Młodość ma czasem swoje granice- choć będąc młokosem wydaje się, że można góry przenosić w każdym znaczeniu tego słowa, popełniając wiele niepoprawnych i niemoralnych błędów, chwytając Pana Boga za piętę.
Będąc nastolatkiem ,,używałem" życia z naciskiem na słowo używka. Mając swoją ,,paczkę" przyjaciół, która ,,wiodła prym" na szkolnym korytarzu, próżnie zaklejało się swoje szczeniackie funkcjonowanie. Dosyć prędko wlazłem w środowisko, z którego wiem, że niewiele osób wyszło na prostą- to był krzyk o pomoc- teraz to wiem...
Okres 13-16 lat pamiętam jako jedną, wielką zabawę, która była ucieczką przed domem- który mnie nie oszczędzał- nawet chyba nie chciał mnie oszczędzić- kogo to wtedy interesowało (?)- choć podobno każde dziecko zasługuje na ,,ognisko domowe"...
Ostatnio rozliczam się z przeszłości- dość dosadnie i gruntownie- kroczek, po kroczku- czuje się jakbym od nowa zaczął chodzić- poznawać się od środka...
Na nowo- mam nadzieje, że limit gówna na ten rok już się wyczerpał...
Dziś zastanawiam się, co bardziej kształtowało moją wrażliwość, a jednocześnie ,,walką przed złem" (łomatko jak to zabrzmiało-).
Pozwolę sobie zacytować fragment posta ,,Downfall":
,,Zastanawiam się czy doświadczenie, przeszłość, napotkani ludzie,
poszukiwanie ,,Boga", prawdy, Siły, która napędza całą machinę napędową
tworzenia, głód miłości, sprawiły, że stanąłem z taką świadomością
właśnie tu i teraz...
Czy fakt dostania drugiego życia, doznania kalectwa, spojrzenia śmierci w
oko, wlały we mnie tyle tych emocji? Czy może bycie niechcianym
dzieckiem, któro w ostatnim momencie nie zostało usunięte z łona matki?
Moment sprzątania za ojcem jego własnych wymiocin? Czy samotne
dorastanie w pustym domu, bez matki, bez ojca, bez wsparcia?
Ciągłe życie na walizkach, zmieniając miejsca zamieszkania- ludzi, do których się przywiązujesz i zostają Ci odebrani?
Prędkie stanięcie na nogi, samodzielne radzenie sobie z życiem w
momencie gdy słyszysz- pakuj się, bo się Ciebie wstydzę doznając oplucia
w twarz?
Relacja partnerska, która krzywdzi Cię w istocie słowa zaufanie i miłość- pokazując skrzywiony obraz bytowania i seksualności w sposób dość brutalny, owijając mgłą świeże oko?
Głód ogniska domowego & głód miłości...
Sądzę, ze to wszystko i wiele innych spraw ukształtowały mnie na
człowieka o takich, a nie innych emocjach... Te doświadczenie sprawiły,
że mam ciągle wiele siły i wiary w ludzi, w szczęście, miłość, relacje,
przyjaźń, spełnienie i realizację.
Nigdy nie przestałem wierzyć w człowieka- nigdy...
Usłyszałem, że miałem prawo na godne dzieciństwo...
może...
może nie- nie jest to istotne...
to mnie zbudowało, dało miodu, który chce teraz dać...
dać dalej, rozdać- mimo, że to bardzo boli, szczególnie gdy ktoś sam tego nie doznał...
Boli też osoby, które tego łakną a jednocześnie przed tym uciekają..."
Jednak to chyba wypadek (wynik tego ,,szalonego życia" spadając z 1,5 piętra na beton równymi nogami- pęknięty kręgosłup, złamany bark i obojczyk) sprawił, że zacząłem doceniać istotę funkcjonowania, relacji i kruchości życia- tego jak wiele przez palce przechodzi w poszukiwaniu wymyślonych przez siebie ideałów, pogoni za pieniądzem, niespełnionymi ambicjami, zatracaniu się pracą, sukcesów- nie widząc, że w sposób bardzo prosty, można zbudować coś zupełnie innego, na płaszczyźnie prawdziwej istoty- duchowego i dogłębnie emocjonalnego.
Bardzo razi mnie taka zimna, sterylna i bezpieczna postawa, sam osobiście jej nigdy nie zrozumiem- nawet nie chce zrozumieć...
Tracąc przytomność, oraz świadomość (wstrząs mózgu) przeleżałem trzy godziny- samego wypadku również nie pamiętam (ostatnia godzina przed)- dobudzając się na drugi dzień...
Kiedyś miałem żal do tamtych ,,przyjaciół", że zostawili mnie na tym betonie- oczekując, że jednak nagle wstanę i zacznę się do nich śmiać, jak zawsze to miałem w zwyczaju...
Kiedyś miałem żal do tamtych ,,przyjaciół", że zostawili mnie na tym betonie- oczekując, że jednak nagle wstanę i zacznę się do nich śmiać, jak zawsze to miałem w zwyczaju...
Wiem, że sparaliżował ich strach- ale gdybym jednak się nie obudził?
Jednak po tych trzech godzinach ,,stania nad", oddech stał się głębszy- zapakowano mnie w samochód i wrzucono jak worek ziemniaków do mieszkania, gdzie leżał zalany w cztery dupy ojciec...
Bez słów wyjaśnienia.
Jego zaskoczenie gdy był jeszcze na kacu, było chyba jeszcze większe...
(co było naszym ostatnim spotkaniem)
Telefon, szpital...
Jego zaskoczenie gdy był jeszcze na kacu, było chyba jeszcze większe...
(co było naszym ostatnim spotkaniem)
Telefon, szpital...
Kiedy słyszysz diagnozę- kalectwo- wózek, wiedząc, że milimetr do przerwania rdzenia kręgosłupa sprawił, że nie jesteś warzywem... Leżysz miesiącami zastanawiając się dlaczego?
Dlaczego to właśnie Ty?
A może dlaczego dostałeś druga szansę?
Wybrałem to drugie pytanie, na któro szukałem odpowiedzi patrząc się w sufit...
Po 3 miesiącach leżenia jak kłoda, wróciła sprawność ruchowa- łezka w oku i nadzieja...
Długa, ale to długa rehabilitacja...
Psycholog...
(Dziś dzięki prądom, lampom, ćwiczeniom i masażom, mam elastyczny kręgosłup jak kot)
Stąd też tatuaż na lędźwiach- zakrywając literką ,,G" dowody...
Drugi (skrzydełka) na znak uratowania mnie przed śmiercią, poprzez istoty dla mnie nie poznane...
Wtedy zaczęły się poszukiwania tego czegoś ,,ponad", zmieniając się o 180 stopni, nie mając już miny cierpiętnika, ponoszącego grzechy swojego domu, rodziców i nieroztropnego funkcjonowania...
Rozpocząłem prace w wolontariacie- i na tamta chwilę, było to dla mnie najcenniejsze- jeszcze wtedy nie było myśli o chrabąszczach... Odbudowałem relacje z mamą, za co dziękuje Panu Bogu do dziś.
Trafiłem po długiej drodze (bo po dwóch latach) na karmel, mieszkając już w Przemyślu...
Czasem chciałbym podzielić się wszystkimi doświadczeniami, które dotknęły mnie w tak krótki funkcjonowaniu, jako przestroga- a jednocześnie dowód, że ,,można"- nie stając się zatwardziałym kamieniem marmuru... Bo chyba nie ma takiego doświadczenia, którego nie da się udźwignąć- bo nigdy nie dostaniemy na plecka więcej ponad stan.
W nadchodzącym czasie (z racji braku nowych prac i dziobaniem komiksu), będę chyba tym Was karmił... bądź ucichnę, by nie bełkotać...
Lil' K.I.M. (16)
miesiąc przed wypadkiem
P.S.
Fotki ,,przed" i ,,po", wykonane przez panią pielęgniarkę, która podczas pierwszej sesji, z ochrypniętym głosem zawołała:
,,Twardak! ,,Wstań" z wózka (SIC!) i wyciąg tego kolczyka z pępka!"
o_O
Opiekę w szpitalu jednak miałem wspaniałą :))))
a pana rehabilitanta jeszcze wspanialszego ;P
a pana rehabilitanta jeszcze wspanialszego ;P
...o
OdpowiedzUsuńjakie papule miał molodiec
dzisiaj o mały włos nie przekłułem nosa, o mały włos
ha ha ha w nosie to ja mam trzy dziury, no pięć- licząc te naturalne ;>>>
Usuń:D zdjęć do wieku lat 13 nie upubliczniam, bo ważyłem więcej niż obecnie ;]
na zdjęciu jestem już na trybie vege ;P
Ech. Panie Tward(y)owki :))
OdpowiedzUsuńEch... Panie Wu... nie pij Pan więcej ;]
Usuńa przynajmniej zostaw pod stołem trochę więcej cytrynówki ;]
Nie mam w zwyczaju zostawiać, a i tym razem chyba się zwyczajnie nie da:))
OdpowiedzUsuńCo tam, dorobi się:)
eh... kolejny zgon się szykuje ;]
Usuńza mało zahartowanym w fizyce
Zuch chłopak!
OdpowiedzUsuńe tam zuch- chyba coś takiego się utarło w świadomości ludzkiej, że podczas otarcia się o skrajne doznania, zaczynamy nowe rozdziały.
Usuńwiem coś o tym :)
UsuńGdybyś Ty jeszcze odrobinę lepiej wyciągał wnioski z tych licznych doświadczeń ;P ;D
OdpowiedzUsuńmoże gdybyś poznał mnie 5 lat temu, 4 ba nawet 3, sadzę że zmieniłbyś zadanie... z ostatniego roku również wyciągnę pewne wnioski (kilka już wyciągałem) i za kilka lat kolejne, kolejne i chyba tak bez endu ;]
Usuńco się nie zmieni? miód i zaufanie- mam to w naturze.
dziękuje
O matko!
OdpowiedzUsuńz córką!
Usuń