środa, 30 listopada 2011

Cisza?...



Dziś pracownia opustoszała...
Cisza... 
Bezruch... 
Bezwład...
Zapach nafty unoszący się po kątach...
Skwierczące piece do nagrzewania blach...
Pustka...
oraz charakterystyczny stukot butów profesora...

Ja 
samotna praca...

czyli ciąg dalszy nastroju mimowolnie mi się udzielił...
tym razem opanowałem łzy cieknące jak z krokodyla... 
(co za ubaw profesorka miała na fotografii w poniedziałek popołudniu ho ho ho)
chociaż chce mi się już tak na prawdę tylko śmiać...
(wraz z Anetą i jej Wiedźmami ;] )



Zacząłem robić kolejną matryce- drugą część do tryptyku ,,Ofeliona"- tym razem wizerunek dobrze znany z wcześniejszych dokonań. Format 50x70 matrycy został podwojony- czyli pracuje na formacie 100x70 (szarpnięta kieszeń blachą)- stwierdziłem, że czas na coś większego- a owy wizerunek będzie częścią środkową do projektu.
Po konsultacji, profesor stwierdził, że niekoniecznie możemy zamknąć się w ,,popiersiu"- wręcz pójść dalej- po zrobieniu obecnej pracy- można ją kontynuować na kolejnej dużej matrycy, robiąc resztę ciała- czyli rozmytego brzucha, bioder i nóg- co oczywiście ochoczo podchwyciłem- czyli nie tylko powstanie zapowiadany tryptyk- ale również osobna praca, która będzie rozmiarów większych od skali naturalnej, ludzkiej zatopionego w emocjach ,,Ofeliona"...
Podjarałem się jak dziki bąk- dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?

Oczywiście wszystko wyjdzie w trakcie pracy... 
Przy porażce przy pierwszej części tryptyku, zastanawiam się czy praca na samej ,,tincie", bez wytrawionego konturu, pójdzie mi sprawnie- choć sam prof i inni odwiedzający pracownie, mówią, że wyszło ok- natomiast sam kwituje to beznadziejnym ,Nieeeee e... to nie tak miało wyglądać..."

Znów odwiedzający studenci z innych pracowni pytali i główkowali:

,,Znów ten pan... No to pięknie"

,,Niczym Ofelia- Zabiłeś tym razem biedaka..."
,,OOOOooooooooo nie będzie już na mnie patrzył..."

,,Skąd Ty wziąłeś takiego przystojniaka? Ja też chcem!"

Po minutach ciszy i samotnej pracy, zmusiłem się na spacer po innych pracowniach- zostałem również zaproszony do pracowni linorytu- prawdopodobnie wezmę sobie ją obok animacji jako dodatkową w przyszłym semestrze- chyba, że czas na dziobanie metalowych matryc zabierze mi najwięcej czasu.

We will see...



Wraz z Kurakiem postanowiliśmy troszkę reformować naszą wiedzę-  w ramach wolnych wieczorów i okienek chodzić na wykłady i sympozja z zakresu artystycznego, które odbywają się w muzeach i innych instytucjach. Również mamy w planach zapisać się jako wolni słuchacze na wykłady.

Po wczorajszym wykładzie w Muzeum Narodowym dotyczącym malarstwa Turnera oczami krytyków, na piwie wraz z Kurką stwierdziliśmy, że ostatnio bujamy się na podobnym wózku...
oraz po raz kolejny uświadomiliśmy sobie fakt, ze nasze poznanie się na akademii to nie tylko czysty przypadek- zbyt dużo nas łączy- łącznie z burzliwa przeszłością i burzliwymi relacjami- czytaj dostawianie w dupę za nadmierne emocje, którymi najchętniej się pomiata i zamiata- czy po prostu wykorzystuje, poprzez nadmierną naiwność i ufność...
Wyciąganie swych ośmiorniczych macek do ludzi (cytat dedykowany od Doro, która pięknie się mną opiekuje na prywacie), w nadmiernej ilości bo nie tylko 8 sztuk, ale 800 czasem przyprawie o odcięcie jednej, drugiej, trzeciej- co niestety boli- mimo, że człowiek się nauczył nie dać tego poznać po sobie ;]
w końcu pracowało się na to przez swoje całe życie- czyż nie tak?


Po zajęciach w warsztacie, na pożegnaniu Maszkowym w pracy, padła debata... 
Siedząc przy barze (moje stałe krzesełko zarezerwowane) klienci ino kręcili nosem, podciągajac głośno swoje smarki- na co z grzecznym uśmiechem odpowiadałem- ,,Tak, tak- to ja... śmierdzę naftą, benzyną i jestem po pachę brudny... sorki" ;]

Zatem szybciej niż myślałem stałem się tematem nr jeden na cały bar...
Maszka podczas zbierania kufli słyszała jak stoliki debatują na temat ślicznego chłopaka w niebieskim sweterku i kolorowych skarpetkach siedzącym i chichrającym się w niebo głosy jak foka przy barze- ,,czy śmierdzę czy specyficznie pachnę"...
Chłopak kupujący piwo, ładnie mi to rozłożył na czynnik pierwszy zapraszając do siebie do stolika- mówiąc że grafika warsztatowa wszytko tłumaczy, natomiast inne dziewczę stwierdziło, że z chęcią pójdzie ze mną potańczyć o_O pomagając zabierać brudne kufle, stolik okrzyknął- ,,oooo nasz kolega!!!" czyli czas najwyższy trzeba było się zbierać z tego miejsca...

..Brawo Marianek...!" okrzyknęła Maszka klaszcząc w dłonie śpiewając Pana Zenka ;]

Obiecuje, że jutrem zabierając w tany Anetę, będę pięknie pachniał...
bo inaczej się nie odgonię... 
od psycholi...

tym bardziej, że na siłę chciałem zatrzymać melancholijny stan- z wariatami się jednak nie da...

zatem dedykacja jak najbardziej trafiona- dziś pytam sam siebie...



a pocałowana Żaba w Księcia się nie zamieniła... 
dziwne bajki...

a co do Żaby Raby... 
Przesłała mi wczoraj ciekawy film, który nie omieszkam się obejrzeć ;]

no i na zakończenie preludium Dagowe ;]
tym razem w wersji Pin-Up...


 ,,Daga"

szkic
akryl na dykcie
100x70

czyli kolejny szybciak- w wersji B&W

(powyżej światło dzienne, poniżej światło nocne)


Daga stwierdziła, że się marnuje pozwalając by mi łóżko stygło...
a tym bardziej mając coś takiego jak Termofor!
WSTYD (podobno) ;]

Kurka natomiast porównała do Szopa...
który potrafi w ciągu godów przejść 300km i wrócić z powrotem ;P


kobiety...
eh

6 komentarzy:

  1. Tak potwornie ubawiła mnie anegdota szopowa, że rechoczę jak lemur i nie mogę spokojnie napisać nic więcej ;DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. izi Leji ;)

    ciąg dalszy opowieści szopowej jest taki, że lubi buszować w rzeczach właściciela, kradnąc co nieco do swojego gniazdka oraz ładnie rozkopywać kwiatuszki bawiąc się w ziemi ;]
    to nie koniec- jak się do przytula i poświęca wiele uwagi, jest radosny i rozhasany, jeśli się nie poświęca mu tego czasu wpada w depresję i później ciągle śpi mając focha...

    Jestem Szopem o_O

    OdpowiedzUsuń
  3. ej ale to miał być poważny i melancholijny wpis... nie wyszło mi?

    OdpowiedzUsuń
  4. taaaa, lubi buszować, choć nie powinien ;)
    Lepiej być szopem niż fotoszopem, w sumie.
    Jest tako staro, buddyjsko pradwo - [myśli, myśli intensywnie] "bądź jak teflon, nie przylegaj!!!"

    OdpowiedzUsuń
  5. :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

    Widzę tę scenę, Kimon rzewnie kapie na odbitki, wykładowczyni musi się szybko konsultować ze swoją wewnętrzną przedszkolanką, w popłochu rozsypuje torebkę szukając ligniny do wysmarkania noska...

    M.in. za to Cię kocham Kimciu, za umiejętność ryczenia w miejscach publicznych :D :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogi hasający Kimonie, sam powiedziałeś, że nadzieja umiera ostatnia:)

    Mając lat cztery bodajże, zapragnąłem mieć rodzeństwo. Wszyscy dookoła mieli, tylko nie ja. Otrzymawszy od babci kilka monet (wtedy to była spora gotówka) wyruszyłem na łąkę, by przekupić bociany, które w zamian za kasę miały przynieść mi siostrę albo brata.
    No i się doczekałem- po dziewięciu latach:))

    p.s. A może by tak spróbować ze żywą żabą??

    p.s.2 Termofor dobry na zimowe noce, ale radził bym go zamienić na coś bardziej gadatliwego :))

    OdpowiedzUsuń