,,Ofelion..."
part 3
akwatinta
100x70
Z racji by już nie zamęczać etapami początkowymi, próbnymi odbitkami, które i tak lądują w koszu pokazując etap po etapie jak powstaje ostateczna wersja rytu (jest to nudne i monotonne, mimo, że trzyma do końca w niepewności- jak i mnie z dnia na dzień podczas pracy polewając matryce kwasem oczekując dalej na efekt), tym razem pokusiłem się o ,,gotowca" na poletku blogowym.
Do powstania ostatniej wersji tryptyku posłużyła mi matryca z... nogami do części pierwszej- która okazała się małym niewypałem, więc szkoda blachy a tym bardziej kasy na nową (bida z nyndzą) ;)
Jakim cudem z wytrawionej blachy przez kwas, nagle pojawiła się tam gęba, która trzeba było zrobić od podstaw?
Sam zastanawiałem się, jak sprawić by wydziobana w kwasie blacha powróciła do stanu powiedzmy ,,pierwotnego" ;) skoro jest to ,,tinta"- wystarczyła na sucho polać ją mocnym kwasem azotowym- wręcz wypławić, co wyjadło zatrawione miejsca do zupełnie gładkiej powierzchni- było to bardzo ,,niezdrowe" z racji, że kwas ze stycznością z tintą i blachą parował wstrętnym, żółtym dymem, którego sztachniecie groziło podrażnieniem dróg oddechowych a sama matryca... skwierczała ;>
Mimo, że matryca nie wymagała pracy nad tłem (nogi) to zajęła mi najwięcej czasu- chociaż efekt nie jest taki jaki być powinien- twarz jest bardzo rozmyta i graficzna- co nie było celowym zamierzeniem a złem koniecznym!
Problemem stał się fakt, że przy kolejnych odbitkach twarz bladła. Gdy chciałem odbić ją na czysto już na papierze czerpanym, okazało sie, że czernie i cienie na twarzy zupełnie zniknęły! Zupełnie! Wraz z profesorem zastanawialiśmy się dlaczego tak się stało, ponieważ nie jest to normalne zachowanie po dosłownie 7 odbitkach- tak oto K.I.M. & Ofelion zostali zagadką pracownianą, która nadal jest rozwiązywana...
Sprawa ciągle w toku ;>
Musiałem zupełnie od podstaw, znów dziobać twarz na blaszce lawując ją kwasem...
Udało się- determinacja i kolejne godziny w kwaszarni jednak przyniosły rezultaty- mimo, że efekt jest mniej realistyczny a graficzny- co może jest i dobre, bo rycina stanowić będzie środkową część tryptyku ;)
a na zakończenie efekt, gdyby ,,obecne" nogi, nadal funkcjonowały z pierwszą częścią Ofeliona ;)
buhahah
Początkowo tak zawiesiliśmy ryciny w pracowni- co wywołało paniczny śmiech- nie tylko u mnie ;)
Zaczęliśmy już wspólnie przypisywać teorię, że utopiony z nieszczęśliwej miłości Ofelion, przed samobójstwem ściął głowę swojemu kochankowi, kładąc ją przed śmiercią na swoim łonie (sic!) i ostatnimi resztkami sił utrzymywał ją kurczowo w swej dłoni ;P
ale ostatecznie zrobiliśmy to raz i pierwsza część wyladowała zupełnie z drugiej strony ;)
to jest właśnie urok tryptyku, który po każdym innym ułożeniu, co innego opowiada- mimo, że przedstawia to samo ;P
za to uwielbiam tryptyki, którymi lubię się masturbować ;)
jutro ostateczna wizualizacja całości.
ale za nim to nastąpi idę w tany- znów fizycznie odmieniony o_O
buhaha
buhaha
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz