niedziela, 22 stycznia 2012

If You Had Maori Heart...


 Już dawno nie zdarzyło mi się zasnąć popołudniu, a tym bardziej przy czyimś boku- Jego obecności. 

Gradowy Dreamcatcher (drugą robótkę można zobaczyć u mistrza Jedi) w końcu zaczął działać i przynosi nieziemskie efekty. Powracają do mnie sny, które mogę porównać do tych, które miewałem jeszcze ponad rok temu- gdzie w swej realności (jeśli chodzi o obraz) i irracjonalności jednocześnie (wydarzenia), pozwalają, wręcz nalegają by zatrzymać się nad nimi na troszkę dłużej...

Ranki są teraz tak piękne- drzemanie- gdy sen miesza się z rzeczywistością- świadomość tego co dzieje się dookoła, że sen to sen- kontrola nad nim i to pragnienie nie wstawania z łóżka...

Ostatnio uciekam bardziej w marzenia, plany i niedaleką przyszłość, niż stanąć w końcu twardo na ziemi, skupiając się na tym co jest tu i teraz, mimo ciągłej pracy- czując gdzieś podskórnie w sercu, że coś mi ulatuje- pragnąć czegoś więcej i dalej.






Magiczny i szamański (chwilaminiezrozumiały) czas...
w którym poszukuje kolejnych inspiracji- mimo nadchodzącego tygodnia pełnego pracy, zakończając uczelniany semestr- po którym odetnę się totalnie na jakiś dłuższy czas od rzeczywistości, znikając jak kamień w wodę... 

...powracając z kolejnymi, naładowanymi akumulatorami i... chrabąszczami ;>
ale jeszcze kilka dni...


 Wraz z Cypisem przygotowaliśmy materiał pomocniczy (przy którym mieliśmy sporo zabawy) do kolejnego projektu rysunkowo- malarskiego (czyli nie jednego chrabąszcza- a całej serii), tym razem łącząc nasze etniczne i orientalne korzenie, z magią, pogańskimi wierzeniami oraz głównie z podróżą do Nowej Zelandii, a konkretnie napotkania po drodze kultury Maorysów-  szczególnie ich sztuki ludowej oraz charakterystycznego sposobu zdobienia twarzy skaryfikacyjnym wzorem, który głównie dał początek naszym europejskim tribalom w tatuażu.

Zapowiada się ciekawa praca, którą zacznę realizować powrotem zza światów.

Paradoksem jest fakt, że swoje pierwsze, malarskie chrabąszcze zaczynałem od prymitywnych, afrykańskich chatek i ilustracyjnych przedstawień tamtejszej kultury- obracając się w kółko obok tego tematu.

Teraz gdy mój warsztat poszedł do przodu, wraz z całą świadomością- ja powracam do materii, która ,,nowym" okiem zostanie odświeżona ;)

Ostatnią inspiracją do projektu była piosenka oraz teledysk Fever Ray, którego nie potrafię nigdy obejrzeć do końca- zawsze mam ciary, które dreptają od kręgosłupa po sam kark...





11 komentarzy:

  1. Dziękuję za ostatni, brakujący element układanki mojego rzeźbiarskiego projektu ;)
    A swoją drogą to... kilka osób chyba połączyło się duszami, nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doro ;>
      znowu coś kręcisz i jurgasz, a najgorsze jest to, ze zostawisz nutkę ciekawości a Ja później ja hasam i drążę o co kaman ;P
      łączenie dusz należy chyba do najpiękniejszych smaczków :*

      Usuń
  2. Dreamcatcher jednak świetnie nadaje się jako naszyjnik:)
    A jak pięknie prezentuje się z futrem:)))

    Mr. blogger chyba się naprawił, choć dopuszcza mnie na razie tylko do wybranych postów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dreamcatcher nadaje się do wszystkiego etnicznego ;)
      spontaniczna, całodzienna zabawa chłopców przerodziła się w ciekawy projekt ;)
      ha ha ha nie pytaj w co jeszcze były przebieranki ;) buhaha

      Jako Mistrz Jedi powinieneś poradzić sobie i z materią jaką jest blogger ;)

      Usuń
  3. ja snów mam jak mrówków, problem w zasypianiu, które mi nastręcza czasy nie tylko ostatnimi, poważnych problemów.
    Niemniej piękne Ci to, piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lafle, jesteś następna w kolejce - gdyż HaDeeSa Poczta Polska wykolejkowała na dalsze miejsce ;)

      Usuń
  4. Bardzo dobrze, że spanie powraca.

    OdpowiedzUsuń
  5. przepiękne!! projekt zapowiada się bardzo ciekawie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :* dziękuje :)

      ale najpierw sesja... odcięcie się od świata na wolnym... a później praca, praca, praca i praca :)

      Usuń