niedziela, 19 lutego 2012

,,Daddy..." part 3


 ,,Daddy..."
part 3

tusz na kartonie
100x70

ostatni i ,,najcięższy" tuszowy szkic wstępny do zapowiadanego tryptyku ,,Daddy's..."


 Mimo, że szkice jako materiał wyjściowy, powstały z tej samej ręki, różnią się swoją materią i stawianą kreską- od luźnego komiksowego, do ścibolenia kreseczki aż do mocnego konturu...

Wszystkie trzy materie spotkają się w agresywnych rysunkach węglem, na których zostanie ukazana już cała ideologia tego, co chciałem poruszyć, dotknąć, zbadać- co następnie miało być kontynuowane w grafice warsztatowej- tutaj niestety nie wiem czy będzie to wykonalne... Sposób pracy i funkcjonowania niestety się pokomplikował, niosąc za sobą radykalne decyzje i cięcia...

Nie mam siły tego podnieść... zabrakło mi już nadziei...


Dziś czuje się jak ten embrion...
Nieświadomy swoich posunięć- nie biorąc za nie konsekwencji... 

Życie chwilą, spontaniczne, nieprzemyślane decyzje, pozytywne nastawienie do tego, że się jednak uda, bez zastanowienia się: ,,co dalej?...", przynosi swoje negatywne skutki, tutaj i teraz- budząc się z palcem w nocniku- na własne życzenie tak na prawdę, nie umiejąc poradzić sobie z najprostszymi, dojrzałymi decyzjami życia codziennego.

Mając 24 lata zachowuje się jak niedojrzały chłopiec, który prędko rzuca się w rejony, które siłą rzeczy nie maja prawa bytu- a brak strachu, ciągłe zmiany, rozchwianie emocjonalne, impuls, mimowolna wiara (bezpodstawna!), jeszcze bardziej prowadzą mnie ku porażce- w tym wypadku niestety ku porażce... 

Został wylany na mnie kubeł zimnej wody, który zdarł mi zasłonę z oczu, że wcale nie jestem taki niezależny i poradny jak wydawać by się mogło i jak wiele błędów popełniam co krok- ciągle je powtarzając- mimo doświadczenia życiowego, które jak do te pory mi się wydawało, w taki czy inny sposób mnie ukształtowały- i chyba niczego mnie to nie nauczyło w związku z roztropnym funkcjonowaniem.

Krzywdzę siebie swoimi decyzjami, co niesie za sobą krzywdę osób, które dla mnie wiele znaczą- nieporadzenie sobie z relacjami z przeszłości, odbijają się czkawką w relacjach dzisiejszych, gdzie sam odsuwam rękę, mimo, że tej ręki potrzebuje jak nigdy dotąd i powinienem ją przyjąć jako pierwszą- najważniejszą... Wewnętrzny strach mnie paraliżuje- skomplikowana sytuacja wzajemnego bytowania, kurczowo zabiera ,,mackę" zamykając ją od dłuższego czasu w sobie...

tak...
Dziś czuje się jak ten embrion...
i wolałbym jeszcze nie wychodzić z tego łona- pierwszy raz się boję o jutro...

jeśli czegoś nie zmienię, ciągle powtarzać będę te same błędy swoich decyzji...



Po porannej, długiej i szczerej rozmowie przy kawie z osobą, która mnie nie zna, mam jeszcze większy bajzel niż miałem- zadał kilka krótkich, ale trafnych pytań- na które odpowiedź była prosta- a ja sam ją wypowiedziałem... Stanął z boku tych wszystkich sfer, które mnie dotykają w sposób tak klarowny, prosty i oczywisty, że świadomość tego zbiła mnie z tropu...

Na końcu zapytał jaką jestem liczbą urodzenia...

Nie wiem...

Zatem obliczamy...

wychodzi, ze 3- przeczytaj sobie...

przeczytałem... i zaniemówiłem...


2 komentarze:

  1. Jak na moje ignoranckie oko rozwijasz się niesamowicie... Podoba mi się ten styl witrażowy, przywodzi mi na myśl witraże Wyspiańskiego http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTds0hPK8xeU7PiWa-Bse_inq4_b33uHJxN0CTic3wnppzZ2_Gm1g

    Może nie jest aż tak źle, jak myślisz... Tylko trzeba zmienić myślenie? I rzeczywiście złamać jakiś swój schemat funkcjonowania jeden czy drugi ;)

    Uściski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś kolejną osobą, która przywołuje do ,,tuszaków" P.Wyspiańskiego...

      Nie mówię, że jest źle... mówię, że się boje się pierwszy raz radykalnych decyzji... no właśnie i chyba nastąpił okres ,,łamania"

      Usuń