piątek, 11 lutego 2011

Różnorako i bez szału...

zawsze jako małe dziecie ( mały do tej pory jestem- ale starszy troszkę) chciałem mieć tablice korkową... wszystkie dzieci miały a ja nie :(
ha ha ha
dlatego ostatnio jakoś mi się przypomniało i sobie taką zaserwowałem, a posłużył mi stary model makiety ;]
na razie nic nie jest przypięte i stwierdziłem, że jest mi to potrzebne, że ho ho...
bo zazwyczaj karteluszki walają się po całej pracowni ;] atatata
ale czy to mądre dziecię jest? no ba :D
przynajmniej model na coś się przydał ;P a raczej jego pozostałości ;]
a to coś dosyć spore, bo 100x70 ;]
a materiały jak widać (chyba)

z penetracji pracownianych odnalazłem stare ,,gęby", które nigdy dokończone nie zostały... zawsze zabierając się za glinę, szybciej od niej uciekam niż zasiadam ;]
może dlatego, że pracownia jest bardziej przygotowana na malowanie i modelowanie, niż dziobanie w glinie- później wszystko mam zasyfione ;]
a wiadome już jest, że sprzątanie nie należy do moich pasji...
chociaż przyznam się, że zrobiłem małe przemeblowanie ;) jest teraz jakoś tak bardziej... ergonomicznie ;] może z racji wyjazdu, który odwlekam na ile się da :)
dzięki Ci Panie za zamówienia ;]
aaaaale może kiedyś i pracownia rzeźbiarska powstanie...
kto wie, kto wie...

30 sek szkic Basi ;] oględziny proporcjonalne ;]
machnięty przy ,,jawnogrzesznicy" :)
szykuje się jeszcze ,,kobieta Łazarz" i ,,Stóp włosem obmycie" z jej udziałem, ale boje się, że czasu nam nie starczy... tym bardziej, że mój czas jest ograniczony, jej również...
aaaaale jakoś to będzie ;] ważne że wizje już są...
przyszedł moment, że wychodzę poza ramy portretowe :) czuje się już chyba na tyle pewny, że farba nie jest już przeszkodą- a wdzięcznym materiałem :) powoli zaczęte obrazy zostają realizowane, krok po kroku :) wiec cierpliwości jeszcze życzę sobie ;)
kilka obrazów zapowiadanych jeszcze chyba w grudniu? styczniu? zmieniły swoje oblicze min. z moją sistą, która chyba mnie za jajko powiesi, jak zobaczy finalny obraz...
a mój prof prowadzący stwierdzi, że faktycznie niepokornym jestem zamykając się w mroku...
z którym ostatnia konwersacja była bardzo sroga... może dlatego, że ciałem swym nie jestem jeszcze tam, gdzie powinienem być już w zeszłym miesiącu?

na zakończenie raduje się ze zdanej sesji Maszki i Cypisiątka :D
grzeczne dzieciątka ;]

6 komentarzy:

  1. Spokojnie, na wszystko odpowiednia pora przychodzi tak jak na tablicę korkową.
    Dziwne to życie, czasem niechronologicznie poukładane. Ale sens jest zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. ha ha ha dziękuje za słowną poprawkę ;] nowy sprzęt komputerowy- nie umiem pisać na laptopie ha ha ha i tym bardziej smyrając paluchem a nie myszką ;]

    wiadomo, że ja niecierpliwym jestem- ale chyba uczę się tego w tym momencie- cierpliwości...

    OdpowiedzUsuń
  3. trzeba było mówić o tablicy, odesłał bym swoją, która codziennie straszy mnie przy porannej kawie, kolejnymi fiszkami i karteluszkami o spotkaniach i terminach, zdjęciami, pocztówkami, numerami telefonów i wizytówkami. czasami odnoszę wrażenie, że odpadnie od ściany wraz z gwoździkiem pod naporem dokumentacji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ;] oj swoja kupowana, a własnoręcznie robiona to dwie różne rzeczy ;] teraz się zastanawiam po co mi ona w ogóle jest potrzebna, szkoda tylko miejsca w pracowni ha ha ha
    a skoro jest napór dokumentacji, jest to znak, że dobrze się dzieje ;] na marazm narzekać nie możesz... no i na ilość kawy chyba też nie ha ha ha

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam jedną tablicę na zbyciu, albowiem nas w domu jest cztery sztuki człowiekowatych, a tablic pięć. Ta piąta obejmować miała program szkolenia kota, ale projekt swoje a kot swoje. Póki co, nie używa jej do niczego zacnego, nie planuje żadnych skoków na myszki i wiewiórki, żadnych wyjść nocnych do kocurów ani nie zbiera autografów. Czasami próbuje ostrzyć na niej pazurki, ale zaniechał tej czynności, jak się tylko przekonał, że tablica bezczelnie go atakuje zrywając się z hukiem ze ściany.
    Zatem, reasumując powyższe - jest Twoja. ;DD

    OdpowiedzUsuń