poniedziałek, 2 lipca 2012

Pracowniane Doznania- ,,Has" Me A River czyli Woda, Krecik & Jajo...


Wrócić do pracowni, nastawić wodę na kawę, drugą dłonią zabierając maszerującego pająka w stronę miski z czereśniami (w której o dziwo), nawet robaka nie doświadczysz- niby ekologia (bez lokatora?). Odsłonić zasłony, wpuszczając trochę wieczornego oddechu miasta- niekoniecznie spalin- mimo balkonu na samo serca centrum- gdzie życie powoli zamiera (jak to w małych miasteczkach owianych nocnym kocem)- a stan jest to niekontrolowanego umysłu w tym miejscu.
Kolejny raz płucze w miednicy stopy, po bosym maratonie- a nóż nikt mnie nie wyciągnie już z domu- a może sam się wyciągnę? Pogoda...

W duchu myślę- ,,kocham to miasto"- machając do Pani kioskarki z naprzeciwka, która zawsze dostrzega, kiedy zapali się u mnie światło podczas powrotu do Przemyśla- ,,Wrócił Pan. Na długo?".
Włączam pranie i rozkładam pościel na oknie, zastanawiając się czy przypadkiem, igły kaktusów nie będą znowu mnie uwierać podczas snu.

Rzucić się na pracownianą kanapę, z myślą, że kolejny dzień minął pod innym tekstem źródłowym, którego karteluszki w głowie przewracam. Czajnik zaczyna piszczeć- zalewanie kawy w momencie zapalania kadzidła, który niweluje siekierę unoszącego się dymu papierosowego jeszcze z poprzedniej nocy... Terpentyna, kawa, nikotyna... Przesiąknięty cal każdego zakamarka piżmowym olejkiem, którego niweluje niosąc kolejny (enty) kubek kawy.
Muzyka...

Dzwonek do drzwi- czas nastawić więcej wody- mamy znowu gości :)

Lubię swoja pracownie- nie tylko ja ją lubię.
A kto bardziej ją lubi?
Przesiadujący, oderwani od rzeczywistości, choć na chwilę zapominających o problemach swoich- mimo, że nagle o problemie nie ma potrzeby mówić- wystarczy doznać kubka kawy w ,,normalności" w wymiarze duchowości (artystyczności?)- czy ja jako ,,codziennik" niekoniecznie przemyski?
Może obydwoje?
A może wszyscy razem?


Jednak wyciągamy sie na has razem- zawsze to raźniej porozmawiać (posłuchać) o problemach w terenie- a jak wiadomo, nic nie robi lepiej jak ostry wycisk spacerowy po okolicy- ,,Ej! Ściągaj buty! Po trawie iść możesz boso- koniecznie. Zaraz tam psie kupy- szybciej kuny, bo latają ostatnio jak oszalałe- wyślesz najwyżej totolotka".





Jednak i sam się wyciągam na te hasy- maja zupełnie inny wymiar doznaniowy.
Dostrzegam więcej- a i czuje więcej.
Przyzwyczaiłem się- może inaczej- tak wybrałem- może z konieczności?
Wybór zawsze jest wyborem- złym- zależy od perspektywy- a jeśli doznajesz więcej?
Hem?

Już dawno pewna Wiedźma powiadała- patrz pod nogi- patrze, nawet dokumentuje, mimo, że o inny wymiar chodziło- mimo, że chodzi się boso. A podobno zaraźliwe- niczym opryszczka po napiciu się z cudzej, butelnianej szyjki- a jak wiadomo szyjki malinki lubią- niekoniecznie podążające Sputnikiem w zimne Galaktyki, które o dziwo ( a może nie dziwo) mniej zimne się robią.

Wieczory nadal duszne- może zamknę okno?





C.D.N.
;P

czyli

zapowiedź miejsca ,,docelowego"

(w roli ,,Jaja" Stary Zakapior- PeKaJot)




P.S.
Pamięta ktoś historię rozdeptanego moim wielkim cielskiem, podczas nocnego hasu, biednego Krecika?

Sprawa ciągle w toku...
Bóbr z nad Sanu wytoczył już proces...



Mamy już kolejne ofiary Kimuszkowych maratonów, gdzie zbija kolejne kilogramy nagromadzonego podskórnie tłuszczu...

Shame U K.I.M. ...

4 komentarze: