wtorek, 11 stycznia 2011

Portret Dziadka...


Portret Dziadka...

akryl na płótnie
100x70

na podstawie szkiców z wakacji... więc reszta zupełnie z głowy mej...
wczorajszą nocą tło zmieniłem z brązowego na szarawy, okno jeszcze do przeróbki którego jeszcze wcześniej nie było, ale może innym razem, niech już tak pozostanie- spontaniczne decyzje czasem nie kończą się dobrze- przedobrzenia zazwyczaj wychodzi mi fatalnie- dodanie ciapek na płaszczyznach koloru swetra...
ajajajaj do poprawki... czasem chciałbym by ktoś wykradł mi pędzel z dłoni, gdy zatrzymać się trzeba- tak powtarza Pan prof O- który mozolnie patrzy na moją transformacje malarską...
kolejny portret dziadka będzie już bez nogi, która z tygodnia na tydzień stawała sie coraz krótsza- po miesięcznym pobycie w szpitalu, w końcu powrócił do domu... tym razem mym pragnieniem będzie zrobienie całego obrazu pozowanego, bez szkiców poprzedzających i malowania z pamięci...


2 godzinny sen, przerwały poranne odwiedziny ;] przebudzenie na nogi postawiło, śpiąc dalej nie dając... ranne załatwianie formalności, umowy, sprzedaż obrazka, ogarnięcie oferty do zakupu laptopa i dłuuuuuugi spacer, który zakończył się nawiedzeniem...
nie udało mi się ogarnąć dwóch spotkań, jutrem nadrobić będzie trzeba...

dziś całe boże popołudnie przeleżałem na Maćkowej sofie patrząc się w sufit...
potrzebowałem konwersacji- a może inaczej- potrzebowałem milczenia, ale w obecności...
Maciek to dobry człowiek...
nic nie pytał- zrobił herbaty i jabłko obrał :)
jak najbardziej dzień przepełniony kłębiącymi się myślami, obrazami z przeszłości, tęsknotą... pytaniem co dalej... co dalej z uczuciami, które funkcjonować nie dają... pytania stawiane sobie samemu, czy zrobiłem wszystko co było w mojej mocy by ratować to co kiedyś zostało w sercu zasiane...
może to nie był mój czas? może to nie jest mój czas?
czy nadejdzie ten czas? bariera którą stawiam w sercu przed bliższymi relacjami chyba jest bardzo sroga- brak zaufania? brak zrozumienia? brak samoakceptacji? gdzieś to musi leżeć po środku... rozum z sercem walczy ciągle, nieustannie...
mam przyjaciół, którzy są dla mnie wszystkim, kocham ich, funkcjonuje i bytuje mając ich w sercu... ale czy to wystarcza do pełni miłości, które czasem pragnie wyskoczyć o krok dalej, a jest jej tyle, ze mogłoby wyżywić małe państwo trzeciego świata?
aj i tak jest od samego rana... masz Ci los...
ale ufam Bogu, że nic nie dzieje się bez jego przyczyny... a jakiekolwiek doświadczenia są potrzebne do wzrastania w swoim duchu i Ja...
eh ten głód miłości niespokojny...




jest pozytywnie, tylko, że bardzo refleksyjnie ;]
albo muszę się wyspać, albo wziąć zimny prysznic- na ochłodę emocji wezbranych ;]

muzycznie:

15 komentarzy:

  1. Wrażliwcom zawsze w życiu trudniej... Kimonku, niech się wszystko poukłada.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) oby :) i ja sobie tego tez pożyczę :)
    :* dziękuje Bobe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Je ne vaux pas travailler. No. Obraz zrobiłeś. Fajnie. DZIADZIO powiesi.

    OdpowiedzUsuń
  4. ha ha ha jak go poprawie, to wtedy powiesi ;]
    dzięki Aju :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Obraz wspaniały! Trochę mnie tylko te cegły wkurzają, za bardzo odwracają uwagę.Górny czerwony pasek świetnie podkreśla.
    Pozdrowienia! I wyspać się proszę! Bez nawiedzeń tym razem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobry.To ja się posłużę się cytatem jeśli można:
    " TO JEST NASZ CZAS, TO SĄ NASZE HISTORIE
    A W KAŻDYM Z NAS PŁONIE OGIEŃ..."

    Kimonek-grzej się własnym ciepłem jak Ci chłodno ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. mitologidznie - z atrybutem:) zazdroszczę talentu:)

    OdpowiedzUsuń
  8. dziękuje za liczne komentarze :) uradowały me serce :)

    Bogdanie- bardzo mi miło :)

    Doro- haha na pani komentarz z niecierpliwością oczekiwałem- cegły wczoraj powstały, nie trafione zostały- tło poprzednie było zdrewniałe ;] diabeł nocą we mnie wstąpił i zamalował... powrócę do czystej płaszczyzny w tle...

    czaroffnica- trafione- jak najbardziej ;]
    czy chłodno? raczej nie, właśnie odwrotnie, ostudzenia potrzebuje... ajajaj

    Piotrze- nie ma co zazdrościć, ja też mogę- talentu piasania :) oczytuje ukradkiem, że ho ho :) chyba godzinę wczoraj spędziłem na oględzinach :)

    Daga- dzięki, niedosyt jest, ale to chyba dobrze, że praca ciągle ,,żyje" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja nie dopisałam do końca bo mi blogger wysłał za szybko odpowiedź, zanim edytowałam - proszę nie poprawiać, to tylko moje subiektywne odczucia! Przede wszystkim się cieszę, że Dziadek czuje się lepiej i że portret udany! I zmian bardzo zazdroszczę! Znajomości i przyjaźnie przetrwają, przyjaciele odwiedzać będą, wszystko się pięknie ułoży.

    OdpowiedzUsuń
  10. :D ale jak na razie Pani subiektywne uczucia się sprawdzają, a ja sam nie jestem przekonany do tła- ani w wersji drewnianej, ani betonowej- więc do 3 razy sztuka ;]
    ja również się ciesz, że dziadek wyszedł z tego- tym bardziej, że lekarze mówili, że jak noga wyżej będzie dalej gniła... to... ale dzięki Bogu, mogę ze spokojem serca jechać :)
    co do przyjaciół, już zapowiadali naloty stałe, a ja również będę przyjeżdżał jak najczęściej :)
    ja za zmianami aż tak bardzo nie jestem, bo jestem człowiekiem stałolubnym ;] ale coś mnie dziwnego ciągnie na zmiany... nie wiem dlaczego... o co... ale ufam, że jest to potrzebne...
    a zastój raczej do niczego dobrego nie prowadzi :) dziękuje za ciepłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  11. aha :) pani Doroto- a czerwona linia to dach :D ha ha

    OdpowiedzUsuń
  12. Naturalnie. Wiem, że dach. Zadziałał jak jeden z pasów w ludowych dywanach.
    Dziś jadąc do Przemyśla drogą na Kańczugę zobaczyłam gotowy wzór dywany ludowego, o konkretnej kolorystyce regionu - dziwne świeża zieleń trawy, którą odkryła odwilż, ciemne brązy pól, jasne pasma traw i białe pasy śniegu w rowach pomiędzy polami, żółte zielenie czegoś butwiejącego i glina. Pas po pasku.Kolorystyczny kod kreskowych wielkich przestrzeni.
    A u Pana sielskość przeddomowa gawędziarska u Dziadków tym samym językiem pisana, okolicznych pasków i wzorów na swetrze.

    OdpowiedzUsuń