otwarcia.
Jednocześnie przepraszam za słabą jakość zdjęć.

Widok ogólny (na pierwszym planie komiks-dedykacja dla Kimonka)

Artysta Kimonek wraz z recenzentem Maxem von Pluto, pozują do wspólnej fotografii

Autor z fankami. Proszę zwrócić uwagę na słynne sandały, działające na gołębie jak kocimiętka na koty

Kapro „Ale Lew?”, w otoczeniu wizerunków tego królewskiego zwierzęcia (torebusia oraz rzeźbiona głownia laski)

Maszka z Ryśkiem

Zamyślony Madzior (po lewej)

Aneta „Pipa Gradowa”, zasłaniająca oblicze Fafikiem, z którym dzień później odbyła ciekawą wycieczkę

Obowiązkowa dedykacja muzyczna.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Hasający Dialekt Sarkastyczny 14


Hey hey what can I say
DayDayDayDaDayDaDayDay


Nie dość, że nie tego dnia co zwykle (piątek), to jeszcze zaczynam nietypowo, bo od dedykacji muzycznej, która od zeszłego tygodnia szaleje po kimoniej głowie.
Im go dłużej znam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że ten jego cały radosny pląs i has przez życie, wygląda trochę jak w przytoczonym teledysku.
Nie wiadomo zatem, czy tak skacze sam z siebie, czy to wpływy muzy zmysły stymulującej ;)

Wnikliwi obserwatorzy bloga, zapewne zauważyli tutaj subtelne zmiany.
Poczynając od rzadszych, stonowanych, bezemotikonowych wpisów autora, poprzez znikome udzielanie się Kimiego w komentarzowej chaterii, kończąc na wypadnięciu mojej skromnej persony, ze stanowiska Artystycznego Freak’a Muzowego.
Zabolało ;] Jednak po szybkiej interwencji, zdołałem powrócić na stołek.
Chyba jeszcze jakieś nutki grają lol
Cóż, ludzie się rozwijają, poszukując nowych wzorców i natchnień, szczególnie gdy trafiają w nowe środowisko, a trzeba przyznać, że chyba nie ma takiej osoby, która zdołałaby się oprzeć urokowi krakowskiej, artystycznej bohemy.
Wydaje mi się, że jestem zajebistą, wieśniacką muzą, jednak ile można ograniczać się do maleńkiego poletka ;)
Czas rozwinąć skrzydła w wielkomiejskiej aglomeracji ;D

Kimon wycofuje się z ekshibicjonistyczno-emocjonalnych wynurzeń, wracając do swoich blogowych korzeni, czyli suchego prezentowania swoich chrabąszczy.
Moim zdaniem dobrze ;) Więcej pracy nad sobą = mniej czasu na głupoty (czy jakoś odwrotnie).
Wobec tego, jedynym źródłem wiedzy o życiu Czarnego Mariana (to jego najnowsza ksywa), będą niestety moje kąśliwe wpisy (dopóki dzieć nie straci do nich cierpliwości).

Arkady coś bąka, że przestaje robić obrazy na zamówienie (sic!).
Żałujcie Ci, którzy nie zamawialiście gdy namawiałem ;P
Decyzję dość mętnie tłumaczy (w wielkim skrócie), że taki sposób ekspresji zbytnio go ogranicza.
Moja odpowiedź brzmi:

BULL SHIT!!!

Przyznaję. Nie znam się wcale, zatem podeprę się cytatem ze świeżutkiego artykułu „Odczepcie się od kapitalizmu”, napisanym przez Jana Winieckiego, wybitnego… ekonomistę ;D

…wielkie dzieła sztuki od starożytności do odrodzenia były robione na zamówienie: władców świeckich i duchowych, ale także np. rad miejskich miast włoskich w okresie kapitalizmu kupieckiego. Nie będzie zapewne przesadą, jeśli stwierdzę, że więcej arcydzieł powstało na zamówienie niż ze spontanicznej potrzeby twórców.

Z treścią całkowicie się zgadzam, lecz na chwilę obecną, artykuł jest w sieci niedostępny, więc polecam zakup dzisiejszego „Newsweeka”.

Miniony tydzień był dla Kima szczególnie intensywny:
1. Finał uczelnianych zmagań;
2. Otwarcie wystawy;
3. Publikacja skromnego o nim felietonka.

W pierwszym przypadku, nie mam dla Was pomyślnych informacji.
Gupik był zbyt mało uzdolniony… oralnie, jednak… nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Więcej nic nie powiem, żeby nie zapeszyć . Spiskowa teoria mówi, że jeszcze się nie dostał, bo zbyt dużo o tym paplano na blogu.
Wyleję tylko odrobinę żółci, dobitnie zaznaczając, że jest ona moja własna!
Nie wierzę, że po poprzedniej, zeszłorocznej porażce, Kimi mógł znowu z własnej woli zawalić egzamin! Dla mnie jest to wybitny dowód na to, że wszelakie Akademie Sztuk Pięknych, to siedlisko nepotyzmu oraz kółko wzajemnej adoracji!!!

O wystawie nie wiem nic, bo mój tajny, krakowski wysłannik, znawca tematyki Max von Pluto, jeszcze nie przesłał mi swojej relacji do zredagowania.
Jedno mgliste foto, dla zaspokojenia ciekawości oraz udowodnienia jak trudnym obiektem dla paparazzi jest nasz znajomek ;)

Letni numer (lipiec-sierpień 2011) czasopisma „Lounge” rzeczywiście się ukazał, a w nim bardzo wdzięczny tekst Maggie Piu, ilustrowany kilkoma tworami. Papieru jeszcze w łapie nie miałem, natomiast wersja elektroniczna do przejrzenia tutaj (zapraszam na 26 stronę).

Oczywiście otwarcia wernisażu i artykułu serdecznie Arkowi gratuluję, natomiast w kwestii (nie)ostatniego, uczelnianego słowa, po cichutku cisnę kciuki ;-*
Baju.

wtorek, 5 lipca 2011

Love Is The Devil 2... Kapro...

,,Możemy w swoim życiu wiele dokonać i osiągnąć niezależnie od naszego punktu startu, który zwykle nie jest łatwy..."


,,Marazm"
olej na płótnie
140x100

Klika dni przygotowywałem się mentalnie i emocjonalnie, by przedstawić twórczość Bartka na łamach Love Is the Devil... Zwlekałem, myśląc w jaki niebanalny sposób pokazać to, co niezwykle mnie dotyka pod każdym względem... zaczynając od skrajnych emocji, poprzez estetykę, podziw, warsztat... Ale kiedy przyszedł ten dzień, w głowie pojawia się totalna pustka, nie potrafiąca jednoznacznie nazwać tego, co kawałek po kawałeczku zjada mnie od środka gdy dochodzi do bezpośredniej konfrontacji z tym, co wychodzi z pod jego dłoni.

Rozpocząłem posta słowami, których użył Bartek w folderze z Ogólnopolskiego Przeglądu Sztuki Współczesnej ,,Forma 2011" w Rawiczu.
Słowa, które mają niesamowitą moc, celnie obrazując to co właśnie dzieje się w Jego autonomii...

,,Wojownik"
olej na płótnie
150x75

O mej relacji z Kapro (pozwalam sobie Go tak ,,zdrobniale" nazywać) pisałem już nie jednokrotnie, począwszy od zeszłorocznych egzaminów na ASP, gdzie po raz pierwszy miałem przyjemność bezpośrednio Go poznać :)

ale nie był to początek historii... a przynajmniej mojej z Jego tworami.

Wraz z mym malarskim raczkowaniem 2,5 roku temu, przyszedł moment, gdzie pojawiłem się na artystycznym portalu- DigArt. Twórców i artystów (tych pseudo również) jest tam wiele... Już dokładnie nie pamiętam w jaki sposób trafiłem na profil Bartka... Ale doznanie pamiętam do tej pory, kiedy dreszcz przeszywa się od samego karku, biegnącego po barkach, zatrzymując się przy czubkach palców... Kiedy emocje zaczynają wewnętrznie buzować, w brzuchu zamykając się w punkcie kulminacyjnym zamieniając się w motyla. Patrzyłem... i zachwyciłem się, ponieważ wtedy po raz pierwszy doznałem emocjonalnej łączności utożsamienia się z tym co widziałem, odbierałem- nawet nie poprzez estetykę wizualną, ale to co w nich drzemało! Zamienialiśmy od czasu do czasu parę słów, a ja ciągle cicho i bacznie obserwowałem rozwój i kolejne stawiane poprzeczki, które co rusz mnie ,,zjadały"...



,,Lew"
olej na płótnie
130x110

Później pojawiły się zeszłoroczne egzaminy na ASP, gdzie poznałem Bartka, Magdę i Marcela.
W ostatni dzień (ustny, który zawaliłem) rozmawiając z Magdą na papierosie przed wejściem na egzamin o twórczości Bartka, padło słowo ,,marazm"...
Marazm?
Czy to ten autoportret na fotelu?
Okazało się, że Bartek to Kapro, a Arek to Kimonek ;]
Chyba nie muszę opisywać naszej reakcji na ten fakt, która była dla mnie energetyczną bombą konfrontacji! Mimo, że nasze drogi na dłuższą chwilę się rozeszły poprzez moją porażkę, ale minimalny kontakt został- a ja dalej obserwowałem jak Bartek się rozwija i pędzi emocjami pod prąd jak burza...

Po roku czasu nasze drogi znów się zeszły- tym razem z podwojoną siłą :)


,,Samosugestia"
olej na płótnie
140x140

Poznałem od zaplecza człowieka, którego twórczość była dla mnie wewnętrzną inspiracją. Teraz mam możliwość bezpośredniej konfrontacji, dotknięcia, zobaczenia jak powstają, jak żyją, jak się ciągle zmieniają, wraz z emocjonalnymi zmianami jakie Bartek w nie wprowadza.
Patrze, napajam się i nie dowierzam. Tym bardziej, że wraz z Bartkiem mamy podobny staż malarski- jest to 2,5 roku (!)- tyle, że u Niego efekty pracy są fenomenalne, które mówią same za siebie, które same się bronią- więc nic mówić nie muszę. Fotografie nawet w połowie nie pokazują tego, co idzie z ,,żywym" odbiorem obrazów- są to formaty dość duże, a na fotografiach cała tekstura, kolory, które tańczą wokół siebie ulatują, nie oddając piękna rzeczywistości.
Wierze w Jego twórczość, Jego możliwości i wiem, wręcz jestem pewien, że niebawem będzie o Nim słychać i to głośno- w pozytywnym sensie tego słowa, gdzie jego ciężka praca zostanie doceniona na wyżynach artystycznych :) życzę mu tego z całego serca i z łezką w oku patrze do czego aktualnie dochodzi swoją determinacją- na moich oczach...

to tyle z mej powagi ;]


,,Mona Liże Kciuki"
olej na płótnie
140x110

,,Wojownik" z którym się wewnętrznie utożsamiam, został mi przypisany (nie tylko na blogu Anety) i chyba wcale nie musze prędko podcinać Bartkowi żył podczas kolejnego obiadu w IKEI, gdzie Danie Dziecięce stawiane jest na pierwszym miejscu ;] zacząłem stołować się w MC podjadając frytki, ograniczyłem palenie (!) i zacząłem szukać smaczków muzycznych. Zacząłem również inaczej patrzeć na to co robię i po co to robię... Doceniając więcej i widząc więcej...
Chłonę i spijam jak gąbka, obserwując, słuchając i patrząc... Spijam emocje, tam gdzie są one tego szczególnie warte- kiedy człowiek jest tego wart.

Słowa rozpoczynające tego posta, będą przez najbliższy czas wędrować razem ze mną :)

Mam tylko nadzieje, że Madzia (która pojawia się na wielu obrazach) nie pogoni mnie miotłą, że kradnę im część prywatnego funkcjonowania... siedząc do rana przy kuchennym stole...
zostaje mi to wybaczone ,,śmiejąc się całym sobą", kiedy po raz pierwszy padło z Jej ust słowo ,,chłopcy..." Można by było powiadać bez końca- ale po co :) niech relacje toczą się swoim torem, historię tworząc.

,,Madzior"
olej na płótnie
110x140

Polecam obserwacje bloga Kapro- patrząc jak się zmienia, jak ewoluuje, trawi i stawia sobie kolejne poprzeczki do przeskoczenia, chwilami samego siebie- gdzie punkt do którego dąży, zawsze jest dalej niż bliżej :) to jest jego motywacja... by ciągle iść do przodu, by nie zamknąć się w rutynie, manierze... jedno jest pewne- Bartek nigdy nie zostanie zaszufladkowany...
może nie bawi się On w ,,chat'erię" prowadząc konwersację z czytelnikiem, mimo impulsywności, totalnej spontaniczności i pozytywnego pląsu ;]

Polecam również częste zaglądanie na digarta, gdzie w skrócie można ogarnąć jego twory.


,,Cisza"
olej na płótnie
60x80

Ostatnie dwa tygodnie ciągłego wspólnego obcowania i bytowania przyniosło wiele planów i zmian. Tym bardziej, że pojawia się to w momencie, kiedy zamykam za sobą długi rok doświadczeń i zaczynam kolejny rozdział, który zaczyna powoli odkrywać swoje karty.

Nie chce powiadać, że nic nie dzieje się bez powodu, że wszystko ma swoje miejsce i czas, ale wszystko zaczyna układać się w pewną całość, pokazując to co się przeczuwało od dawna, podskórnie i podświadomie wędrując po myślach.

,,Autoportret"
olej na płótnie
50x70

na zakończenie jeden ze ,,smaczków", którymi ostatnio Kapro mnie karmi:

piątek, 1 lipca 2011

Hasający Dialekt Sarkastyczny 13


Punkt dwunasta w południe.

Dzisiaj za wiele nie będę się rozpisywał, bo zaraz pędzę przygotowywać doroczną imprezę działkową pt. "Noc okołokupałowa".
Na jednej z nich, został fotogenicznie zmasakrowany powyższy golf.
W trakcie zabawy, zabrakło drewna na opał, zatem jako gospodarz, postanowiłem odrobinę porąbać, już rano okazało się, że ciąłem również wdzianko kolegi.
Ciemności oraz alkohol we krwi zrobiły swoje ;D

Przechodząc do meritum.
Jeszcze raz przypominam tym, którzy ten news przegapili.
Są jeszcze tacy???
Już za tydzień Kimon organizuje Party w Krakowie!
Okazja nie byle jaka, bo po raz pierwszy, publicznie, na dużą skalę, będą prezentowane wytwory jego wyobraźni i dłoni.

Miejsce: Kraków, ulica Topolowa 40, ArteFakt Cafe
Czas: 8 lipca 2011, godzina 20:00

Zabierzcie dużo pozytywnych wibracji, jakiś minigifty dla Kimuszki, wina nie bierzcie (przynajmniej oficjalnie).
Oj będzie się działo, dzisiaj i za tydzień i za miesiąc ;D


Nawet nie wiecie jak bardzo się namęczyłem, żeby dotrzeć do najbliższej rodziny Kima i wybłagać od niej dzisiejsze zdjęcie do serwisu plotkarskiego.
Dzieciątko w wieku 15 lat, żyjące we własnym, kolorowym świecie, nie zdające sobie sprawy ile radości i smutków stoi przed nim.

Kim chwilowo (mam nadzieję) wycofał się z uprawiania grządki w moim ogródku ;(
Żeby jeszcze Was dobić, muszę zakomunikować, że... nadal mam zamiar wprowadzać tutaj odrobinę szaleństwa i niepoważnego tonu (chyba że gospodarz mnie pogoni).

Jeżeli pisarska absencja małpki, będzie się niepokojąco przedłużać, mam już na oku godnego, felietonowego następcę.
Rozmów jeszcze nie prowadziłem ;)

GO TO PARTY!!!

Walka...

Ostatnie dni są niesamowitym splotem wydarzeń, które jednocześnie popychają do dalszych refleksji, jednocześnie zatrzymując się na tym co tak naprawdę jest istota funkcjonowania, mojego funkcjonowania... Funkcjonowania autonomii, która mnie otacza... Sposobu bycia, życia, marzeń... Momentu, do którego musiałem dojść poprzez ludzi, którzy nigdy mnie nie poznali...
Ludzi... A jednocześnie istoty, które są motorem napędowym całej machiny, która nabrała pędu... Człowiek człowiekowi nigdy równy nie będzie, a chwilami lata minione niczego nie nauczają. pokazując dojrzałość danej osobowości...

Staje obok siebie , patrząc przez pryzmat prawdy, która nie zawsze jest zadowalająca, stawiająca mnie nagim pokazując- patrz Arek... Czy to jest to? Czy to jesteś Ty? Czy z tym się utożsamiasz?
Gdzie jesteś? Po co? Jak to?



,,Nie wszystko jest takie jak to widzimy..."

Wyraz w końcu nabiera formy... forma przechodzi ewolucje, z niedojrzałości w świadomość... świadomość w refleksje, refleksja w czyn... mentalność łączy się z plastyką rąk, a słowo zamienia się w miecz obusieczny, tnący kawałek po kawałeczku to co do tej pory było nieosiągalne...
Słowo, któro chwilami potrafi zabić, a jednocześnie staje się fundamentem, podnosząc na skrzydłach przyjaźni, ciepła i opieki, będące werbalną formą tego co nosi się pod sercem...


Marzenia łączą się z realizacją... Realizacją pod skrzydłem mentalności, jednak mentalność zmienia swój tryb... motorek napędowy idzie za prawdą, która zawsze wyzwoli... będąca jedynym sensem poszukiwań tego co jest tu i teraz, nie za chwilę, nie jutro, lecz teraz... tutaj namacalnie!

Miłość goni miłość... Emocje gonią prawdę... a prawda... zawsze zostanie prawdą... Ukazując na tacy co jest tak na prawdę wartością, z której warto czerpać inspirację...





Walczę dzień za dniem o uśmiech, o ciepło, o miłość, o relację...
Jedni widzą w tym fałsz, drudzy napajają się łakną każdego ciepłego promyka wysyłanego...
Walka, niczym praca syzyfowa końca nie zaznaje, ale pełen determinacji dalej dążę za dobrem... Nie jest istotne jak ktoś to postrzega, nie jest istotne ile ,,pustki" w tym widzi... Życie jest jedno, a walka o nie jest cząstką bytu, zapisana w kartach losu (?), który potrafi kilka dróg złączyć w jedno w danym celu... tylko po to by wynieść wnioski...


Kapro
,,Wojownik"
olej na płótnie
150x75

ten obraz dodaje mi sił i determinacji, wewnętrznie mnie rozwalając a z drugiej strony dodając sił, do tego by być ,,wojownikiem" swoich wartości,których nigdy się nie powstydzę...
ale więcej o tym na dniach w Love Is The Devil, ukazując ową sylwetkę...

niech to będzie preludium...