wtorek, 27 marca 2012

Sabat Czarownic... part 2: Arthi


 O tym, że Arthi jest barwną postacią, pisywałem tutaj niejednokrotnie.
Nawet nie tyle, że barwną, ale nawet i wyjątkową- choć wyjątkowość dotyczy się każdego osobnika- jednostki, która staje mi na drodze- bo nie ma dwóch takich samych egzemplarzy- który jest tylko jeden... 

,,Kobiecość zamknięta w męskim ciele, przepełniona do granic świadomości wiedzą, którą małymi kroczkami wprowadza w swoje doczesne życie..."

Tak można określić to co drzemie we wnętrzu Królowej, która stara się trzymać piecze, nad tym co dzieje się w okół Niej...

Nasze pierwsze spotkanie & pierwsze konfrontacje kilka lat temu, nie było dość obiecujące- rzekłbym, że nawet nijakie, ponieważ od pierwszego wejrzenia miałem ,,ukrytą" awersję do Niej. 
Dlaczego?
Chyba na tamte czasy (4 lata wstecz) zazdrościłem Jej ukradkiem swobody w swoim zachowaniu i nie ukrywania tego jaką jest osobą. To był strach chyba przed samym sobą i własnym Ja- które Arthi odkrywała warstwa po warstwie...
Kiedy miała zniknąć z mojego życia- zacząłem tęsknić za tą specyfiką, kolorem, zapachem, świeżością i barwą... i chyba nie tylko ja tęskniłem- tyle, że inni się do tego nie przyznawali...

Kiedy po latach znów stanęła przed moimi oczami (klik), mimo, że wcześniej była niczym jak lew na tym poletku blogowym, broniąc i chroniąc nagą piersią przed atakami z boku, poczułem jakbyśmy się nie widzieli zupełnie wczoraj... tak pozostało do dziś :)

i to mnie cieszy...
że nawet czas nie potrafi zniwelować czegoś, co kiedyś można było nazwać ,,fascynacją" :)


Przyjechała z drugiego końca Polski (Biebrza- tam ma swoją ,,leśną" chatkę) nie tylko w swoim interesie, ale przede wszystkim ratować mój potargany ,,okruch", by kubeł zimnej wody, który mnie dotknął- nie tylko mnie obudził- ale żeby mnie również orzeźwił. Tak tez się stało :) doceniłem jeszcze bardziej uczucie, któro drzemie we mnie od dłuższego, dłuższego czasu i nie pozwolę tego zmarnować- a tym bardziej przekształcić w skrajność miłości- którą jest nienawiść...

Przełamałem osobiście swoje bariery w konfrontacjach pierwszego kontaktu (mimo, że jestem dusza towarzystwa) jeśli chodzi o budowanie nowych relacji, których się panicznie obawiam.
Troszkę mnie po telepała, uderzyła ścierą raz, drugi, trzeci- mimo, że różnimy się całkowicie i chyba po dniach więcej jak pięciu, pewnikiem byśmy się pozabijali nawzajem ;) 

Nie jest to istotne- dzieli nas przepaść w sposobie bycia, myślenia, czucia, doznawania, patrzenia...
Mimo tej przepaści potrafiliśmy zbudować na płaszczyźnie duchowej most, w którym się docieramy... szlifujemy... czasem ,,ponad" granice wytrzymałości w skrajności (łoł) ;)

Kiedy Jej nie ma- tęsknię...
kiedy jest- mam ochotę kupić jej bilet w jedną stronę ;>

Za to się Królową kocha, albo nienawidzi ;)


Nawet Królowa ma prawo na chwilę zapomnienia...
niekoniecznie werbalnego- uciekając w świat wirtualnego romansu ;)

muzyczna dedykacja, którą mi podarowała:



 dziękuje :* 
i do następnego Moja Droga :*

(oraz druga dedykacja dla wytrwałych- klik)

6 komentarzy: