,,Maori Warrior..."
tusz na kartonie
50x70
Tusz jak zwykle odbija światło, a biel nie jest pełną bielą, ale niestety nie posiadam tak dużego skanera (w ogóle nie posiadam takiego sprzętu).
Tusz jak zwykle odbija światło, a biel nie jest pełną bielą, ale niestety nie posiadam tak dużego skanera (w ogóle nie posiadam takiego sprzętu).
Pierwsze przymiarki do kolejnego, tuszowego cyklu, który powolnym (wręcz mozolnym) krokiem zaczynam realizować. Na pierwszy rzut poleciał oczywiscie Cypis. O Mauretańskich Braciach i samej koncepcji napisałem jakiś czas temu, jednak ciągle nie mogę wziąć się do kupy, bez drgania dłoni spokojnie kierować stalówką, nie zalewając dodatkowo kartonu łzami.
Do tego przyczyniły się również problemy z sercem (wspominałem kiedyś, że mam wrodzoną wadę), które znowu dało o sobie znać- nie licząc nadmiaru kaw i wypalanych ostatnio papierosów ;)
Do tego przyczyniły się również problemy z sercem (wspominałem kiedyś, że mam wrodzoną wadę), które znowu dało o sobie znać- nie licząc nadmiaru kaw i wypalanych ostatnio papierosów ;)
Jak w przypadku tuszowych tryptyków ,,Daddy..." & ,,Parenthood...", stylistyka zostaje utrzymana w Story Art, oraz planszach komiksowych, które w końcu doprowadzą do powstania oficjalnego, pełnometrażowego komiksu (scenariusz już się klaruje- jak na razie tylko na pisanie mnie stać- zamieniłem prowadzenie odręcznego pamiętnika, na pisanie opowieści), za który oficjalnie zabiorę się w niedalekiej przyszłości- w końcu po coś musiałem rzucić studia na ASP. Pierwszeństwo zostawiam jednak osobnym ilustracjom, które w sposób projektowy mają mnie ukształtować do kreski, która zostanie zrealizowana w owych kartach.
Teraz potrzeba tylko spokoju i czasu- już mi się nigdzie nie śpieszy.
Projekt miał równocześnie powstawać w pracowni Wklęsłodruku- którego zalążki można było zobaczyć również niedawno, jednak nie potrafię obecnie wejść ,,między ludzi", ciągle marząc o ucieczce/ tripie na stopa w Bieszczady, gdzie z wewnętrznymi potworami Wojownik zmierzyć się musiał będzie.
Co do samego portretu- można zobaczyć grube podobieństwo do innego ,,Wojownika", który po dzień dzisiejszy jest dla mnie emocjonalnym sztandarem twórczym- do tej pory nie spotkałem ,,dzieła", które tak by mnie dotykało, przeszywało na wskroś od środka, po sam czubek palca.
muzycznie troszkę pozytywniej niż pogoda za oknem- piosenka tragiczna- wręcz fatalna, ale motyw Mauretańskich, pląsających Panów sprawił o półuśmiech na twarzy- tym bardziej że wzory które posiadają na twarzy, nawet nie leżały koło ,,Maorysiów"- zdradza ich jedynie mimika twarzy (jęzor- bardzo sławetny) ;)
Dzięki Bogu Królowa jest tylko Jedna ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz