poniedziałek, 13 lutego 2012

Wild, Wild North...


 Wild, Wild North...

Po błogich/ekstremalnych 2 tygodniach wróciłem do doczesnej rzeczywistości, a może inaczej- powróciłem do rzeczywistości z kolejnym mózgotokiem (o czym wspomniałem w ostatnim poście)...

Podobnie jak Aneta, wyruszyłem w daleką podróż na północ- jednak w zupełnie inne rejony- by po raz kolejny dowiedzieć się czegoś o sobie- rejony stricte emocjonalne- temperatura pozwoliła na świeżość refleksji, która stawiała mnie powyżej poprzeczki, którą starałem się nieudolnie przeskoczyć.

Ciągle moja słabość, maleńkość i brak dojrzałości (Piotruś Pan) stawia mnie przed faktem i obrazem, który czasem nie jest tak dopracowany, doszlifowany, stawiając na pierwszy rzut oka swój walor warsztatowy.



  Nigdy nie sądziłem, że można tak zmarznąć, że czuje się puls każdej swojej myśli, czując ból przy każdym zewnętrznym bodźcu- nie był to tylko ból fizyczny... 

Zdarzało mi się, odtajać wraz ze szronem na rzęsach i brodzie- ale tym razem przeszło to moje najśmielsze oczekiwania- odtajałem dłużej niż długo.

Ciepło, któro mnie otaczało, nie pozwalało na wewnętrzny mróz- odwrotnie- sprawiało, że to co niezrozumiałe, oczywistością się staje, bez jakichkolwiek zbędnych gestów, zamykając się w jednym, tak bardzo oczywistym.


 Z drugiej strony- czy oprócz łapania powietrza w płuca, złapania dystansu i naładowania akumulatorów- czy nie jest to chwilowa ucieczka od rzeczywistości, z którą później funkcjonuje się jako wspomnienie i kolejne marzenie by znów tego doświadczyć?

Zamkniecie się w swoich emocjach, chwili, tego co jest tu i teraz- po czym czar pryska a teraźniejszość zaczyna inaczej funkcjonować z tęsknotą za tym co jest tak proste, a jednocześnie tak skomplikowane, że ciężko się połapać co jest czym i co do czego pasuje- puzzle zaczynają gubić swoje fragmenty- a Ty starasz się oddalić moment swojego ruchu na szachownicy...


Dzicz, głusza...

Azyl, utopia...

Muzycznie też porywam na północ, marząc by kolejna podróż do innego świata, przyniosła jeszcze więcej świeżego oddechu- nawet jeśli miała by się skończyć jak w przypadku Chrisa, oddając swoje życie za prostotą swoich marzeń, jednocześnie dowiadując się, co jest tak na prawdę warte- doświadczając samotności i wejścia w głąb siebie:


,,Into The Wild" popycha mnie do decyzji, która ciągle wiruje mi od jakiegoś czasu w głowie- nie boje się konsekwencji- nie jestem jeszcze pewien czy jest to słuszne rozwiązanie- czy spalenie za sobą mostów (znowu- jak w przypadku rzucenia pracy na uczelni i ucieczka do Krakowa), nie jest dobrym posunięciem...

...na chwile obecną rzecz jasna



4 komentarze:

  1. zamieniałam się w królową śniegu, kiedy zobaczyłam wideoklip zmiękłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Jolu- ciesze się, ze zaglądasz to raz, dwa- jeśli nie oglądałaś tej pięknej biografii to naprawdę warto- należy do moich ulubionych filmów, do których powracanie należy do jednych z najpiękniejszych, emocjonalnych doznań :)

      pozdrawiam

      Usuń
  2. :)jak mogłabym nie oglądać... fascynująca
    ale jestem na takie porywy za stara, może nie za stara,
    a uziemiona przez rodzinę - to też fascynująca podróż
    jednak zobowiązuje, są reguły, zasady... brak wolności...

    pocieszam się - pewne sprawy giną w tłumie :)

    buziole od jole

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) ah rodzina... i to ognisko domowe, którego braki ciągle za mną dreptają...
      bezpieczeństwo... ludzie obok Ciebie mimowolnie...

      i z tego powinnaś być dumna i czerpać jak najwięcej- bo czym jest wolność, bez dzielenia jej z innymi?
      czy wolność to samotność w samo-pasie i hasie?

      czy bez gonna szczerość z samym sobą, wewnętrzne ciepło mimo przeciwności, uśmiechu wtedy kiedy cały świat jest smutny, ciepła dłoń za którą wskoczysz w ogień, by tylko ją uratować?

      nie trzeba dalekiej podróży, by zrozumieć co tak na prawdę jest warte- jednak czasem taka podróż jest potrzeba, by docenić te prawdziwe wartości :)

      Usuń