sobota, 19 listopada 2011

,,Ofelion..." szkice tuszem...


,,Ofelion..."

szkic wstępny
tusz na kartonie
50x70

z dedykacją ;P

Jak wspomniałem wcześniej w postach, obecny materiał do projektu należy chyba do najbogatszych (jeśli chodzi o ilość, bo jakość piszczy niemiłosiernie)- bo oprócz tuszu, powstały również szybkie węgle, ołówki oraz chrabąszcz na dykcie w akrylu...
nie licząc również pracy zaliczeniowej na koniec semestru w pracowni Wklęsłodruku...
więc temat ogarniany z każdej możliwej strony...

materiał realizowany przelotnie miedzy innymi chrabąszczami, które w tym samym czasie chaotycznie powstawały w przerwach miedzy hasami i pląsami ;]





Jak widać naginam ciągle ramy czasowe, dochodząc w bilokacji do perfekcji... 
a to tylko dlatego, że założyłem sobie jakiś czas temu dzięki Doro, że codziennie (jeśli dane chwile na to pozwalają) poświecę choć 15 minut na jednego, głupiego chrabąszcza związanego z jakimś projektem...
czy to przy obiedzie, po obiedzie, przed wyjściem na piwo,czy na biegi, czy w pociągu... nieważne...
wiadomo, że są też nocne nasiadówki- czytaj nocne raporty (bo w dzień nie potrafię pracować nad własnymi rzeczami- siłą rzeczy na studiach muszę, mimo że nocą funkcjonowałbym bardziej intensywnie...)




 zatem by nie


 jutrem przy niedzieli, troszkę plotek z życia wziętych, dotyczących planów artystycznych na nadchodzący rok ;] opowieść o nowej, pozującej twarzy, która ochoczo chce użyczyć swojej facjaty do nowych przedstawień rysunkowych oraz malarski szkic wstępny na dykcie w tym samym temacie zatapiania ,,niedostępnych inspiracji"...


mimo ostatnich, intensywnych doznań emocjonalnych, które jedynie powinny przyprawić mi o gwoździa do trumny, to nie poddaje się tak łatwo...
za dużo człowiek na swym plecku już dźwigał, by zamknąć się znowu w skorupie ;]


wiosna nadal triumfuje nad chłodem!
Ot co!
pożeram ptaki ponuraki (a może zimne dranie?) na śniadanie (nauki Raby nie poszły w las) i czas twardo popatrzeć się na siebie, mimo kruchości, maleńkości, ale jakże wielkiej podłości...

Czas przenieść się w muzyczne rejony, które ostatnimi czasy żyć mi nie dają- czyli lata 80' & 90', które porywają mnie do czasów małego szkraba, który tyłkiem wywijał przy Lambadzie- ale o tym tez już pisałem ;]

zatem dowodem wiosny niech będzie infantylny & pusty pląs, który dziś przed snem kołysze mnie do łóżeczka :D
z dedykacją dla Maszki, która tak pięknie to śpiewa po pijaku :*


widok wyskakujących co rusz sutków Sabriny, przenoszą mnie do czasów dzieciństwa, gdzie mój wujek dostawał (khem khem), że tak powiem- sputnikowego banana na twarzy :P

na koniec przestroga...
nigdy nie rozmawiajcie nocą przez telefon bawiąc się nożykiem do papieru przy chrabąszczach...



zostają później brzydkie, niekontrolowane ślady na rysunku ;]

4 komentarze:

  1. I wtedy też wszyscy myśleli, że sutki Sabriny wyłażą specjalnie, a jak się później okazało, robiły to zupełnie niechcący;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli ma się takie walory i niekontrolowane ruchy, wiele rzeczy można zrobić niechcący- np wybić komuś oko ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Może jestem prostakiem, ale czy Twoja twarz uwięziona jest w sromie, który ze sromu wypływa...? Czy to tylko mój suchy pysk podpowiada mi takie wizje?

    OdpowiedzUsuń
  4. Aju Aju ;]
    w przypadku pierwszego szkicu, taka miała być aluzja, ale nie dopowiadająca wprost ;]
    a facjata nie moja rzecz jasna...

    wiszę Ci chyba długiego maila ;]

    OdpowiedzUsuń