piątek, 4 lutego 2011

Suchym...

Suchym...
Zasuszonym...
Pamiętam, że mieszkając jeszcze w lesie, później drugim, zasiadałem zawsze pod dębem...
czułem się zawsze bezpiecznie pod jego grubym konarem i silnymi ramionami gałęzi... jesienią liście spadały, a ja dalej siedziałem tuląc się w jego spadające cząstki bytności... uśmiechałem się ciepło, bo tylko to dawało mi wewnętrzną uciechę...
zostało mi to do tej pory, zawsze zasiadam pod jego konarem, znów czując się bezpiecznie...
a zasuszone liście, mam jeszcze z tamtego okresu czasu...

groteską jest, że na studiach trafiłem zupełnie przypadkiem (!) na trzy zadania projektowe i dziwnym trafem dąb stawał się moim atrybutem... pierwszym razem narzuconym przez profesorkę, która mówiła, że dąb pasuje do mnie najbardziej emocjonalnie...
drugim i trzecim z czystego, przypadkowego losowania... chyba mej reakcji muszę nie mówić, gdy subtelnie uśmiechałem się do karteluszki...
drzewo życia również wylądowało w dyplomie licencjatu...

teraz również bym przycupnął pod jego konarem i mocno się przytulił, mimo mrozu...
dotykał dłonią faktury, czuł wibracje przepływającą pomiędzy opuszkami palców...
by poczuć się bezpiecznie...
jestem ciągle Piotrusiem Panem, który dorosnąć nie chce, uciekającym przed odpowiedzialnością...


tak jak spadający liść, tak i ja chyba spadam... niestety...
ale to z racji konieczności, a bardzo bym nie chciał... mimo, że mam skrzydła na plecach...
mimo, że pozytywna energia mnie nie opuszcza, wszystko czego się łapie przeradza się w totalną klęskę... zapeszanie goni zapeszanie, a plany niestety się sypią, mimo mej wielkiej siły, walki, próby i determinacji...
potrzebuje oddechu, dlatego chciałem wyjechać... tak chciałem... i ciągle chce... ale wszystko jak na razie sprowadza się do pozostania w mej pracownianej dziupli... z sił racji wyższych...
mimo wynajęcia pracowni w wielkim mieście, którą wybrałem z pośród 3 oglądanych osobiście, dostałem odmowę telefoniczną nocy kilka temu... samochód mnie chcący zawieść z tobołkami, ląduje niespodziewanie w warsztacie... fresk w kaplicy się ciągle sypie- a ja rękawy znów podwijać muszę... straciłem również przyjaciela... oraz pracę dorywczą...
poprzez pozostanie, zawaliłem 3 ważne spotkania w Krakowie, w tym jedno chyba decydujące o mym dalszym losie... finansowo też szaleć nie mogę, by miesięcznie utrzymać się i tu i tu...
ale nie tracę nadziei, że wszystko się jakoś wyklaruje, tylko sama myśl, ze znów jechać pociągiem trzeba, walić się przyjaciołom na głowę w czasie sesji, miejsca szukać, oglądać, od nowa na spotkania się umawiać i tłumaczyć, dlaczego mnie nie było...
żałuje tego jednego spotkania!!! tyle mogło wyjawić!!!
trwa to już tak długo i nie ukrywam, że męczy...
chwilami sobie myślę, że to jakieś fatum nade mną zawisło od pół roku...
ale jest to wierzchołek góry lodowej, która ciągle się rozrasta pod taflą wody... a może inaczej... jest to początek drogi spadającego liścia z silnej gałęzi... ale nie jest to czas i miejsce o rozstrzyganiu tego typu spraw- czasem słowo niedopowiedzenia jest potrzebne...
modlę się tylko w sercu, że nie stracę uśmiechu, optymizmu, entuzjazmu i sił, w dążeniu do mym planów i marzeń...
że będę silny, niczym konar dębu, pod którym czuje się tak bezpiecznie jako Piotruś Pan...
mały Gnom hasający bosą stopą swą...


,,Suchym"
odlew gipsowy rzeźby w glinie
płytka ok 50x50
2008

kawałek korpusu się odłupał, podczas wyciągania z formy...
ale ma to swój urok...
mam nadzieje, ze gdzieś teraz błogo leży, na którymś z wysypisk...
pozostały mi po nim tylko fotki, nie mam pojęcia co się z nim stało...
tak szybko zniknął...

9 komentarzy:

  1. Musi być dobrze Kimku! Wierzę gorąco, że już wkrótce i u Ciebie wyjdzie słońce. Dojrzy Cię jakiś znawca sztuki i wykupi wszystkie Twoje prace, za co będziesz mógł wynająć sobie przepiękną pracownię w Paryżu z widokiem na wieżę Eiffla :PP

    OdpowiedzUsuń
  2. Posyłam kropelkę wody i promyk słońca, żeby dąb listek trzymał...

    OdpowiedzUsuń
  3. :) Proza życia, tak to bywa czasami, co by nam na tym padole za nudno nie było :) ale głowa do góry, może być tak, że za dzien lub dwa wszystko się odwróci, nadejdzie dobra wiadomość lub do głowy pomysł, nie ma tego złego :)))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Pasmo niefortunnych zdarzeń. Czasem tak bywa. W końcu musi być lepiej i będzie. Pozdrawiam i dobre myśli posyłam

    OdpowiedzUsuń
  5. dziekuje wam wszystkim z osobna za miłe komentarze, ale chce podkreślić, że pocieszać wcale nie trzeba :) tylko chciałem pokazać, ze mimo przeciwności losu, ciągle można mieć pozytywną pogodę ducha :) i hasać z głowa pełnych dobrych wibracji :) hi hi

    Pati, nie chodzi o wykupywanie, promowanie :) nie nie, nie tędy droga- ale prace- współprace, uczenie się, poznawania nowych technik, warsztatu... czyli ciągłe poszukiwanie :)

    Bobe- chyba musze na maila długi felieton wysłac ;]

    vi- dokładnie, nie ma tego złego, a po burzy słnko przychodzi ;]

    Ewo- no fakt, jakoś tak się ostatnio te niefortunne zdarzenia u mnie klarują...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zawsze i nie wszystko zamienia nam się w złoto wedle chęci i marzeń. Taki człowieka los, niestety. Czasami trzeba przesypać między palce trochę popiołu... A później może być tylko lepiej.
    Nie poddawaj się!:)
    Ps. Może kiedyś byłeś dębem?
    To wspaniałe drzewo.:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Akemi :) lubię twój pozytywny obiektywizm :)
    oczywiście, uważam tak również, tylko może jestem troszkę zmęczony :) po prostu :)
    ale gdyby wszystko łatwo przychodziło... jaka by była satysfakcja? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj nie załapałeś ironii w tym całym 'biznesplanie' :-) i błaaaagam! Nie mów do mnie 'Pati'.

    OdpowiedzUsuń
  9. :D ha ha ha sarkasto, ale jakoś tak mi się wympskło ,,Pati" ;]
    ,,Patka" miało być ;] Patka :D really ;]

    OdpowiedzUsuń