poniedziałek, 26 grudnia 2011

Hania- Tricky Tricky...


,,Hania"

szkic ołówkiem (kontur) z 2009 roku, 
(jest w archiwum na blogu)
wyszperany i niedawno pocieniowany zostawiając grubą krechę ;)

papier fakturowany
A3

zaczynam się troszkę bawić starym materiałem


 Cztery intensywne dni na swoich bieszczadzkich włościach dobiegły końca, a ja nawet nie wiem kiedy cały amok spotkania za spotkaniem zaczynał i zamykał swój bieg. 
Piękny czas, prosząc w przyszłości o więcej taki bezcennych chwil.

Pracownia nadal witała mnie przesiąknięta zapachem terpentyny, kadzideł i papierosów, na podłodze pozostawione szkice delikatnie nabrały faktury od chłodnego parkietu, a na stole jeszcze widniała popielniczka z petami z poprzedniej wizyty w swoim ,,domu", który znów obudził się do życia. 
Zimno odczuwalne w powietrzu zamykało się w parze wychodzącej z ust podczas każdego głębszego oddechu. 12 stopni powyżej zera, prędko ostudziło mój entuzjazm, porywając w krainę wszelakich wspomnień dotyczących tego miejsca. Zasiąść w muzycznym amoku, po którym szyby w okiennicach zaczynają pulsować i oddać się chwili, która była dla mnie. 
Tu & teraz.



 Podczas czterech dni, starałem się wykorzystać stracony czas, ogarniając moje ulubione miejsca w okolicy miasta oraz spotkać się z osobami, które pozostawiłem zaczynając nowe funkcjonowanie w wielkim mieście. 

Usłyszenie ciepłego głosu mamy, wtulić się w ramiona siostry, dokuczać większemu o 2 głowy szwagrowi, uścisnąć dłoń dziadka oraz zerknięcie w głębokie oczy babci... 

Usiąść w końcu spragnionym przy jednym stole z HTF'ami, targając za sobą gałązki iglaka.
Spontaniczność pogoniona muzyką w głośniku, zdawała się zatrzymywać czas, w którym czułem się bezpiecznie do samego rana- ramie w ramię- obok swej Rabki- która wlazła emocjonalnie tam, gdzie do tej pory nie było potrzeby przebywać.



 Jednak właśnie spotkanie z osobą najbliższą przyjacielsko memu sercu, przyprawiło o największą radość, w której płynęły niekończące się łzy szczęścia, zamknięte w zakamarkach emocji. 
Z Hanią nie widziałem się prawie rok...
Odkąd wyjechałem do Krakowa, nasz kontakt został zminimalizowany.
Rok... rok w którym tyle się wydarzyło u nas z osobna.
Nawet nie wiedzieliśmy kiedy, wieczór zamienił się w poranek- tak wyglądało każde nasz spotkanie. 
Nic się w tej materii nie zmieniło- poza rocznym doświadczeniem.

Hania jak i ja prowadzimy tryb nocny funkcjonowania- kilka lat temu doszło to do takiego amoku, że o 7 rano wychodząc od Niej z domu, wyprowadzałem psy i hasałem prosto na zajęcia po przegadanej całej nocy. leciała paczka za paczką, paczka za paczką a w salonie można było siekierę poświecić...
Potrafiliśmy wsiąść nocą w samochód i bez konkretnego celu jechać przed siebie, zaliczając okoliczne wioski i pola rozmawiając bez końca.


 Hanka była pierwszą osobą, która dodała mi wiary w siebie i zaakceptowaniu tego jakim jestem człowiekiem. Dała w łeb kiedy trzeba i powiedziała: ,,Twardowski nie pierdol!"
Pisałem o tym tutaj, więc chyba w tej materii nie ma co się powtarzać.

To również Hanka powiedziała- rzuć robotę na uczelni, pindol stanowisko- tutaj nic już na Ciebie nie czeka- jedź, przygotuj się i zdawaj raz jeszcze na te studia... 
Po całonocnej rozmowie, wypłukałem twarz wodą, założyłem trampki i mówiąc dzień dobry złożyłem wymówienie na stole, nie podpisując już listy i pakując swoje tobołki Cypis zabrał mnie na has. Ale chyba o tym też napisze przy rozprawce końcoworocznej na sylwestra ;)


 Kolejny raz podziękować muszę Hani za pomoc.
Nie wiem, nie umiem, nie potrafię tej pomocy przyjąć, ale wyjścia jak na razie nie mam, dlatego tym bardziej łza się w moim oku kręci, że w ciężkich sytuacjach wiesz, że jest ktoś, kto odda Ci swoją ostatnią koszule.

Mam koło siebie wspaniałych ludzi, a święta tylko są tego potwierdzeniem...
Za to lubię ten czas... lubię ten okres- bo to jest nasz czas :)

Odnalezienie tak różnych a jednocześnie tak podobnych do siebie ludzi- oderwanych od siebie z osobna. Otaczają mnie... są... a ja tego potrzebuje tak samo jak pięknej miłości, która cowieczór zalewa mi serca oddając się tęsknocie.

Mój skarb, który stanie się wielką inspiracją na całe życie :*



 czas wracać na krakowskie włości do swoich chrabąszczy :)





:*

zapomniałem dodać, że Hania jest właścicielką wszystkich moich pierwszych obrazów (czasy afrykańskich chatek) oraz szkiców (komiksowych).
Posiada na swoich salonach piękne, kompromitujące mnie archiwa ;)


2 komentarze: