poniedziałek, 3 stycznia 2011
Cypisowy Has- czyli w Górę serca :)
Dziś sądny dzień...
Do rana z Hanką Dentystką przy wina łyku rozstrzygaliśmy sprawę zmian nadchodzących... Awaryjne plany, które w razie konieczności będą musiały wyjść na dzienne światło... decyzja zapadła, a wraz z nią cała machina zamykania spraw doczesnych, bez których nowego etapu rozpocząć nie można...
Zabrałem rankiem swoje manatki z biura uczelnianego, porządek zostawiając...
nie była to łatwa decyzja i do samego końca z myślami się biłem, czy dobrze poczyniam...
W środę oficjalne pożegnanie się, ze stanowiskiem grafika i podziękowanie za miłą współprace z uczelnią, Panią Lusi w uczelnianym bufecie i pożyczenie Doro dalszych sukcesów energią owite :)
niebawem wyjazd, a ja jeszcze niczego pewien nie jestem...
nie wiem nic...
spontaniczna decyzja przynosząca wszystko co nieznane- aż sam sobie się dziwie, że decyduje się na kroki, których jeszcze parę miesięcy temu nie chciałem nawet do głowy przyswoić, strachem się zasłaniając...
nie wiem co to jest... ale serce mi podpowiada, że to jest ten czas...
czas na wyjazd, zmianę otoczenia, środowiska, pracy... życia?
Kraków... zobaczymy co ze sobą przyniesiesz...
czuje mnóstwo energii, podniecenia i niesamowity pokój serca, który jeszcze nigdy nie był aż tak nasilony :) tydzień obecny będzie pełen pożegnań, spraw niedomkniętych zamykania, no i ciężkiej pracy- by zakończyć zamówienia obecne na obrazy...
jedyny problem- transport ;] jak ja się tymi moimi tobołami zabiorę?
Wychodząc z biura, Cypis wraz z moją decyzją postanowił uczcić to hasem- słonko poliki łechtające, było tak pociągające, ze ciężko było się mu oprzeć ;] magiczne ciasto niebiosami w podniebieniu sił dodało, będące podarunkiem z przyjazdu z za granic krańców :)
nic mi więcej nie potrzeba było jak tylko jak jego obecności, słonka, hasu, drzewa i polanek...
nie ma nic piękniejszego dla mej strapionej duszy...
i co najważniejsze- trzeba być brudnym, spoconym i śmierdzącym pod pachą- inaczej has niezaliczony ;] dlatego zawsze czasu potrzeba na wypraw wiele :)
i jak tu nie kochać takiego gnuśnika? śmieszne jest to, że On dla mnie jest ciągle małym Cypiskiem ;] ale może właśnie ta dziecinna ufność z naszych stron sprawia, ze relacja między nami jest taka a nie inna ;]
stare dwa chłopy a przewracają się, szturchają, tarmoszą, skaczą na siebie jak małe dzieci ;]
uświadomiłem go o wyjeździe z czego się uradował, bo wiedział, ze jest to tylko kwestia czasu :) tym bardziej, że wyląduje tuż za jego drzwiami ;] ha ha będzie trzeba i tam wyszukać perły, gdzie będzie można odpocząć od zgiełku miasta...
Mimo, ze w Przemyślu obecny jestem dopiero lat kilka, miasto pokochałem sercem całym... zakątki, ludzi, mentalność specyficzną... wsiąkłem w ten klimat, do którego zapewne powrócę... Bieszczady, las...
wychowankiem jestem tych rejonów, natury bliskości i darów ziemi... 4 razy zmieniając miejsce zamieszkania- łącznie z życiem w leśnym pustkowiu, na krańcu świata ;]
przestawienie się na życie w mieście do łatwych należeć nie będzie, ale próba zetknięcia się z czymś innym, jest mi teraz bardzo potrzebna... ciągłe doświadczanie, poznawanie, uczenie się, rozwój artystyczny i szukania swojego miejsca...
w najgorszym wypadku, powrócę prędko do swej przytulnej pracowni, która powrotu oczekiwać będzie... zamykając się na duży świat, w zapachu leśnych szyszek :)
Etykiety:
ania dentystka,
cypis,
cypisowy has,
fotografia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O Arku, decyzja napewno jest dobra, czasem trzeba wszystko zostawić ,żeby coś ocalić, osiągnąć. Zostawiasz bezpieczne gniazdo jak ptak, rozwijasz skrzydła...Pięknie, trzeba tak czasem. Kraków to piękne miejsce, takie energetyczne...Zazdroszczę i podziwiam...Powodzenia, zdawaj relacje. I do Opola nie daleko :-)...
OdpowiedzUsuńDo Krakowa????!!!! Jakby co... bloga znasz, mail na blogu :):):):)
OdpowiedzUsuńPowodzenia! Trzymam kciuki!
Madmargot- gniazdko uwite, ale jak mówisz- skrzydła czas rozwinąć i oddech pełną piersią złapać... czy decyzja dobra, okaże się za miesięcy kilka, bo jednak będę potrzebował tez czasu, by się tam odnaleźć ;]
OdpowiedzUsuńduże miasta mnie przerastają troszkę :) ale Kraków dobrze znam, mam tam przyjaciół, wielu znajomych :) wiec w razie bidy jest do kogo buzię otworzyć :) relacja będzie na okrągło, bo blog pozostaje, tylko miejsce pracy i bytowania się zmienia :) pozdrawiam ciepło
o tak- do Opola już bliżej ;]
Bobe- bloga znam i mail na blogu ;]
zapewne spotkamy się w Synagodze na zakończeniu szabatu ;] Cypis dobrze znany wizualnie, a to będzie mój nieodłączny element wypraw zapewne- więc wystarczy tylko podejść ;]
No to po takim wpisie muszę oddać teczkę na obrazy!
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze.
ha ha ha :D teczka i tak od Raby, bo przekazana została w me ręce ;] posiadam 4 więc spokojnie :)
OdpowiedzUsuńa może lepiej żeby została? będzie wymiana na przyszłość ;]
teczka za książki ;P ha ha będę miał pretekst, aby ich nie oddać do skupu ;]
No to pięknie! Nie to nie - nie przyniosę ;D
OdpowiedzUsuńhola hola- ale naszyjniki przydreptać niech zachcą ;P
OdpowiedzUsuńteczka i tak ma Raby logo ;]
tylko niech pan RRR nie zobaczy, bo noga się nakryje jak zobaczy cokolwiek z Rabą związane ;] ha ha ha
Och Kim.. Czeka Cię piękny czas! Czuję to :-)
OdpowiedzUsuńMiałam w wakacje przyjemność przebywać kilka dni w Krakowie i spacerując po nim wielogodzinnie robiąc setki fotografii zakochałam się na amen! Rozważałam nawet przeniesienie się tam wraz z rozpoczęciem studiów, ale zobaczymy jak to będzie.
Życzę Ci powodzenia!
Pati... Pati...
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, że i ja będą mógł choć troszkę i serca swego zostawić w tym mieście...
zapewne piękne fotografie powstały :)
rozważania zawsze przynoszą rozwiązanie :) więc ważne by się realizować i nie stać w miejscu- bo w miejscu nic nie stoi... albo pniesz się do góry, płynąc pod prąd i brnąć pod wiatry... albo się cofasz płynąc z nurtem przemijającego czasu...
spełnienia i Tobie życzę :) niech nadchodzący czas i dla Ciebie będzie rozkosznie błogi :0
Kraków - najlepiej! Zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci Arku powodzenia. Duże zmiany i wierze, że na lepsze.
OdpowiedzUsuńLove- czy najlapiej ;] czas wszystko wyjawi ;]
OdpowiedzUsuńEwo- nie dziękuje, by nie zapeszyć...
wierzę, że czegoś mnie to nauczy... zapewne pokory...
To zaczynam Was wypatrywać... na początek na Kazimierzu. Gorąco polecam "Cheder" (róg Józefa i Jakuba, wejście od Jakuba). Muzyka tam zawsze wyborna i klimat, a i przekąską, kawą, ciachem pogardzić nie można. Pisałam o tym miejscu:
OdpowiedzUsuńhttp://bobemajse.blogspot.com/2009/12/taki-cheder-znacie.html
No i przyjdzie mi na stare lata młodych chłopców zaczepiać... ;);):):)
:) ha ha będzie to bardzo miłe :) a usłyszenie z ust twoich o tym wszystkim co piszesz na blogu, będzie niczym rarytas na duchu :)
OdpowiedzUsuńosobiście ,,Cheder'u" nie znam, ale brat zapewne tak, jako że częstym bywalcem na Kazimierzu jest :)
pamiętam moją pierwsza wyprawę na Kazimierz ze znajomym karmelitą... było miło napić się smacznej kawy :)
później był to zwykły has, ewentualnie przycupnięcie w synagodze :) może teraz będzie troszkę więcej czasu na penetrowanie tego miejsca :)
pozdrawiam
Z siedmiu kazimierskich synagog (wszystkie ocalały, to niesamowite!) do przycupnięcia polecam trzy (oczywiście pod warunkiem, że nie oblegają je tłumy turystów):
OdpowiedzUsuń(1) Remu przy ul. Szerokiej (obok kirkutu za murem) - bo do dziś jest czynna liturgicznie (posiada zwoje Tory) i służy krakowskiej gminie do celów modlitewnych. Poza tym jest niewielka, można rzec przytulna.
(2) Izaaka przy ul. Kupa (z dwubiegowymi schodami na zewnątrz). Duża, pustawa, a mimo to sprzyja rozmyślaniom.
(3) Tempel (synagoga postępowa) przy ul. Miodowej. Cudny półmrok i bogaty, mauretański wystrój.
:D już wiem co będzie mym pierwszym punktem zaczepienia przy przeprowadzce ;] haha
OdpowiedzUsuńdziękuje Ci Bobe- od razu mi lżej na sercu :)