Powroty do ,,domu" dostarczają zawsze dużo emocji- począwszy od pierwszego oddechu powietrza, gdy późną nocą nogę wynurzę z pociągu na stacji, poprzez długą wędrówkę w stronę starej, secesyjnej kamienicy, która obecnie chłodem i pustką mnie wita, po hasy i pląsy po moich zakamarkach przemyskiego pogórza oraz niezapomnianych spotkań z tymi, którzy są miodem na moje serce- nie ja tym razem- lecz oni.
Mimo, że to taki krótki powrót, jednak
bardzo obfity- jak i w has, jak i o spotkania, które dały upust
ostatnim, drzemiącym emocjom, które ciągle są związane z krakowskim
amokiem funkcjonowania, który niekoniecznie wygląda tak jak miał wyglądać- co niekoniecznie potrafię jeszcze
znieść zagryzając mocno zęby, a za nimi cięty język...
W duchu myślę
sobie- spokojnie i cierpliwie, z drugiej- dlaczego znowu? Po co?
Mimo, że ciśnienie zeszło, pytanie co dalej?
Mimo, że ciśnienie zeszło, pytanie co dalej?
Już dawno, nie miałem takiej potrzeby
zawszyć się w swojej samotnej dziupli i w ogóle z niej nie wychodzić...
Wziąć długą, gorącą kąpiel przy świecach, podreptać przez hangarową
kuchnię robiąc kubek gorącej czekolady, usiąść na pracownianej kanapie,
okryć się kocem, wsłuchując się w dźwięki odbijającej się pustki. Czasem potrzeba samotności smakuje
jak najdoskonalszy wyrób z mlecznej czekolady, a innym razem ma smak
tej najtańszej produkcji gorzkiej na przecenie z biedronki z kończącą się datą
ważności.
Potrzebowałem tego oddechu, mimo, że trwał tak krótko...
Poukładać wszelkie stany wewnętrzne w konfrontacji K.I.M. vs K.I.M., zebrać siły do kolejnego zagryzania zęba- choć przypomina to w sercu ból wychodzącej ósemki- przechodziłem to dwa razy- jednak dobrze mieć za przyjaciółkę dentystkę ;)
Co przyniesie kolejny miesiąc?
Bóg jeden wie.
Wyjeżdżając piątkiem z Krakowa opuściłem wiosnę- tutaj sobotą przywitała mnie zima- przed południem śnieżyca, która uniemożliwiła mi zdjęcia projektowe ludzisk na ulicy na zaliczenie z fotografii, który był pretekstem powrotu na stare śmieci...
Natomiast popołudniowe słońce wynagrodziło mi to hasem poprzedzającym bieg, napajając odrobiną mroźnego słońca na policzku :)
no i białe niedźwiadki dla Anety :)
oj sprawie sobie takie dziabongi, jak zagrzeje kiedyś miejsca w jednej mieścinie :)
mimo chłodu i śnieżnych zawiei, staram się zwalczyć przeciwności wewnętrznym wrzątkiem- które potrafią czasem sparzyć, powracając do wakacyjnych wspomnień
Oryginał tej pląsaniny pojawił się tu, a ostatnia noc w pracowience zapowiada się długa & pracowita...
Tutaj zawsze ogarnia mnie stan nieważkości, porywając w nieokiełznane myśli końca nie mające...
Tutaj zawsze ogarnia mnie stan nieważkości, porywając w nieokiełznane myśli końca nie mające...
... i zawsze włącza mi się rozlazły felieton ;>
miłej pracy nocny motylu
OdpowiedzUsuń:) chrabąszczu bardziej- albo ćmo ;)
UsuńTobie również życzę miłych tych nocy wędrowanych :*
buziol
Piesy i biesy piękne, czas jeszcze nie do końca poznany, grzanki z konfiturą na śniadanie i oby do przodu!
OdpowiedzUsuńanu niepoznany i niebezpieczny zarazem...
UsuńO O O!
OdpowiedzUsuńGrzanki z konfiturą? Dobry pomysł, prawda, aż się jako dopełnienie klimatu tych salonów :) Że też się Panu chce ruszać tyłek z takiego ciepełka...
jak to się powiada- nie chcem ale muszem ;)
Usuńtak :) grzankę to bum chrupnął- ale nie po solarce :D