czwartek, 8 września 2011

24th Birthday Preview...


Od kilku lat mam przyjemność, bądź nieprzyjemność nie obchodzenia swoich urodzin... Odkąd pamiętam, nigdy nie przywiązywałem większej uwagi do dnia tego- był to dzień jak co dzień i raczej nie był obfity w prezenty, życzenia, całusy i przytulasy- mam to dnia każdego w swym nadmiernym miodzie.

Mimo braku telefonizacji (co za spokój), dostało mi się wiele życzeń, miłych słów, maili i wiadomości :) wieść na zieleniaku prędko się rozeszła, a notka wyskakująca na facebooku (czas zniknąć z tego miejsca) zrobiła swoje- magia internetu...




W przeddzień dnia tego, wyemigrowałem w specyficzne miejsce, u podnóża świątyni katolickiej, do wspaniałych ludzi, z którymi czas ucieka tak prędko, a myśli i emocje buzują niczym tętniący swoim życiem podziemny wulkan...

Aga z Nikodemen to nietuzinkowe osobniki, żyjące na swój specyficzny, etniczny sposób w małej mieścinie, gdzie budują piękną relację...
Pamiętam naszą pierwsza konfrontację kilka lat temu, gdzie byłem pod wrażeniem i niesamowitym urokiem ich osobowości i sposobu bycia...

Nikodem artysta- racjonalista, sarkasta, który utrzymuje się z własnych chrabąszczy...
Aga- piękna kobieta z wrażliwą, również artystyczną duszą- z zamiłowania fotografik, malarka, która uciekła w kosmetyczne działania w swych naturalnych i etnicznych środkach, poprawiająca urodę pań i nie tylko :)

Są dla mnie przykładem pięknego i niesamowitego partnerstwa i specyficznej relacji, która daje się odczuć,gdy patrzy na nich się z boku- są jednością a jednocześnie sprzecznością...
jak dwa bieguny, które mimowolnie się przyciągają...
kiedyś w jednym z wpisów (chyba przy portrecie Anielki- mej siostry), pisałem o Nich, wiec nie będę się już powtarzał (a robię to dość często)...


 


Agnieszce & Nikodemowi zawdzięczam swój artystyczny start, którzy zawsze ukradkiem mnie wspierali w swoim dążeniu do realizacji, a Aga zawsze wierzyła w moje marzenia...
Obydwoje popychali mnie do twórczych działań, karmiąc wieloma pozycjami książkowymi, które wchłaniałem jak gąbka...
pozycje różne i niekoniecznie artystyczne, choć na dzień dobry, gdy zacząłem robić swoje malunki, dostałem stos książek z zakresu historii sztuki, architektury i malarstwa ;]
do tej pory Aga podrzuca książkowe pozycje, które warto przeglądnąć, i je przeglądam, mimo, że na tych wakacjach przeglądnąłem ino ,,jedną, ważną, grubą książkę" z racji znikomego czasu, który umknął w ciągu tych 2 miesięcy niczym okiem mrugnąć...






To właśnie Nikodem napałał mnie miłością i zafascynowaniem do kaktusów, to od niego dostałem pierwszego w swojej kolekcji- echinopsis oxygona- później moje hobby poleciało swoim torem i zostało mi to do dnia dzisiejszego- choć już mniej- z racji, ze nie mam gdzie ich trzymać :) a plaga choroby kupna kaktusa w jakimś sklepie, który zaraził inne sprawiła, że wiele poszło po prostu do kubła, nie dając się uratować...







Zasiąść w gronie wartościowych ludzi, wziąć do ręki kawałek ciasta na zakwasie, wrzucić je do pieca (własnoręcznie wykonanego przez Nikiego), napoić się domowym, niepasteryzowanym piwem i rozmawiać o tym ,co nie do końca jest doczesne i z tego świata...
zasiąść do altany, patrzeć jak zmrok pokrywa swoim obliczem pobliskie światła świątyni...
na zakończenie wyciągnąć bochenek chleba, własnej produkcji i karmić się nim przez następnych kilka dni...
obdarowany biżuterią wykonaną przez Age (robi pikne perełki), mogłem powrócić do swej pracowni, która zmieniła swój wymiar (długa historia kolejna)...

Mimo, że nie było to spotkanie czysto urodzinowe, bardzo miło mi się zrobiła z racji preludium :)
same urodziny spędziłem w miłym towarzystwie pewnej ciepłej duszy, z kieliszkiem białego wina, kocem na kolanach, z której obecności czerpie ostatnio bardzo dużo...

z racji powrotu urodzinowego, przed oczyma mam zeszłoroczne chwile...
były to najpiękniejsze urodziny, jakie mogłem sobie wymarzyć...
bajka, utopia i wspaniała dwójka ludzi u swojego boku...
co mnie napoiło i otworzyło zmysły nie do końca dla mnie (wtedy) zrozumiałe...
i zapewne pamięć o nich, zostanie w moim sercu na bardzo, bardzo długo :)

Takie chwile zatrzymuje się w sercu, tylko dla siebie...



muzycznie- mimo, że kiedyś już można było to posłuchać na blogowych włościach- tak chodzi za mną od wczoraj :)




Aga...
powrócimy jeszcze do głuszy :)

do szczęścia trzeba tak niewiele...

3 komentarze:

  1. aż miło popatrzeć:) takie momenty to skarby:)pzdr:)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) dokładnie :)

    pozdrawiam również :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie chwile są bezcenne. Gdybym miała trochę więcej miejsca to też bym sobie zbudowała taki piec. Pozdrawiam i jeszcze raz wszystkiego najlepszego

    OdpowiedzUsuń