poniedziałek, 30 maja 2011

Wycieczka Chrupków- part 1: Powrót do przeszłości...





W jednej chwili przeszłość potrafi przebiec się ukradkiem od samej świadomości do najdalszych zakamarków emocji ukrytych gdzieś głęboko...
od emocji ukrytych głęboko do obrazów, filmów,które w ciągu sekundy potrafią na nowo odtworzyć swój bieg...
są takie miejsca z dzieciństwa, które były utopią, oazą, miejscem gdzie uciekało się nocą ukradkiem, by jako zbuntowany bachor układać niczym puzzle to czego wtedy się nie rozumiało- a co z perspektywy czasu ma inny smak i wymiar...

ile to drzewo się nasłuchało, gdy siadałem na jego gałęzi patrząc jak dołem wąwozu przechadzają się sąsiedzi, ludzie z pobliskich domów z koszami grzybów, siatkami ryb, chrustem na opał...

to tutaj razem z rówieśnikami wymyślaliśmy co rusz inne zabawy, kwitły przyjaźnie i zaczynały się początki świadomości przechodzenia z dzieciaka w młodzieńca...




wychodząc z wąwozu, który zimą był najbardziej ekstremalną zjeżdżalnią, a latem wieszania się na linkach, ,,przefruwając" z jednej strony na drugą, wyłaniał się widok naszego leśnego osiedla wojskowego, gdzie pośród drzew, polan, oczek wodnych niczym w etnicznej wiosce życie nabierało innego pędu, relacji, funkcjonowania...
na ,,kanale"samochodowym wiecznie się siedziało...
miejsce spotkań zbuntowanej młodzieży...



Finansówka- miejsce pracy mojej mamy... teraz stoi tylko ruina...
zawsze przechodząc przez jednostkę wojskową do naszego odizolowanego światka, przychodziłem do ich pokoju pisząc felietony na maszynie do pisania ;]

ludzie z osiedla pracowali 5m od swoich mieszkań zamknięci wielkimi siatkami, murami, bramami, przy której stali wartownicy sprawdzając przepustki każdego mieszkańca...
życie kręciło się tylko i wyłącznie w zamkniętym gronie, gdzie każdy wszystko wiedział o sobie, w bezpieczeństwie,nie zamykając mieszkań, zostawiając wszystko na zewnątrz nie bojąc się, że coś może zginąć... jeden pomagał drugiemu i dzielił się co ma...

żyliśmy w jednej społeczności z majorami, żołnierzami, funkcjonariuszami...
obok był poligon, strzelnica... oczka wodne sprawnościowe...
bunkry, podziemne przejścia...

dorastanie w takim miejscu rozwijało najskrytsze zakamarki umysłu dziecka, rozwijało wyobraźnię i społeczne relacje...





Plac zabaw- miejsce schadzek kobiet z dzieciakami, tutaj życie kwitło...
w soboty i niedziele starsi panowie grali w siatkę, tenisa, kosza...
kobiety siedziały kibicując, ukradkiem patrząc czy dzieciaki nie za bardzo szaleją na huśtawkach- były jeszcze różnego rodzaju wojskowe szczebelki sprawnościowe...
co jakiś czas robione były rozgrywki między ludźmi mieszkającymi w pobliskich domach na skraju lasu, robione były zabawy dla dzieciaków, konkursy...


jeden z 4 bloków, w którym było po 8 mieszkań...
moje mieszkanie...
obecnie balkon potraktowany drewnianą sklejką- kiedyś cały był obmalowany przez mojego Ojca różnymi ilustratywnymi przedstawieniami- nasz charakterystyczny balkon przywoływał ludzi, wiedzący że akuratnie tam mieszkamy...
Żołnierze przychodzili do Taty by robił im chusty na zakończenie swej działalności w wojsku, a wszystkie wnętrza w koszarach- stołówka, kuchnia, pokoje żołnierzy, funkcjonariuszy były przez niego malowane- zwierzęta, ilustracje wojenne, krajobrazowe...

Jednostka była tak charakterystyczna, że żałuje, że nic z niej nie pozostało...
a szczególnie malunki mojego Ojca, po którym mam tylko ołówek automatyczny, bez którego się nie rozstaję...

większość budynków po rozwiązaniu jednostki zostało zburzonych, bramy zostały zlikwidowane... drzewa i las został wycięty, gdzie co rusz powstają domy, blokowiska, sklepy, fabryki... została wybudowana droga, a drzewa ciągle są ścinane...
to już jest inne miejsce, w którym dorastałem... Mimo, że wspomnienia powróciły, czułem sie tam obco nie kojarząc większości miejsc...
Drzewa na których były wyryte podpisy, słowa, pamiętając każdą zadartą skazę, zniknęły i na ich miejsca postawiono bloki...
8 lat dorastania w Sanoku na wojskowym osiedlu na skaju miasta...
a ja po kilku latach, dopiero wczoraj powróciłem patrząc jak wszystko się zmieniło...
Sanok cały się zmienia... miasto kwitnie... i przechodzi swoją świetlaną formę...



Pierwsze miejsce naszej Chrupkowej Wycieczki- osiedle na ulicy Wyspiańskiego- o której wspominałem we wcześniejszym wpisie...
od sanockiego Skansenu idąc w głąb lasu, można dotrzeć do tego miejsca mijając ,,sosenki", polany, stawy i las...

jeszcze tylko powrót do Ustrzyk Dolnych, oraz Koszar w sercu lasu- czego nawet na mapie nie ma pod granicą, i dokumentację przyszłościową mieć będę ;]

dziękuje Happy Three Friendom, że zabrali mnie na moje stare włości, zbaczając z trasy w kierunku miejsca, o którym opowiem jutrem ;]
to są nieziemscy przyjaciele, którzy pokornie czekali na mnie w przy samochodzie...

ah co za emocje ;]


muzycznie:

19 komentarzy:

  1. Ja w Sanoku może ze dwa razy w życiu byłam...

    Budynki znikają, otoczenie się zmienia, jedno burzą, inne budują... tylko wspomnienia zostają...

    OdpowiedzUsuń
  2. :) to prawda... wiele się zmienia...
    a nie widziałem swojego osiedla 5 lat...
    zmiany są dobre, ale nie potrafię tego uczynić z tym rejonem, gdzie stał kiedyś las, a teraz stoją kilkupiętrowe bloki i molochy...

    Sanok jest specyficzny, tak jak i Przemyśl...
    małe bieszczadzkie miasteczka mają swój urok...

    OdpowiedzUsuń
  3. Lasu żal...

    To prawda, że mają. Nie znam ich zbyt dobrze, ale wspominam miło, zwłaszcza z jednej wycieczki w ten rejon wraz z moją mamą.

    OdpowiedzUsuń
  4. w Sanoku to ja mam rodzinkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Choco :)
    wspomnienia miejsc u boku mamy należą do perełek zapewne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kinia- o jak miło :)))))))))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja wtedy w tym rejonie byłam pierwszy raz :)
    Następne razy to już hasanie ze znajomymi.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten las to hurtem nadaje się do ilustracji Tolkiena!

    OdpowiedzUsuń
  9. :) no ba ;]

    ciesze się, że nie zniszczyli wąwozu i rejonu pod osiedlem ( który jest z jednej strony na skarpie- która jest zaraz za placem zabaw i ciągnie się wzdłuż osiedla)...

    chyba bym się spiszczał z rozpaczy...

    OdpowiedzUsuń
  10. I Ekipa w furze jest nieziemska, to fakt. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. :DDDDDDD najlepsza :DDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  12. ;] nie dziwne, że człowiek wychowany w takim miejscu ma coś nie tak z wyobrażeniem rzeczywistości ;]

    OdpowiedzUsuń
  13. Kimciu, a czemu miejsce podupadło? Wojsko się odżegnało od przyczółka?

    OdpowiedzUsuń
  14. no coś na tej zasadzie...
    wtedy zostało przeniesione do innego miejsca w Bieszczadach... Trzciańca bodajże...
    dlaczego? po co?
    nie mam pojęcia...
    na chwilę obecną całkowicie rozwiązali ten oddział z racji wiadomych- zmniejszenie przez rząd poborów i placówek wojskowych...

    OdpowiedzUsuń
  15. Od najmłodszych lat na drzewie się huśtałeś ;>
    Takie sprawy determinują na resztę życia ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. :D no ba ;]
    zwinność małpia od dziecięcych lat ćwiczona ;]
    dlatego tak małpę do lasu ciągnie, hasając nago po drzewach i wieszając się na gałęziach... ogonkiem ;P

    OdpowiedzUsuń
  17. Ustrzyki Górne to pamiętam, oooo...
    nocleg pod namiotem- a pod nami domy a nad nami kosmosy, ech...
    pewnie ludzie już tak chętnie nie wpuszczają na podwórza, żeby sobie namiot rozbić, jabłkami poczęstować...hipisów jakimiś byliśmy wówczas?
    ______________
    dokumentację obiektów sakralnych, drewnianych tam robiłam :)
    blisko drzew panie się trymaj!!
    hej.

    OdpowiedzUsuń
  18. ;] Azi wpuszczają :)
    może nie wszyscy, ale ludzie są bardzo przyjaźni- bieszczadzka mentalność się nie zmieniła ;)
    pozytywni ludzie wyczuwać się będą zawsze :)

    :) obiekty sakralne drewniane- ty był tez jeden z naszych celów wycieczkowych z HTF'ami dnia owego ;]
    więcej niebawem sie pojawi ;]

    OdpowiedzUsuń