piątek, 2 grudnia 2011

mieć czy zjeść?



,,Mieć ciastko
zjeść ciastko..."

chciałoby się,
niestety tak się nie da-
choć jest to bardzo wygodne.

Zatem przyszła reforma danego stwierdzenia:

,,Mieć Michałka
&
zjeść ciastko..."

to jest dopiero sztuka!


Sztuką i odwagą jest też fakt płakać, wtedy gdy wszyscy się na Ciebie patrzą, tym bardziej na ulicy czy na zajęciach, gdzie odważnie powinienem mówić o swoich pracach i projektach...
Ostatnie kilka dni nie należały do najłatwiejszych...

Stanąłem w drzwiach korytarza... 
Daga spojrzała na moje zapłakane oczy- nic nawet nie pytała...
Wiedziała... 
Przeczuwała...
Upadła na podłogę razem ze mną i mocno przytuliła, ocierajac swoim ramieniem moje płynące lawinowo łzy... Wtuliłem się i jeszcze głośniej zapłakałem, ona razem ze mną- z bezsilności...
Leżałem w tym korytarzu kurczowo trzymając się jej ramienia i swetra, drżąc i smarkami zalewając jej strój wyjściowy...

Kolejną nocą zasypialiśmy wspólnie długą rozmową w jednym łóżku.

Pokazuje ostatnio swoją słabość i siłę zarazem- walcząc ciągle o to samo...
Śmieje się & płacze...
Dziobie, rozśmieszam, słucham, wspieram i za chwile znów płacze...

Nigdy wcześniej nie płakałem ze smutku, zawsze płacz był wynikiem radości...
role się odwróciły i poczułem to doznanie.


 Tego wieczora ramieniem swoim otoczyła mnie Cudowna Wiedźma...
Moment kiedy pogłaskała mojej dłoni... jednocześnie przyprawił o ciepło w swej sile i smutek w swojej słabości. Obydwoje bujamy się na tym samych emocjach. 
Walczymy o coś, co już na samym starcie porażką się okazuje...

Ja uczę się chować swoje macki, Aneta uczy się je wyciągać...

Pół kilo ciastek,wino, pączki, michałki oraz kolacja (standard spotkaniowy) jak zwykle miały przyprawić przynajmniej o szczyptę osłody i podłechtania próżności, że zasługujemy na odrobinę myślenia o sobie poprzez dogadzanie kubków smakowych...




Wystarczy obecność... 
(no i w końcu zaklepane- zaległe toasty)
Jedno słowo, które przez najbliższe 2 tygodnie znów brzęczeć będzie po mojej głowie.

Na drugim zdjęciu można zobaczyć magiczny, aluminiowy palec Anety, którym mam sobie machać przed oczami, kiedy kolejnym razem łezka będzie mi się kręcić w oku...

a ja w ramach rekompensaty mam przekazać rysunki uczelniane Pana Mariana (w którym Aneta zakochała się od pierwszego wejrzenia na szkicowy akt), z którymi przyszedłem w odwiedziny pod pachą po zajęciach.
Chociaż to rysunkowy GNIOT!

Wojowniczka! 


zatem dziękuję...

bo te spotkania są czymś więcej niż tylko przyjacielską rozmową...
jest to coś ponad lewitująca kulą miodu, czy głazem narzutowym :*

a za muzykę również dziękuję :*




3 komentarze:

  1. Nie daj się, uspokój i skoncentruj!
    Tak namieszałeś w tekście, że już nie wiem co jadłeś z Dagą a gdzie płakałeś z Anetą. I co to to za beżowa substancja w przepięknej misce z grzankami? Czy Aneta stroi dom w stiukowe tarcze? NO TO TERAZ TRZEBA JE POZŁOCIĆ. KONIECZNIE.

    Faktycznie, jesteś z sytuacji Pioruna
    http://www.youtube.com/watch?v=GtnvyWpREVE
    Teraz musisz -skręt-i-ciąg. Tylko nie na chama!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kimon przytargał PÓŁ KILO ciastek i dwa pączki. Zjeść tyle to jest dopiero sztuka ;D

    Doro, jak mówi Ketiov, złocone tarcze to byłby chyba już zwykły przepych ;) Ale plan jest taki, że zawiśnie pod nią biały klosz pozłocony w środku ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Doro ;] nie wyj powiadasz?
    nie wyje... już tak bardzo ;]
    samo wychodzi- najczęściej wtedy kiedy nie trzeba :D podobno mam teraz oczka czyściutki i migoczące jak świetliki ;P

    stiukowa tarcza pozłacana- PRZEPYCH! jak więcej będzie takich wieczorów to Aneta pójdzie z torbami i na złoto Ją stać nie będzie ;)
    Chociaż tarcza wojowniczki Xeny by się przydała ;]

    Pipo Gradowa- będziesz mieć na podróż :*
    spokojnej jazy :* i pomyślnych rozwiązań ;)

    OdpowiedzUsuń