Smakujesz, doznajesz, siadasz, patrzysz...
Słuchasz, hasasz, dreptasz i znów patrzysz...
Uśmiechasz, pochylasz, łapiesz i znów patrzysz...
Zapowiadany has, dotarł do miejsca docelowego, któro wpija we mnie najczystszy wymiar obcowania i przyglądania się relacjom, a w szczególności relacji jednej- o której mogłem już swojego czasu troszkę napisać. Patrząc się na parę ludzi, wierzysz, że można się bezgranicznie uzupełnić, czerpiąc życiodajne soki z najdrobniejszych i najmniejszych szczegółów funkcjonalnych, nie poszukując ich poza swoim domostwem- można? można...
A ja tak cicho, pokornie, siedzę- robię swoje i bacznie się przyglądam, poszukując ciągle swojego (może wyimaginowanego) ideału, który w głowie się narodził właśnie podczas pierwszej, wspólnej konfrontacji.
,,Kady- działka na dom jest, rodzinne plemię jest, cegielnia z gliną jest- podwijamy rękawy i budujemy sobie wspólną chatę- spożytkuj swój zawód na rzecz budowania ekologicznych domostw, a my ugniatać podłoże wylewki będziemy. Na kurs jechać miałeś.
Stawiamy od razu dwa- na pracownie artystyczną.
Piec już jest- chleb na zakwasie już się przypala.
Może kawałek pizzy? Taki chudy jesteś..."
Duch może hardy i ochoczy, ino ciało takie mizerne i słabe (a raczej lenistwem i małym portfelem owiane).
,,Czemu tak cicho siedzisz?
Zmogło Cię piwo?
To pewnikiem seria ,,Pożal się Boże"- zrobiliśmy mały eksperyment tym razem, chyba z chmielu amerykańskiego- smakuje bananem nie?
Wyjdź na ogród.
Widziałeś? Mamy chińskie ogórki- słodsze w smaku niż nasze, rodzime sadzonki.
Troszkę chwastami zarosło- osobiście tłumaczymy się angielskim ogrodem i naturalnym biegiem natury- choć wiadomo, że to raczej wynik braku ogrodowego zacięcia.
Między pokrzywami szałwia, bazylia i mięta rośnie.
Jeden pomidor nam czerwienieje- uważaj na ule, by Miszka nie wbiegła, bo wszystkie pszczoły wpierdoli i znowu gęba jej spuchnie. Przynajmniej much nie mamy w altanie."
A ja ciągle cicho obserwuje i doznaje- czasem ciężko słownie ogarnąć klimat, który wlewa miodu, nie pobierając go ani ciut ciut.
Może to się nazywa powrót do ,,domu"?
Refleksje po wyautowaniu ciągle są żywe i po głowie krążą, co jest owocujące.
A takie rodzinne spotkania, są tylko kolejnym wyrazem w kolejnym rozdziale, który zacząłem znowu pisać. A może to na razie wstęp?
Może czas na dalszą wędrówkę, wiedząc, że przemyska preria była, jest i będzie
miejscem stałych powrotów.
Umieranie i narodziny.
Ziarno, kiełkowanie i plon.
Najbliższe tygodnie, są chill'em samotnych hasów i paradoksalnym wymiarem pracy ponad
stan oraz wykorzystywaniu wolnych chwil (a zdarza ich się kilka) na obserwacje i słuchanie-
niekoniecznie rad, a samego podglądaniu funkcjonowania innych, czerpiąc z
boku doświadczenie, na kolejny bagaż, który na plecka wrzucić trzeba i
iść dalej.
Kolejne decyzje, no i znowu... zmiany.
Lubie, nie lubię- są mimowolne.
Niby sam, niby nie- niby nóżki...
Beztroskość?
Ustatkowanie?
Czego oczekuje?
Czego oczekuje?
...idę boso...
idź boso idź... mija Cię właśnie festiwal teatrów ulicznych w Srakowie
OdpowiedzUsuńpóki co to ja mam festiwal teatralny w domu- leżąc plackiem w łóżku jak kłoda, wydalając z siebie resztki pokarmu ;] ale zaczynam się nawadniać po 2 dniach przygwożdżenia ;]
Usuńjakiś pindolony wirus- ale jakie atrakcje ;]
nawadniaj nawadniaj.. arbuzami na przykład
OdpowiedzUsuńpóki co ryż na wodzie i suchy chlebek- wszystko inne jest... zwracane :D
UsuńPierwsze zdjęcie! Kompozycja, kolory, klimat!
OdpowiedzUsuńUściski :*
e tam- ja na fotografii się nie znam- czysta dokumentacja hasów i wyhasów- do fotografii to zwracać się do tego Pana, który ostatnio komentarze mi wrzuca- warto ;]
Usuńrównież uściskowywuje, dziękując jednocześnie za magicznego, bosego sms'a ;]
postawił mnie na nogi :D
Oj tam oj tam, Pan Skromniś, a efekty edukacji jednak som ;)
OdpowiedzUsuńOraz :*
Ale wspaniałe klimaty!
Usuń:) w tym kierunku podążamy na przyszłość co?
Usuńzawsze jakoś tak wtedy myślę o Sadzie- tym bardziej, ze owa Pani (Aga) jest Twoją stałą czytelniczką, za nim jeszcze Kimonidło się pojawiło na blogowych włościach ;]