niedziela, 19 czerwca 2011
Stop The Train...
Zastanawiam się dlaczego nigdy nie lubiłem niedzieli? Dlatego, że zazwyczaj dnia tego wszystko leży ptakiem do góry, jest rozlazłe i ciągnie się jak krówka pomiędzy zębami, oddechu nie mogąc złapać- mimo, że się powinno... Niedziela była dniem HTF'ów- walczyliśmy zawsze z tą błogością, ręce wkładając w jakieś chrabąszcze, które po sobie coś zostawiały- nawet jak miały być to puste butelki...
Taśką opasany oddałem się w całodzienny pląs... Patrząc... Trawiąc... Myśląc...
Zasiadłem na wilgotnej trawie, policzka wystawiając na łecht potęgującego wiatru... Raz po raz oko otwierając, zerkałem na przechadzających się pipuli...
Jakiś starszy, wypachniony i elegancko ubrany pan od nadmiaru alkoholu potoczył się po schodach prowadzących pod Wawelski deptak, uderzając głową o posadzkę. Zapytawszy (wśród obojętnych obywateli) czy wszystko w porządku, podniosłem go, wytrzepałem z paprochów, ogarnąłem pod swoją małą paszkę (sięgałem mu chyba do pasa) i podprowadziłem po tych nieszczęsnych schodach... Ciepło podziękował rękę chwiejnie podając, a ja powróciłem do rozmyślania na trawkę, zostawiając swoje oko na pląsających się ludzi...
Jest tyle do zrobienia, jest tyle do zobaczenia, tyle do trawienia, tyle do zdziałania... Pociąg zaczął swój tukot rozpędzając się coraz szybciej, coraz bardziej, coraz mocniej...
w ja porwany w ten amok działania zastanawiam się czy jest to dobre... dobre dla mnie jako specyficznej osobowości, która nie chce zamykać się kanonach i tym co płynące z nurtem i ochłapem...
Już ostatnio powiedziałem, że robię swoje w całym tym pozytywnym pląsie, podnosząc to, co pojawia się pod moimi nogami, niczego nie przeoczając, mając małpie oczy dookoła głowy...
Sam się o nic nie proszę, jest... są propozycje... dziękuje sercem czystym i chylę czoła wielce za pomoc, doceniając to co mam... a nie mam za wiele do zaoferowania...
Ale czy to jest moja bajka? Oczywiście, że nie... Ale wszystko ma swój czas i wszystko ma swoje miejsce... Aby zdobyć doświadczenie, trzeba na nie zapracować i pomęczyć się w miejscu, w którym nie do końca możesz pozwolić sobie na pełnej piersi emocjonalny oddech...
Impuls, działanie... Zastanawiam się czy pozostać w Krakowie...
Czy jest to miejsce dla takich ludzi jak Ja? Z jednej strony bardzo bym chciał- studiować, poznawać, uczyć się, przechodzić ciągłą ewolucję ( może w końcu z małpiego dzieciaka, stałbym się człowieczym młodzieńcem), a z drugiej strony powrócić do swej małej mieściny, zaszyć się w swoich chrabąszczach, zakopując w pewien sposób swe talenty, nie pozwalając na ich rozwój...
Już dawno nie czułem takiej... takiej... pustki...
Tak pustki...
Nie jest to wcale spowodowane jutrzejszymi egzaminami, czy całą otoczką artystycznych chrabąszczy jakie pojawiają się na wyciągnięcie dłoni...
Ma to swoje podłoże całkiem w innej przestrzeni... materii... emocji?
Dlaczego tak jest, jak pojawiają się nowe możliwości, nowe horyzonty, pewne rozdziały muszą się zamknąć, spalając za sobą możliwe mosty?
Zastanawiam się na ile moja otwartość nie jest zgubna, a na ile jest magnetycznym przyciąganiem osobowości, która po kilku minutach rozmowy potrafi otwierać się, wywlekając się emocjonalnie będąc na swej lewej stronie...
Paradoksem jest fakt, że drzemie we mnie natura dziecka, dziecka któro sobą przyciąga...
Nie jestem brany na poważnie, ciągle ślinotokiem tryskając na boki... ale... no właśnie...
Zastanawiam się na ile mój wypadek, zmienił moje życie, gdzie śmierć zaglądnęła mi przez ramie, a palec Boży pokiwał utratą możliwości chodzenia, całe życie wózek pchając...
Czy to wtedy zacząłem kochać ludzi?
Czy stało się to o wiele później w momencie poszukiwania emocjonalnej prawdy?
Powtórzę raz jeszcze:
,,Nie wszystko jest takie, jak my to widzimy..."
Ostatnie dwa, trzy posty na blogu (łącznie z dialektem) troszkę mnie zatrzymały...
A raczej kazały się zatrzymać komentarze, których prosta, spontaniczna i z przymrużeniem oka otwartość, mnie kiedyś zabije...
w końcu doczekałem się tej dedykacji muzycznej, która miała się pojawić już dawno temu...
piosenka może średnia- ale video- mniam...
Wstyd się przyznać, ale dopiero niedawno go zobaczyłem- człowiek nie posiada TV, a na YouTubie nie ma w zwyczaju oglądać Rihanny ;]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ehhhh te egzystencjalne rozterki
OdpowiedzUsuńEmocje... Jeszcze trochę cierpliwości. I
OdpowiedzUsuńprzyjdzie czes na inne pytania, inne wątpliwości.
Piosenka dla Ciebie
http://www.youtube.com/watch?v=FBl9AologiM&feature=fvsr
dasz radę..i pamiętaj że gdzieś tam na strychu JA siedzę..i mam podobne myśli..
OdpowiedzUsuńHds - hihihi!
OdpowiedzUsuńKimon - bez przesady, Twój sztab pracuje nad Twoją przyszłością, osobowość trzeba zaś traktować jak teściową - nie wybiera się jej, tylko przyjmuje z całym bogactwem inwentarza!
Kraków jak Kraków - jak się znudzi, jest Przemyśl, wszędzie się ułoży. To my dla miast, nie miasta dla nas!
Kimciu, jeśli o to Ci chodzi, to zauważ, że wszyscy Cię chcą razem z całym dorobkiem trudnych doświadczeń. A a w zasadzie to ten dorobek się sprzedaje - przecież nie zamawiają u Ciebie ludziska obrazków różowych i błyszczących...
OdpowiedzUsuńAle to nie tematy do wałkowania na bloggerze, ale na zielonej trawce, "jeśli masz ochotę, daj mi jakiś znak" ;*
(Ale proszę nie traktować tego cytatu z popkultury zbyt dosłownie ;D )
I popieram Doro w kwestii miejsko-miejskiej :)
Już chyba za późno. Pociąg ruszył.
OdpowiedzUsuńTeraz musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to zwykła osobówka, czy też może intercity?
I uwierz mi proszę, to nie ważne, w którym mieście się zatrzyma:)
No i znowu się po knajpach szwenda, zamiast zdać raport! ;)
OdpowiedzUsuńdmuchaj na chmury... :):);-P
OdpowiedzUsuńSkoro jeszcze raportu nie zdaje, znaczy że zapił ze szczęścia ;)))
OdpowiedzUsuńStawiam wiadro truskawek, że tak! :)
OdpowiedzUsuńAru, rwo kulszowa. I chciałaby i.. ?
Uszy up!
Bierz za rogi, bo stracić nic nie możesz, co najwyżej doświadczeń nowych się nałykać, a wiesz - okrąg i styczna raz się spotykają i gonić potem ten moment na próżno.
Jest taki fajny cytat na tę okazję, nie pamiętam kto to wygłosił i przy jakiej okazji, ale zda mi się, że machnął, wzruszył i z jasnym czołem powiedział: "A CO MI TAM!". I ruszył do szarży.
Czego wam i sobie życzę. Sęk ju, gud najt.
Po następnym zaliczonym etapie nie będzie Go przez tydzień ;))) Strasznie niezdrowe dla wątroby te sukcesy ;)))
OdpowiedzUsuńNiech ćwiczy, bo to podobno jeden z nieodłącznych atrybutów prawdziwych artystów ;)))
OdpowiedzUsuńrozterki rozterki... wiecznie chłopięciem być nie można, tym bardziej że gdy na starość człek swe oblicze w lustrze obaczy może na zawał czy inny wylew zejść... ;)
OdpowiedzUsuńoh nazbierało mi się zaległości blogowych przez dni kilka.
No ile chlać można ;]
OdpowiedzUsuńHadesie, ten nasz syn zdecydowanie przesadza - musimy się za Niego wziąć - o ile nie jeszcze za późno! ;P
OdpowiedzUsuńTo mi już wygląda nie na chlanie, ale na zakochanie. Ciężki przypadek ;)
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że bić pasem nie można, bo się tylko rozochoci ;D
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej wiadomo gdzie Kimon tankował ;)))
OdpowiedzUsuńBardzo ładne i znane miejsce!
OdpowiedzUsuń:DDDD
OdpowiedzUsuńNo to się zaczyna...
Będą Państwo Rodzicielstwo mieli rozmaite atrakcje ;D
OdpowiedzUsuńMyślisz, że w ciąży z tych egzaminów wróci???
OdpowiedzUsuńJakby zaciążył, to miałby jeszcze grube miliony w kieszeni w ramach nagrody.
OdpowiedzUsuńDobrze, że się odezwał bo chodziłam od okna do okna już drugą dobę!
OdpowiedzUsuńTe dzieci ;]
OdpowiedzUsuńPrzynoszą tyle samo zmartwień co radości ;D
też Was kocham :*
OdpowiedzUsuń